Akurat nie chodzi ani o butelki alkoholu, ani o pijanych klientów zbieranych z podłogi o 4 nad ranem. Tak jakoś na wspomnienia mi się zebrało i łezka się w oku kręci, kiedy przypomnę sobie lata pracy za barem. Bardziej jako nalewacz piwa niż barman, ale swoje odsłużyłem i nie przeszkadza mi to. Taka specyfika knajp, w których pracowałem. Natomiast niezależnie od tego czy był to zwykły pub, klub, czy jakieś inne miejsce rozpusty, wszędzie panowała dokładnie ta sama zasada: woda to to samo, co wódka, tylko z mniejszą ilością procentów.
1.Woda na dnie kufla. Na pierwszy rzut oka niestety jej nie widać. Poza tym, zazwyczaj wszystkie szklanki, kufle i pokale trzymane są pod ladą i nawet nie zastanawiacie się czy coś w środku już jest, czy są brudne, czy może tylko zakurzone. Zwróćcie też uwagę na to, jak barman trzyma taki rzekomo pusty pokal - od dołu, zakrywając praktycznie całą jego dolną część. Sprawna barmańska ręka szybko wypełni pozostałą część piwem, a nie całkiem już trzeźwe oko klienta nie jest w stanie tego dostrzec.
2. Miarka do mocnych alkoholi. Utarło się, że zamawiamy albo 50-tkę, albo setkę wódki. W drinkach to samo. A rzadko kiedy zdarza się, że taka miarka kształtem przypominająca kieliszek rzeczywiście ma taką pojemność. Najczęściej mają 40 ml. I znów - przeciętny klient nie jest w stanie nawet na trzeźwe oko zauważyć tak małej różnicy.
3. Kamikaze. Zamawiany najczęściej przez zdrowo już podpite towarzystwo. Nawet niedoświadczony barman potrafi wykorzystać taką okazję i w ogóle pominąć wódkę w procesie przygotowywania tego drinka. Alkoholową nutę nadaje mu jedynie słaby niebieski likier, a cała reszta to lód (duuużo lodu) i sok z cytryny (duuużo soku). Dla rozbawionego towarzystwa i tak nie ma to znaczenia. Dla właściciela knajpy - jak najbardziej.
4. Najpierw lód, potem reszta. Nigdy odwrotnie. Jeszcze lepiej, gdy szklanka z samym lodem poczeka pół minuty bez wkładki. Taki chwilowy postój w tropikalnej temperaturze daje naprawdę "przyzwoite" efekty.
5. Woda w butelkach. Może nie dosłownie, ale na pewno gorszy i tańszy alkohol. Kiedy kończy się butelka droższego trunku, barmani uzupełniają ją tańszym odpowiednikiem. A my nadal płacimy za etykietę.
6. Barman - nie wielbłąd. Pić musi, więc to zazwyczaj on jest współwinny temu, że ten lepszy alkohol szybciej się kończy. A dalszą historię już znacie.
7. "To ja podam do stolika". Jeśli barman proponuje coś takiego, to jest prawie pewne, że coś zamataczy. Z proporcjami składników albo z ceną. Jeśli się na to godzicie, to nie miejcie pretensji, jak nie będzie smakować albo nie zaszumi w głowie tak, jak powinno. Spokojnie, nigdzie się Wam nie spieszy. Poczekajcie przy barze.
8. Zlewki. Oprócz tego, że na dnie kufla nie powinno być wody - co akurat trudno jest wychwycić - to w żadnym wypadku nie może być tam ani grama piwa. Kończy się beczka, a do kufla spływa wtedy sama piana, która to po paru minutach zamienia się w piwo. Barman dopełni to za chwilę świeżym piwem i poda nam pod nos. Pal sześć, jeśli rzeczywiście ta zlewka stała pod ladą nie dłużej niż minutę. Ale jaką macie pewność?
9. Pilnuj swojej szklanki. Nigdy nie wiesz, kiedy nagle zniknie ci z oczu. A przecież były jeszcze dwa łyki! Nie, to niemożliwe, żeby zrobiła to ta śliczna kelnereczka... Tiaa.
10. Zostawiajcie napiwki barmanom. To dobry zwyczaj. Miejcie tylko świadomość, że być może w cenę Waszego zamówienia jest on już wliczony. Czasem oficjalnie doliczą do rachunku, ale wtedy będziecie się burzyć, że przecież to klient decyduje czy mu się obsługa podoba, czy nie. A czasem nieoficjalnie - policzą Wam drinka za 20, w kasie nabiją wódkę z sokiem za 10, a druga dyszka idzie do kieszeni. Tak czy siak, barman zawsze wyjdzie na swoje.
* ja przyznaję się tylko do punku nr 2, nie wyprowadzałem klientów z błędu. No dobrze, zdarzyło mi się też parę razy pełnić rolę ślicznej kelnereczki z punku 9. Ale to był przypadek :)
Ale na darmowe piwko u kolegi barmana można było się załapać ;)
OdpowiedzUsuńNo ba. Ale trzeba było potem komuś ze stolika zabierać, żeby się wyrównało ;)
OdpowiedzUsuń