Poniedziałkowa publikacja Gazety Wyborczej wywołała w sieci sporą burzę. Chociaż ja akurat spodziewałem się większej, bo sprawa jest naprawdę kuriozalna.
Chodzi o Mirosława Szcześniaka ze Szczecina, któremu w 1997 roku Era wystawiła fakturę na kwotę prawie 300 tysięcy zł za korzystanie z 53 telefonów, kiedy on korzystał tylko z jednego, a firmę prowadził jedynie z koleżanką Anną. Na pierwszy rzut oka widać jawne oszustwo Ery wobec Mirka. Tak go nazwijmy, bo Gazeta też tak pieszczotliwie o nim pisze. Zatem biedny Mirek żali się reporterowi Zadwornemu, co go spotkało.
To rozumiem, ludzie bywają bezradni i wtedy się skarżą. Ale błagam - 15 lat po fakcie? Czekał 15 lat, żeby na swoją beznadziejną sytuację skierować uwagę mediów? Bo sprawdziłem i na ten temat nigdzie nie znalazłem ani słowa. Żadnych śladów, szczątkowych publikacji, zero. Nawet Fakt się nie zająknął, a takie tematy to przecież jego działka.
Gazeta próbuje tłumaczyć cały przebieg zdarzeń, ale on się cholernie nie trzyma kupy. Niby Mirek z prawnikiem piszą do Ery celem wyjaśnienia sprawy, ale Era nic nie wyjaśnia tylko rozwiązuje wszystkie 53 umowy. Jacy są zdziwieni, kiedy kilka miesięcy później przychodzi do nich informacja o wszczęciu postępowania sądowego, żeby uregulować dług. No co? Nie wiedzieli, że rozwiązanie umów to nie to samo, co anulowanie zapłaty? I to nie wszystko przecież, bo jeszcze jest zawsze jakaś kara umowna za zerwanie umowy. Przez te parę miesięcy myśleli, że wszystko "samo się załatwiło" i zapomnieli o tym? Bzdura. Albo głupota.
Jedziemy dalej. Dopiero po tym zdarzeniu składają zawiadomienie o przestępstwie, a potem zarzut przeciwko nakazowi zapłaty. I też wszystko we współpracy z prawnikiem. Jacy są znowu zdziwieni, kiedy kilka lat (!) później sąd im ten zarzut odrzuca, bo nie wnieśli opłaty sądowej. Przecież oni nie wiedzieli. A wezwania przychodziły na adres firmy, którą oni przecież zawiesili. No to skąd mieli wiedzieć? Bzdura i głupota w jednym.
Kiedy nic już nie dało się zrobić, postanowili czekać 10 lat, żeby sprawa się przedawniła. Jacy byli zdziwieni, kiedy po 5 latach jednak przyszedł komornik i pozajmował im to co mógł. Jak to?! Przecież to już nie Era tylko T-Mobile! Przecież mieli nie wracać do tej sprawy. Że co?! Milion złotych?! Zdziwieni, że odsetki trzeba od długu zapłacić, a to już przecież 14 lat od daty wystawienia faktury. Głupota.
Już pomijając, że nikt przy zdrowych zmysłach nie machnie ręką na milion złotych, to mało miał czasu, żeby to zrobić? 5 lat czekał i myślał, że się uda. Ale do mediów się nie pofatygował.
A kiedy okazało się, że w tak beznadziejnej sytuacji jednak jakaś nadzieja jest (żeby się zbytnio nie zagłębiać - wznowienie sprawy w sądzie, bo wyrok został oparty na sfałszowanych papierach), to Anna-wspólniczka opuszcza kraj. Ucieka? Olewa Mirka? Jedzie zarobić? Nie wiadomo. Koniec artykułu.
Powiem tak: sprawa śmierdzi. Artykuł też. Nie wszystko jest tu do końca prawdą, takie mam wrażenie. Zakładam jednak, że Wyborcza takiego naciąganego bubla nie powinna wypuścić. A skoro tak, to Mirek jest sam sobie winien, bo nie myślał. I przede wszystkim zlekceważył media, które przecież szukają takich afer, bronią pokrzywdzonych i potrafią wiele spraw przyspieszyć. Przychodzi dopiero w momencie, kiedy już dawno ma pozamiatane. Po 15 latach i z milionem długu na koncie.
Wyborcza też nie ma się z czego cieszyć, bo brakuje czegoś, od czego powinna była w ogóle zacząć temat - zapytać Mirka dlaczego tak późno? Uwiarygodniłoby to przekaz, a tak ja mam wątpliwości, ile w tym artykule jest prawdy. W sumie gdyby nie informacja z T-Mobile, że rzeczywiście coś takiego miało miejsce, to mógłbym uznać ten tekst za kompletnie przekłamany. Bo jego kuriozalność jest powalająca. I zamiast wywołać współczucie, tylko Mirka ośmiesza i obwieszcza światu jego nieporadność.
Sama sieć też powinna zareagować. Jeśli T-Mobile jest w jakiejś części winna, to przede wszystkim winny jest zarząd i pracownicy, których od lat już w tej firmie nie ma. Nie sztuka iść w zaparte i zasłaniać się decyzją sądu. Sztuką jest wykazać się empatią wobec człowieka, który być może został przez tę samą firmę wiele lat temu oszukany. Pieprzyć to, że nie widział, nie umiał, nie czytał. Ten człowiek i tak nie zapłaci tych pieniędzy. Dla T-Mobile liczy się teraz ich własny wizerunek. Wycisną gościa jak cytrynę i pozwolą zdechnąć z głodu albo darują mu jego głupotę.
Internet już uprawia zbiorowy lincz na T-Mobile. Wystarczy wejść na ich FanPage. Dla 99 procent ta sieć jest wszystkiemu winna. Dlatego teraz tylko od nich zależy, co będzie dalej. A ceną decyzji są klienci. Lub ich brak.
Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz