10 gru 2013

JAKA ŚMIERĆ MNIE CZEKA ?


Zastanawialiście się kiedykolwiek czy to, jak umrzecie, ma dla was jakiekolwiek znaczenie? Technicznie to nie bardzo, bo konsekwencje zawsze są takie same - nie ma was. Leżycie w grobie albo w puszce na kominku i nic was już nie obchodzi. Co za różnica czy zginiecie w pożarze, czy w wypadku samochodowym.

A ja jednak, gdybym mógł, chciałbym wybrać rodzaj swojej śmierci.


#10 głodówka.
Czyli tzw. śmierć z niedożywienia, a wcześniej halucynacje. Podobno można przeżyć 60 dni bez jedzenia, ale w praktyce po kilku dniach organizm zaczyna wariować i boli wątroba.
No nic, taki zgon raczej mi nie grozi, bo nie pracuję w służbie zdrowia, ani tym bardziej nie jestem pielęgniarką. Zresztą śmierć głodówkowa praktycznie nigdy nie ma miejsca, bo zawsze znajdą się "życzliwi", którzy doniosą ci dwudaniowy obiad, a ty w ukryciu i poza kamerami skwapliwie z tej okazji skorzystasz.

#9 katastrofa samolotu.
Hmm... Samolot jest podobno najbezpieczniejszym środkiem transportu, a i tak większość ludzi podczas lotu odczuwa dyskomfort związany z ewentualną katastrofą. I nie bez powodu klaszcze po udanym lądowaniu. Wiecie, skoro kwiat polskiej elity (czy coś) miał pecha, to każdy może go mieć.
Tyle, że to kolejna śmierć, która długo mnie nie spotka. Skoro prawdopodobieństwo takiej katastrofy wynosi 0,00001%, a ja wsiadam w samolot średnio raz na 10 lat, to ryzyko, że akurat trafi na mnie, jest prawie żadne.

#8 utonięcie.
Chyba najgorsza możliwa śmierć... Nie móc nabrać oddechu? Ja się stresuję oglądając Titanica, a co dopiero walczyć o przetrwanie w realu. To już lepiej zginąć w samolocie, bo tam jedyne co możesz zrobić, to... nic nie robić.
Poza tym utonięcie każdemu może się zdarzyć. Szczególnie po alkoholu, dlatego swoje pływanie ograniczam do siedzenia na plaży i podziwiania, jak inni to robią. Czyli spoko, tak nie umrę.

#7 zamarznięcie.
A to chyba najlepsza możliwa śmierć. Wychodzisz z domu na porządny mróz, siadasz pod mostem, żeby cię strażnik miejski nie dojrzał, wyjmujesz flaszkę, czujesz pozorne ciepło, a twoje ciało powoli umiera. Bez bólu i stresu. Zasypiasz i już się nie budzisz.
Podchodzi pod samobójstwo, ale zawsze możesz zupełnie przypadkiem wyjść półnagi z imprezy na 20-stopniowy mróz i usnąć na chodniku za rogiem. Dlatego na imprezy instynktownie chodzę z kimś, żeby potem miał mnie kto szukać.

#6 spalenie.
Jakoś sobie nie wyobrażam nie móc uciec z płonącego budynku, ale też nigdy nie musiałem, więc mogę nie wiedzieć. Pamiętam, jak kiedyś wypaliłem sobie zapalniczką część owłosienia na przedramieniu (ach te różowe lata 90-te), stąd wiem że widok, zapach i uczucie palącego się ciała nie należą do najprzyjemniejszych doznań.
Nie polecam, bycie żywą pochodnia zdecydowanie nie jest szczytem moich marzeń, jeśli chodzi zgon.

#5 morderstwo.
Nie chciałbym, żeby nocą w parku jakiś przypadkowy recydywista ugodził mnie maczetą, bo nie spodobały mu się moje buty. Pół biedy dostać kilkanaście ciosów, bo to oznacza pewną śmierć w pół sekundy, ale jedno-dwa dźgnięcia to dobre kilka minut powolnego wykrwawiania się, zanim zobaczysz przed sobą jasny tunel. Nie brzmi dobrze, więc muszę uważać w co się ubieram, żeby nie prowokować.

#4 choroba.
Śmierć z powodu choroby zawsze przychodzi za późno, dlatego z nadzieją czekam na zalegalizowanie eutanazji. Jest na to szansa, bo daję sobie jeszcze 50 lat zanim będę nieuleczalnie chory i do tego czasu tych wszystkich obrońców życia w każdej postaci powinno już nie być.
A póki co, szczerze współczuję ludziom przykutym do łóżek i aparatur podtrzymujących życie. Nie mogą nawet przedawkować leków.

#3 zaczadzenie.
Jest o tyle nieprzyjemne, że przed śmiercią masz zawroty głowy i zbiera ci się na wymioty. A potem zasypiasz na amen (o ile cię nie odratują).
Najbardziej zagrożone są kobiety w ciąży i osoby z biegunką tudzież grypą żołądkową. Od czasu do czasu każdemu się zdarzy, więc i ten rodzaj śmierci biorę pod uwagę.

#2 upadek.
Z dużej wysokości. Nie sądzę, żebym kiedykolwiek z własnej woli próbował wyskoczyć z okna, ale kiedyś na pewno skoczę na bungee i lina może się zerwać. Albo polecę balonem i zahaczę o brzozę. Ryzyko podobne, jak w przypadku katastrofy lotniczej, ale jak wiemy przypadki się zdarzały. Może akurat trafi na mnie?

#1 wypadek samochodowy.
Jest spoko o tyle, że dzieje się nagle, momentalnie tracisz przytomność i jeśli się nie obudzisz, to znaczy że nie żyjesz.
Ja dość sporo jeżdżę, więc taka śmierć wydaje się najbardziej prawdopodobna. A jeśli nie jeżdżę, to idę chodnikiem, przechodzę przez jezdnię, czekam na przystankach... Mnóstwo okazji do potrącenia mnie przez innych kierujących. Zatem, jeśli nie umrę ze starości, to na bank skończę pod kołami samochodu albo na jakimś drzewie.

Wpis może się Wam wydać dziwny, ale grunt to zdawać sobie sprawę z tego, co nas czeka. A skoro nie ma nic bardziej pewnego niż śmierć, to warto przymrużyć oczy i pobawić się konwencją :)


- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf