Co oni wszyscy mają z tą zmianą czasu. Czy naprawdę nie można do tego podejść zwyczajnie? To tylko zmiana godziny. W przód i w tył. A ludzie podchodzą to tego prawie jak do śmierci - wszyscy wiedzą, że nastąpi i wszyscy się jej boją. I zawsze są niezadowoleni, kiedy już jest po. A przecież żyją dalej i wciąż tak samo, ale te dwa dni w roku wywołują w ludziach niezrozumiałą dla mnie ekscytację.
Zawsze zaczyna się tak samo - no to kiedy zmieniamy ten czas? Wbrew pozorom odpowiedź prosta nie jest, zawsze potrzebujemy chwili albo dostępu do sieci, żeby to sobie wyjaśnić. A do przodu czy do tyłu? Mission: impossible. Jeśli ktoś umie na to pytanie odpowiedzieć bez zająknięcia w ciągu 10 sekund to jest moim bogiem. Ale od czego są media. Te "najlepsze" potrafią już na kilka dni przed tym strasznym wydarzeniem zamieścić instrukcję przekręcania zegarków. Internet nie ma ograniczeń i niech sobie tam każdy wrzuca, co chce, ale jeśli główne wydanie wiadomości w TV puszcza materiał o zmianie czasu i robi z tego jedno z wydarzeń dnia, to ja wychodzę i nie wracam. Zawsze to jest reportaż na jedną kupę, co pół roku ta sama gadka i zawsze - zauważcie - "zyskujemy albo tracimy" godzinę z życia. Albo: "od dzisiaj śpimy godzinę dłużej". Co to jest za bełkot w ogóle? Doba przecież nadal ma 24h, a człowiek wcale nie musi spać krócej albo dłużej. Wystarczy, że położy się wcześniej lub później i ma tyle samo snu. Raczej nie powinien być zaskoczony "nagłą" zmianą czasu, więc może to zrobić.
I na drugi dzień być wyspanym, wypoczętym i pełnym zapału do pracy optymistą. Buhahaha. Większość ludzi (bo ja akurat nie) boleśnie odczuwa skutki przesuwania wskazówki w tą i z powrotem. Tak bardzo nie chce się im nic robić, cztery podwójne espresso z redbullową popitką nie pomagają, wszystko leci z rąk i wylatuje z głowy. To nic, mają prawo, przecież czas się zmienił. Z letniego na zimowy, a to przecież najlepszy argument do tego, żeby zdiagnozować u siebie jesienną depresję i popołudniowe migreny. Tyle, że za pół roku będzie dokładnie to samo, ale trzeba będzie sobie wymyślić jakąś inną przypadłość, bo przedzimowy dołek już nie pasuje.
Zawsze zaczyna się tak samo - no to kiedy zmieniamy ten czas? Wbrew pozorom odpowiedź prosta nie jest, zawsze potrzebujemy chwili albo dostępu do sieci, żeby to sobie wyjaśnić. A do przodu czy do tyłu? Mission: impossible. Jeśli ktoś umie na to pytanie odpowiedzieć bez zająknięcia w ciągu 10 sekund to jest moim bogiem. Ale od czego są media. Te "najlepsze" potrafią już na kilka dni przed tym strasznym wydarzeniem zamieścić instrukcję przekręcania zegarków. Internet nie ma ograniczeń i niech sobie tam każdy wrzuca, co chce, ale jeśli główne wydanie wiadomości w TV puszcza materiał o zmianie czasu i robi z tego jedno z wydarzeń dnia, to ja wychodzę i nie wracam. Zawsze to jest reportaż na jedną kupę, co pół roku ta sama gadka i zawsze - zauważcie - "zyskujemy albo tracimy" godzinę z życia. Albo: "od dzisiaj śpimy godzinę dłużej". Co to jest za bełkot w ogóle? Doba przecież nadal ma 24h, a człowiek wcale nie musi spać krócej albo dłużej. Wystarczy, że położy się wcześniej lub później i ma tyle samo snu. Raczej nie powinien być zaskoczony "nagłą" zmianą czasu, więc może to zrobić.
I na drugi dzień być wyspanym, wypoczętym i pełnym zapału do pracy optymistą. Buhahaha. Większość ludzi (bo ja akurat nie) boleśnie odczuwa skutki przesuwania wskazówki w tą i z powrotem. Tak bardzo nie chce się im nic robić, cztery podwójne espresso z redbullową popitką nie pomagają, wszystko leci z rąk i wylatuje z głowy. To nic, mają prawo, przecież czas się zmienił. Z letniego na zimowy, a to przecież najlepszy argument do tego, żeby zdiagnozować u siebie jesienną depresję i popołudniowe migreny. Tyle, że za pół roku będzie dokładnie to samo, ale trzeba będzie sobie wymyślić jakąś inną przypadłość, bo przedzimowy dołek już nie pasuje.
Sorry za te złośliwości, ale większa w tym wszystkim jest rola psychiki niż pory roku i wcześniejszych wieczorów. Jak wbijecie sobie do głowy, że skoro jest jesień to trzeba się czuć źle, to będziecie się tak czuć. Jak Wam powiedzą w wiadomościach, że "śpimy godzinę krócej", to rano poczujecie się tak, jakby Was ktoś zjadł, strawił i wysrał. Po raz drugi sorry za dosadność, ale strasznie mnie irytuje, jak mi ludzie tłumaczą swoje złe samopoczucie zmianą czasu. Że ciągle nie mogą dojść do siebie, bo ktoś im tydzień temu zabrał godzinę z życia. Ja rozumiem, że ludzie mogą czuć się zamuleni i otępiali po podróży do NYC albo Pekinu, gdzie kiedy u nas południe, to tam ranek albo wieczór. Ale dajcie spokój, że 1 godzina robi Wam taką różnicę!
To tak, jak się małym dzieciom od samego urodzenia wpaja, że wizyta u dentysty to najgorsza rzecz na świecie, a on sam to wyposażony w wiertło koszmar z ulicy wiązów. Trauma na całe życie gotowa. W temacie zmiany czasu rolę rodziców odgrywają media i to one powinny zadbać, żeby ludzie nie bali się przesuwania zegarków raptem 2 razy do roku. Oglądasz telewizję, przeglądasz internet i już na starcie jesteś źle nastawiony, bo źle tę informację przedstawiają właśnie media. Tu powinien być konkret, krótka instrukcja gdzie, co i jak. I tyle, bez wstawek o tym, co tracimy, co zyskujemy i jak to wpłynie na nasze ciało i umysł. A wpływa nijak, uwierzcie mi. Tak działa nasza psychika i jedynie naszym własnym nastawieniem (pozytywnym - żeby nie było, że nie dopowiedziałem) możemy i powinniśmy to zmienić, bo problem leży w nas, a nie w zegarku na stoliku.
Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!