28 sty 2014

JAKIE ŚNIADANIE NA KACA-GIGANTA? | MINI-SONDA


Wiecie jaka jest najlepsza metoda na poimprezowego kaca? W ogóle nie wychodzić z domu. Okej, w domu też możesz się sponiewierać, ale załóżmy że picie do lustra nie jest tym, o czym marzysz w sobotę wieczorem. I załóżmy, że jednak ktoś cię na tę imprezę wyciągnął (bo przecież to nie twój plan), ktoś cię zmusił (całe 3 sekundy się opierałeś) i obiecał, że postawi (jedno, ale bez sensu kończyć na jednym).

Dobra - pomińmy samą imprezę. Wiadomo, że znowu nie dotrzymałeś danego sobie słowa ("już nigdy nic nie wypiję"), znowu nie wziąłeś 2KC na czas i znów zasnąłeś w knajpie, a obudziłeś się we własnym łóżku. To znaczy sam do końca nie wiesz, bo wirujący przed tobą obraz podsuwa różne scenariusze. Nie ma biedy, jeśli możesz cały dzień chorować i puszczać kac-bąki pod kołdrą. Ale co, jeśli nie możesz?

Bo masz obowiązki? Plany? Pracę, studia, popołudniową randkę z nowo poznaną dziewczyną / chłopakiem? Albo żonę, która nie rozumie podstawowej zasady sawuar wiwru, że kiedy szef pije, to pracownik też musi? Nie masz wyboru, musisz powstać niczym feniks z popiołów i ogarniać niczym kot swoją kuwetę. Musisz być na tyle trzeźwy, żeby móc wymówić słowo "trzeźwy".

Przez "rz".

Przeczytaj też: NAWET JEZUS PIŁ

Zapytałem więc paru znajomych, jak sobie z tym radzą. A konkretnie, co jedzą i co piją, bo przecież najważniejsze to wypełnić żołądek czymś innym niż wczorajsze procenty. Niestety nie wszystkie wnioski były zadowalające, więc wywaliłem z mojej sondy takie odpowiedzi jak "klinem go", "odwołać wszystkie plany" czy "nie mieszać następnym razem". Picie wody też nie wchodzi w grę, bo to wiadomo, a poza tym to ma być coś, co od razu stawia człowieka na nogi. Jajecznica też jest oklepana.

Dobra, to co zostało?

Kolega Andrzej

- U mnie to zależy, jak mocno zabalowałem. Jeśli mogę zwlec się z łóżka i nie pędzi mnie od razu na muszlę, to idę w tłuste - tyle, że nie w jajecznicę, jak wszyscy, a w omlet. Na to żółty ser, keczup + pomidor i ogórek, tak żeby nie było za mdło. A jeżeli chce mi się wymiotować na samą myśl o jedzeniu, to strzelam sobie mocną kawę z cytryną. Nie wiem, może to placebo, ale faktem jest, że po 20 minutach cały ból jakimś cudem znika. Zostają tylko zmęczone oczy ;)

Koleżanka Ewka

- Naczytałam się kiedyś, że zamiast wody lepiej pić dużo soku pomidorowego, bo zawiera potas i witaminę C. Tyle, że ja nie lubię samego soku, więc sobie go rozrabiam - dodaję Tabasco, trochę cytryny, selera naciowego, sól, pieprz i trochę cukru. No i obowiązkowo z lodem, inaczej nie wejdzie. To coś a la Krwawa Mary, tyle że bez wódki oczywiście. A zjeść, to nic nie zjem. Najpierw muszę swoje odchorować i jak mi się zrobi lepiej na żołądku, to wychodzę pobiegać i wtedy głodnieję.

Kolega Tomasz

- Osobiście najlepszym dla mnie sposobem jest jedno, dwa, no może pięć piwek następnego dnia, ale na trzeci dzień kaca mam jak skurwysyn, więc to raczej droga donikąd. Albo do alkoholizmu, jak zwał, tak zwał. No więc jeśli nie to, to lody. Obojętnie jakie, byle zimne. A do tego gorąca herbata z hurtową ilością cukru, to znaczy zamiast dwóch łyżeczek daję cztery. Nie wiem, o co w tym chodzi, ale dziadek mojego kumpla, taki prawdziwy alkoholowy kombatant, doradził mi, żebym powalczył w ten sposób. I działa.

Koleżanka Paula

- Fast food! Najlepiej taki "makdonaldowy", ewentualnie ucieszy mnie kebab. No i cola, najlepiej już taka nieco wygazowana. Nie wiem z czego to wynika, może mój organizm po prostu się przyzwyczaił - w końcu na studiach nie raz i nie sto wracało się nad ranem i trzeba było coś wszamać. A że Mak był zawsze otwarty i zawsze po drodze, to się tam stołowało. Masakra, wiem, ale jak widzisz - nie szkodzi mi to. If U know what I mean ;)

Kolega Paweł

- Jeśli już muszę, bo np. od 12 godzin nie miałem w ustach nic poza alkoholem i pastą do zębów, to idę do sklepu po kiszoną kapustę. To znaczy od jakiegoś czasu kupuję ją dzień przed, żebym nie musiał z samego rana o trzynastej biegać po nią do warzywniaka. No i w zależności od tego, jak bardzo chce mi się jeść i jak mocnego mam kaca, tyle zjadam. Popijam wodą i już. Głowa, co prawda, boli do wieczora, ale od czego jest Panadol ;)

A ja?

Moim ostatnim odkryciem są jabłka i gruszki. Powiedział mi o tym mój własny mózg, kiedy wspólnie z resztą narządów wegetował po imprezie andrzejkowej. Mój ówczesny stan, bliski agonalnemu, nie pozwalał nawet myśleć o napełnianiu żołądka czymkolwiek innym, niż woda. Do momentu aż oczom moim ukazały się owoce. Nie wiem czy tak samo zareagowałbym np. na arbuza, ale to nie on był tego dnia bohaterem.

Gruszka i jabłko. Na żołądek, w którym zalegają jeszcze płyny z ostatniego wieczora, nie ma innego ratunku. Przynajmniej dla mnie.
Szczerze mówiąc myślałem, że nie odkryłem niczego nowego, ale okazało się, że znajomi srodze dziwili się temu patentowi. Zresztą ja też czuję się zainspirowany ich pomysłowością i podziwiam tolerancję Pauli na fast foody. Cytując klasyka - ja bym się zrzygałbym :)

Ok, teraz Wasza kolej. Dajcie mi jeszcze jakąś alternatywę na wypadek, gdyby zabrakło jabłek i gruszek.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf