Mogę nie wrzucić do puszki ani złotówki? Mogę.
Mogę nie wystawić żadnej charytatywnej aukcji? Mogę.
Mogę też żadnej nie wylicytować? Mogę.
Mogę spać spokojnie? Pewno, że mogę.
Ha, mam was. Mogę, bo są przecież inne sposoby - choćby takie, jak
e-serce. Czyli najprostszy i nie wymagający od nas niczego poza użyciem palca i tacz-padu sposób na wzięcie 'aktywnego' (ale heca!) udziału w
WOŚP. Tak, siedząc wygodnie przed laptopem kiedy na dworze mróz, my aktywnie wspieramy Orkiestrę i jeszcze możemy coś nabazgrać na internetowym serduchu. Albo poza, tak jak ja.
Na tym polega cały fun. Tylko tyle i aż tyle. Do dzisiaj do końca dnia wymyślacie sobie, co chcielibyście przekazać i mażecie pikselami po ekranie. Możecie postawić tylko kropkę nad 'i', możecie też odtworzyć na nim obraz panoramy racławickiej. Wasz wybór, kwestią jest tylko cena waszego dzieła. A płaci się za każdy wykorzystany piksel, który w sumie tani nie jest, ale jak macie wyobraźnię to za rozsądną kwotę można coś sensownego stworzyć. Ja np. narysowałem filiżankę kawy i wydaje mi się to bardzo sensowne :)
Możecie też wpłacić i nic nie zrobić, ale to akurat jest bez sensu, bo po to jest e-serce, żeby zostawić po sobie ślad. Zresztą za chwilę może już nie być miejsca więc i tak pozostanie wam tylko popatrzyć na to, co już jest. Albo pomóc Owsiakowi, Bednarkowi, Dodzie i Lewandowskiemu wypełniać ich piksele.
Są możliwości, ale najważniejsze że cała ta machina w końcu ruszyła, bo do wczoraj wieczora wynik był marny - 1800 uderzeń e-serca i niecałe 40 tysięcy zł na koncie. Dziś już wiadomo, że udało się pobić ten sprzed roku (było prawie 90), choć na moje oko teraz mogło być znacznie więcej, gdyby wspierający akcję blogerzy zdecydowali się ją... wesprzeć.
Trochę mi z tym dziwnie, bo Artur Kurasiński, Grzegorz Marczak, Kominek, Maciej Budzich i Paweł Tkaczyk podpisują się pod e-sercem swoimi nazwiskami, a na ich blogach prawie nie ma śladu o całej akcji: od 12 grudnia Paweł wspomniał o niej raz - 2 stycznia, Antyweb raz 7 stycznia, Kominek 9 stycznia, a Artur i Maciej wcale. Zero grafik, zero linków, (prawie) zero informacji że ktoś coś wspiera. A jeden wpis na cały miesiąc akcji to chyba trochę mało, żeby można było to nazwać 'wsparciem'. Fajnie, że na e-sercu dumnie się wszyscy razem prezentują, ale tam nie ma setek tysięcy odwiedzin dziennie. Są u blogerów. Blogerów, którzy sprawę albo przemilczeli, albo zaangażowali się dopiero w końcówce.
Wiem, że się czepiam, bo przecież jest efekt. Ale e-serce to nie kolejny produkt, którym można się polansować albo nie, a część wielkiej akcji charytatywnej, o której trzeba mówić i przypominać co jakiś czas tym, co nie jeszcze wiedzą. Może ja się nie znam, może tak po prostu miało być, ale jakoś nie mogę odeprzeć wrażenia, że mogło być lepiej. Może dlatego, że celem było 300 tysięcy, a pewnie aż tyle nie uda się do północy uzbierać. Może dlatego, że kampania z Mafią dla psa w miesiąc zebrała prawie 3 miliony odsłon, a e-serce ledwo 14547. Może dlatego, że na bazgroły powinien pozwolić cały internet, a nie tylko Firefox. Może dlatego, że akcję 'wsparło' wiele znanych osobowości, które za bardzo się z tym nie obnosiły. I co? Chyba wszystko po trochu.
Mimo to nie mam wątpliwości, ze e-serce znów wygrało, tak jak i wygra pewnie cała Orkiestra. Ale mogło wygrać zdecydowanie wyżej.
PS.
Wspomniałem już, że mój bazgroł do filiżanka kawy i podpowiedziałem, gdzie go znaleźć. To co? Kto pierwszy ten lepszy?
Dodaj coś od siebie - zostaw komentarz!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz