Jestem ostatnio stałym czytelnikiem bloga jestKultura i jeden z ostatnich tekstów jego autora, Andrzeja, zafrapował mnie na tyle, że musiałem się do niego odnieść. Jako, że wypuścił posta składającego się głównie z pytań, poczułem się w obowiązku pomóc wyjaśnić jego wątpliwości.
Mam nadzieję, że nie będzie miał mi tego za złe, ale nie umieścił w stopce żadnej *gwiazdki, że pytania są retoryczne, więc czuję się usprawiedliwiony i nie podlegam karze. Choć po cichu liczę na to, że nie zgodzi się ze wszystkim, co tu napisałem i wejdzie ze mną w polemikę.
Tak dla porządku - krótki wstęp. Chodzi o to, że mają zamienić warszawskie kino Femina w Biedronkę i Andrzej zastanawia się, co poszło nie tak. Albo raczej: co można było zrobić lepiej. I zadaje pytania, na które starałem się odpowiedzieć najlepiej, jak potrafię :) No to jedziemy.
Dlaczego zatem:
- nie ma seansów po 23 dla ludzi, którzy chcą wcześniej posiedzieć w pubie?
Jak po jednym piwie to okej. Ale po 23 ludzie są już zazwyczaj po 3-4 browarkach i raczej nie mają w planie oglądania filmów. A nawet gdyby, to w 9 na 10 przypadków kończyłoby się to wybudzaniem klientów kina ze snu, co po wypiciu przez nich alkoholu jest dość trudne.
- przy kupieniu paru piw w okolicznym pubie nie dostaje się od barmana propozycji i zniżki na bilet na wieczorny seans?
Bo wypicie paru piw zajmuje trochę czasu i na wieczorny seans jest już za późno :)
- przy kupieniu bilety na wieczorny seans nie dostaje się od kasjera propozycji i zniżki na piwo w okolicznym pubie?
W sytuacji tego kina zniżki powinny obowiązywać przez cały tydzień od rana do wieczora, może wtedy by się coś ruszyło.
- nie ma seansów starych filmów, których taśmy pewnie gdzieś się walają a licencje wcale nie są takie drogie (wiem, bo chciałem Wam zorganizować niezły event, ale to może na przyszłe lato)
Bo na takie filmy nie ma popytu. Stare filmy ludzie obejrzeli dawno temu i to po klika razy. Poza tym - wiem, że to nie ten klimat, ale - jest internet, laptop, kanapa. Za darmo.
- nie ma tematycznych maratonów?
Bo ciężko konkurować z multipleksami, gdzie co chwilę organizowane są takie eventy.
- nie ma ŻADNYCH sensownych maratonów?
Może tu byłby ratunek - kina duże robią maratony, ale wszystkie na jedną kupę. Niszowe kina mogłyby wymyślić coś innego i sensownego.
- nie ma ŻADNYCH inicjatyw pod konkretne grupy tematyczne – studentów, młode matki, zabiegane pary?
Bo ludzi to nie przyciąga. Nie interesują ich jednorazowe akcje. Gdybyś otworzył kino od początku zorientowane np. na studentów, to po chwili zyskałoby miano kultowego w tym kręgu i gra gitara.
- na przykład: nie ma sobotniego kina za pół ceny, jeśli przybiegnie się w stroju do biegania (movement: Biegamy do kina!)?
Pomysł ciekawy, ale mało jest ludzi odważnych na tyle, żeby chcieli się wyróżniać w tłumie tylko po to, żeby kupić bilet za 5 a nie 10 zł. BTW - ja bym chyba nie chciał siedzieć 2 h koło takiego biegacza :P
- na przykład: wieczorny seans w piątek TYLKO z podwójnymi biletami dla par, które mają zabiegane kalendarze?
Jak mają zabiegane kalendarze, to kino będzie dopiero którąś z kolei pozycją na liście. Zostaną w domu, żeby nacieszyć się sobą i pogadać, bo w tygodniu nie ma na to czasu, ewentualnie obejrzą film. Ale w domu. Przed kinem w kolejce ustawiamy też spotkania ze znajomymi, których notorycznie przecież zaniedbujemy. Może trzeba coś kupić, obskoczyć jakieś sklepy i galerie, bo nie ma na to czasu w tygodniu? To kwestia podejścia i zmiany priorytetów - przyjemności zamiast obowiązków. Im człowiek bardziej zalatany, tym trudniej to zmienić.
- nie ma aktywnego, angażującego fejsa?
Bo to wymaga znajomości środowiska internetowego, social mediów, marketingu i wielu innych kwestii, o których w takich miejscach nie mają pojęcia. I przede wszystkim czasu, żeby zbudować zaangażowaną społeczność. Szeregowy pracownik kina tu nie pomoże, a żeby kogoś do tej roboty zatrudnić to trzeba mu potem zapłacić.
- nie ma aktywnego i angażującego newslettera?
Bo trzeba mieć bazę adresów, a skąd takie kino ma ją niby mieć?
- nie ma na stałe wynajętego grafika i umowy z wydawcami, że Kino Femina ma prawo do reklamowania filmów własnymi, oldschoolowymi plakatami?
Najpierw musieliby mieć na stanie jakiegoś marketingowca, PR-owca, który by im coś takiego wymyślił. Potem dopiero grafik i cała reszta.
- nie ma znajdywania biletów na mieście?
O tym nie słyszałem, ciekawe wyjście. Ale odpowiedź - patrz wyżej.
- nie ma dealu z okolicznymi liceami, że najlepsi uczniowie z klas humanistycznych dostają nagrody w postaci biletu?
A dlaczego tylko humanistycznych? Albo jakichkolwiek innych, nieważne. Ludzie nie lubią jak się ich szufladkuje, segreguje w jakiś sposób i pokazuje kto jest wygranym, a kto przegrał. Bilety dla wszystkich dziobaków :)
- nie ma bundli typu “kup 5 biletów, 1 gratis”?
Jednorazowo czy w ciągu roku? W sumie obojętne, bo wg mnie na ludzi już dawno przestały działać takie promocje. Od kina (szczególnie tego niszowego) chyba oczekujemy czegoś więcej, czegoś bardziej oryginalnego, świeżego, czegoś, co przykuje nasz wzrok bardziej niż promocja rodem z supermarketu.
- nie ma Środowego Kina Akcji albo Poniedziałkowych Potworności?
Bo to działa tylko na krótką metę, o ile w ogóle. Mogę być fanem komedii, ale nie każda komedia musi mi się podobać. Wystarczy, że kino puści 2-3 razy coś, co do mnie nie trafia i niestety, nie będę już zainteresowany.
- nie ma setek innych rzeczy i działań, skoro wymyśliłem te kilka najprostszych i pewnie marnych dosłownie w pięć minut?
Tak do końca marne nie są :) Jakby je połączyć z ludźmi, którzy mają pasję, którym się chce i wiedzą, jak trafić do dzisiejszej społeczności to można by niejedno kino wyprowadzić z zapaści. Bo Femina to jakiś relikt przeszłości, podobnie jak wiele innych tego typu miejsc w Polsce, gdzie myśli się i działa jak w PRL. Nie ma wizji - nie ma przyszłości.
Czemu nie ma czegokolwiek poza nudnym, przestarzałym kinem, w którym zawsze 1/2 sal jest zamknięta na głucho?
Jak wyżej. Nie masz wyobraźni, to zawsze będziesz stał w tym samym miejscu. Ba, musisz ogarniać chociaż to, co się wokół dzieje. Od ponad 20 lat przecież to firma walczy o klienta, a nie odwrotnie. A właściciele tych miejsc (bo czasem ciężko nazwać je kinami) zatrzymali się na tamtej epoce - bez internetu, multipleksów i innych “nowoczesnych” wypełniaczy czasu.
Koniec. Oczywiście nie chodziło o to, żeby dać odpowiedź i zamknąć temat. Dlatego odpowiedzi są, jakie są. Czyli pewnie marne ;) Ale za to otwarte i do zmiażdżenia, gdyby ktoś chciał. Zresztą, ja nikogo i niczego tu nie bronię. Bardziej starałem się pokazać tok rozumowania i mentalność ludzi odpowiedzialnych za stan, w jakim znajdują się takie miejsca, niż punkt po punkcie odpowiadać na "zadawane" pytania. Liczę, że ktoś się jednak ze mną nie zgodzi i będzie pole do dyskusji.
* * *
W Poznaniu kilka lat temu zamknęli kultowe kino Wilda i wprowadziła się tam właśnie Biedronka (zdjęcie). Nie słyszałem, żeby ktoś narzekał i przykuwał się łańcuchami do poręczy. Po prostu taka forma kultury, w takim miejscu i z takimi pomysłami (a raczej ich brakiem) zwyczajnie uległa samospaleniu. Nikt nie zadbał o to, aby Wildę nie tylko postawić na nogi, ale od nowa nauczyć biegać i wystawić do wyścigu. Taka kolej rzeczy. A sentymentów z młodości mamy na tyle dużo, że jeden mniej nie robi wielkiej różnicy.
Szanowny Autorze!
OdpowiedzUsuńMuszę przyznać, że zaimponowała mi Pańska silna tendencja do myślenia i analizowania rzeczywistości.
W czasach, kiedy choćby minimalne wykorzystywanie zasobów najwspanialszego ze znanych komputerów, czyli mózgu, stało się wręcz passe i zostało zastąpione miałkim i jednosekundowym stymulowaniem się śmieciowymi impulsami z internetu, Pańska umiejętność obserwacji i nazywania rzeczy po imieniu jest naprawdę godna naśladowania i szacunku.
Nawiasem mówiąc, czasami mam wrażenie, że ewolucja naszego gatunku zatoczyła koło i po tym obrocie znów staliśmy się podobni naszym małpim przodkom, zwłaszcza w nieumiejętności powstrzymywania popędów. Bo, proszę mi wybaczyć dosadność tego porównania, kretyńska pogoń za impulsami z internetowej sieci jawi mi się w swojej jałowości i prymitywizmie podobną do masturbacji. Ludzie w przerażającej większości gonią dziś za tanim śmiechem i rozrywką, gubiąc gdzieś po drodze jakąkolwiek zdolność do myślenia.
Ale to tak na marginesie. Wracając do Pana - cieszę się że rozpoczął Pan swoją karierę blogera i będę z niecierpliwością czekać na kolejne wpisy.
Życzę z całego serca wytrwałości i powodzenia!
Bardzo miło mieć tak inteligentnych Czytelników :) Wytrwałości na pewno mi nie zbraknie, znacznie trudniej jest zadbać o jakość wpisów. Ale każdy tekst podnosi warsztat i tu właśnie widzę swoją szansę. Pozdrawiam i dziękuję za miłe słowa.
UsuńNo właśnie nie wiem czy Andrzej oczekiwał takich obszernych wyjasnien. Ale mam nadzieję że przeczytał bo sa tego warte :)
OdpowiedzUsuńTeż mam nadzieję, że widział. A jak nie te, to inne zobaczy.
Usuń