No i mamy tragedię. Co roku uważam, że to totalny debilizm i tylko czekam, ilu tym razem oślepnie, ogłuchnie i ile będzie urwanych rąk. Jakoś tym razem obyło się większych ekscesów, ale jeden dramat oczywiście się wydarzył. Mała dziewczynka dostała jakimś plastikiem z petardy w głowę, straciła przytomność i już się nie obudziła.
Serio, dobrze że nie posiadam broni albo nawet pozwolenia na broń, bo zaraz bym poleciał i kupił. Zostawiłbym rodzinę i dzieci, ale strzelałbym do tych gówniarzy co rzucają te grzmocące petardy pod swoich kolegów i innych ludzi przy okazji. Nie mam nic do tych wszystkich straganów z petardami, bo to zwykły biznes i do tego legalny. Mam mordercze zapędy tylko wobec ludzi, którzy nie potrafią tego shitu używać. I używają jedynie tych mega głośnych, dudniących w uszach jeszcze przez dobrych parę minut. Tych, które rzuca się na ziemię i patrzy jak się detonują w hałasie przekraczającym wszelkie normy decybeli. Sam huk i smród. To jest żałosne.
Jestem w stanie tolerować tylko te ładne, błyskające i rozpraszające się na setki małych iskierek, kolorowe ognie. I tylko między 23:50 a 00:10. Żadne dwa dni przed, żadne nawet 5 godzin przed. Po co. 20 minut - tyle wystarczy, żeby nacieszyć się tą i tak wątpliwą imprezą. Lać po ryju mi się chce, kiedy widzę te ich pootwierane na oścież mordy i pijackim bełkotem komentujące widok: 'A zoba to! A to zoba! A to jakie zajebiaszcze ej! Czeka chwile, zerzygać się muszę. Bleeeuuuuaaa. A tera to zoba!'. To jest żałosne.
I co z tego, skoro ci najbardziej sylwestrowi wrócą cali i zdrowi nad ranem do domu, kiedy gdzieś niedaleko rozgrywa się dramat, który nie miał prawa się zdarzyć. Gdzie kilku nawet trzeźwych, dorosłych osobników odpala te dozwolone w moich kategoriach fajerwerki, a i tak umiera niczemu niewinna, stojąca gdzieś tam z boku dziewczynka. Bezbronne dziecko. I to już jest tragiczne.
Słuchajcie, tylko zorganizowana impreza fajerwerkowa ma w ogóle sens. Bo jest efekt, jest show i ktoś tego bałaganu pilnuje, więc jest w miarę bezpiecznie. Self-made party z petardami wsadzanymi do butelek jest do dupy. Raz, że gówniany towar, dwa że gówniany rezultat i trzy że może z tego wyjść naprawdę duże gówno. Tak jak dziś w Warszawie.
Nikomu nie urwało ręki ani nogi, choć paru powinno tak skończyć. Kibicowałem im z całego serca, a skończyło się na śmierci małej 5-latki. Czasem nawet okazuje się, że nie trzeba w sztok pijanego towarzystwa ani durnej młodzieży, żeby doszło do tragedii.
A ci ludzie, pewnie rodzina, nigdy już nie odpalą żadnej petardy. Zostanie im palenie zniczy. Damn it! Czy o taką zamianę nam chodzi?
Dodaj coś od siebie - zostaw komentarz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz