8 paź 2012

DYLEMATY: ŚLUB CZY WOLNY ZWIĄZEK

No nie oszukujmy się - małżeństwo w kwestii emocjonalnej niczego nie zmienia. Nadal jesteś z tym samym człowiekiem, nadal go kochasz i nienawidzisz jednocześnie, on nie zmieni się nagle w obsypującego cię prezentami romantyka, a ona nie będzie zaspokajać twoich potrzeb seksualnych, kiedy tylko masz na to ochotę. Będzie jak było.

Obrączka to tylko symbol, a wspólne nazwisko to żaden przymus. Nie ubędzie problemów, kłótni, on raz na jakiś czas będzie debilem, a ona idiotką. Zresztą, małżeństwo nigdy nie było lekiem na całe zło, ale dopiero od niedawna ludzie zaczynają to dostrzegać i nie pchają się masowo do podpisywania cyrografów.

Przestają wchodzić w małżeństwo, bo to za wiele. Za wiele zaczyna ich formalnie wiązać. Nazwisko, majątek, kredyty. To wcale nie musi tak boleć, bo przecież nie musimy nazywać się tak samo, a pieniądze, domy, samochody też można rozdzielić, podpisać papier co jest czyje i mamy spokój. Przy ewentualnym rozwodzie. To się teraz naprawdę liczy, bo po co brać ślub, skoro za chwilę trzeba będzie wołać adwokata. Ludzie liczą swój czas i pieniądze, więc po co to trwonić, skoro możemy żyć długo i szczęśliwie bez ślubnych kajdanek? A jak się zacznie robić ciasno, to dajemy sobie nawzajem luz, pakujemy bagaż i jazda w teren. Odpoczywamy i nabieramy sił, aby wrócić. Lub poszukać nowych wyzwań.

Czy będąc w wolnym związku zdrada zaboli cię mniej? Nic z tego. To zawsze boli tak samo i jakaś przysięga lub jej brak nie zmienią tego, co czujesz. Możesz sobie milion razy tłumaczyć i wmawiać, że

gdyby on był moim mężem... gdybym szybciej kupił jej ten cholerny pierścionek... gdybyśmy więcej czasu spędzali razem...

Nic tych rzeczy, ślub niczego nie zmienia. Ważne jest nie to, co powiesz urzędnikowi albo księdzu (i tak nie masz za bardzo wyboru, skoro tu jesteś), ale to, co mówisz i robisz każdego następnego dnia. Emocjonalnie nic się między nami nie zmienia, żyjemy dalej i to, co się dzieje potem zależy już tylko do nas. A nie od tego, że kiedyś dawno temu, za siedmioma lasami, powiedzieliśmy sobie "tak".

No więc po co nam te śluby? Bo kasa, prezenty, roboty kuchenne, mikrofale? Raczej nie, szkoda nam czasu. Pieniądze się rozejdą, a do nowej pralki i tak trzeba będzie za chwilę wołać serwis. Podróż poślubna? Ha ha, to już dawno zostało odarte z wszelkiej maści romantyzmu i żadna młoda para nie leci na riwierę spędzać ze sobą nocy. Najlepsze momenty mają już za sobą i milion okazji przed sobą. 

Ja stawiam na rosnący kilka miesięcy kobiecy brzuszek i rosnącą w trochę mniejszym tempie męską odpowiedzialność. Jeśli taka w ogóle się pojawia, bo inaczej facet szybko korzysta z możliwości, jaką daje wolny związek - ucieka, nie wraca i nie płaci (to wariant pesymistyczny, bardzo popularny). Tak, tak, kobiet z brzuchem przyrzekających dozgonną miłość przed panią z urzędu (bo do ołtarza nie wolno w takim stanie), jest więcej niż grzybów tej jesieni i o czymś to świadczy. Mniej dyskusji z personelem w szpitalach, rejestracjach i innych dziwnych miejscach, gdzie koniecznie musimy wszystkim udowadniać, że dziecko nie jest kradzione. Kredyt też łatwiej wziąć pokazując obrączkę na palcu. Nie ma się czemu dziwić, że wolimy bezproblemowo wejść w dorosłe życie, niż tłumaczyć każdemu na około, że facet naprawdę jest ojcem, a nie tylko partnerem baby z dzieckiem.

Małżeństwo to dobra rzecz. Ale wolne związki też mają swoje mocne strony i nie każdemu "wiązanie na całe życie" jest na rękę, nie każdy do tego dąży. Zatem dziewczyno, zostaw tę nóżkę w spokoju i nie tup nią tak nerwowo, kiedy ukochany kolejny dzień nie klęka przed tobą i nie wsuwa pierścionka na palec. Chłopaku, nie licz na to, że każda niewiasta marzy tylko o tym, aby pójść z tobą przed oblicze pana (urzędnika) i publicznie wyznać, że będzie cię karmić i podmywać, jak będziesz stary. Szanujmy więc wybór albo raczej brak zdecydowania partnera, bo dylemat jest poważny i trzeba poświęcić parę (paręset?) wieczorów na przemyślenia. I najgorsze, co możemy zrobić to dać ultimatum. Albo dać do zrozumienia, że jak nie będzie po mojemu, to z nami koniec. Dajmy sobie luz, najlepsze jest zawsze przed nami, więc nie ma co przyspieszać tego, co i tak nieuniknione. A co to będzie? Coś, co uszczęśliwi obie strony - małżeństwo, wolny związek albo... rozstanie.

Ja wybrałem to pierwsze i nie narzekam :) A jak się mają Wasze wybory?


- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf