20 lis 2012

W SZPITALU KAŻDY NIEPRZYTOMNY = PIJAK. I DOBRZE


Jak donosi dzisiejszy internet, szpital w Ostrowcu Świętokrzyskim przyjął dziś na oddział nieprzytomnego faceta. Okej, może to trochę za dużo powiedziane, że "na oddział" i że "przyjął". Położono go na podłodze jednego z korytarzy. Na materacu. Bo mógł być pijany. Nie dlatego, że nie ma miejsca, że nie ma pielęgniarek bo właśnie strajkują albo że się lekarzom zwyczajnie nie chce.

Uznano, że może być pijany.

I co? Rodzina wpada w szał, wytacza działa i jest gotowa do linczu na lekarzach i dyrektorze szpitala od razu. Bez zadawania zbędnych pytań i słuchania na pewno mętnych tłumaczeń. I choć kierownik tego całego przybytku próbował się jakoś ze swoimi tłumaczeniami przebić, to wśród rozgniewanych matki i szwagra "pijanego" pacjenta nie miał najmniejszych szans.


Przecież co kogo obchodzą procedury? Lekarze niech sobie ich przestrzegają, ale my lekarzami nie jesteśmy, więc procedury mamy gdzieś. Proszę nas zatem leczyć - szybko, szybko!


A o to własnie w tym całym bałaganie chodzi. Zanim kogoś położą na łóżko, to muszą mu się najpierw przyjrzeć i jakieś podstawowe badania zrobić. Choćby właśnie po to, żeby potwierdzić czy klient wypił sobie podczas przerwy w pracy małe pół litra, czy jednak nie i trzeba mu pomóc. Mało to takich wala się codziennie po ulicy? Trzeba ich jakoś selekcjonować. A że w mało komfortowych warunkach? Jakby mogli, to by położyli gdzie indziej.



Każdy chce szybko, bez kolejki i za darmo. Nie ma świętych krów.

Ja rozumiem, że emocje, że rodzina, ale dajcie ludzie tym lekarzom jakoś pracować! I żeby od razu walić do mediów na skargę? A co tam, niech zrobią dym, niech społeczeństwo psy na nich wiesza, niech od razu szef NFZ wszystkich pozwalnia i zamknie szpital. Nie rzucili przecież człowieka na trawnik przed szpitalem, nie włożyli głowy do zlewu, żeby otrzeźwiał i nie kazali mu iść po czworakach do domu. Sprawdzili czy żyje i skoro tak, to zastosowali się do procedur. Proste. To nie osiedlowa poradnia, gdzie dla lekarza każda choroba to grypa, a każda recepta to antybiotyk. Szpital to ludzie bardziej kompetentni i z reguły wiedzą, co robią. My nie musimy rozumieć, a oni nie muszą nam się z tego tłumaczyć.


Karetek też się przecież nie wysyła do każdego przypadku, bo najpierw jest szybka diagnoza przez telefon. I tak niech się rodzina cieszy, że pogotowie przywiozło faceta, bo równie dobrze mogli kazać go wsadzić w taksówkę. Plus jakiś towarzysz podróży dla bezpieczeństwa.


Niby każdy wie, że szpitale na nic nie mają pieniędzy, są przepełnione i nie ma kto leczyć. Ale jak przychodzi co do czego, to każdy ma pretensje, że to nie on jest teraz obsługiwany.


Podoba mi się szczerość pana Jurka Borowca, kierownika tego zakładu, który bez ściemniania i prosto z mostu powiedział:



"My każdego nieprzytomnego pacjenta traktujemy jak pijanego."

Brawo. Brutalne, ale konieczne. Może trochę przegiął, bo przecież gościa z dziurą w głowie bez pytania wzięliby od razu na stół. Ale zaraz dodał, że na stu takich nieprzytomnych tylko dwóch można ratować, bo są trzeźwi i rzeczywiście coś im jest. Skoro ma takie doświadczenia to dlaczego mu nie wierzyć? Kto wie, może w Ostrowcu tak mają. A jakby dla takiego jednego zrobili wyjątek i w trakcie akcji ratowania życia okazałoby się, że facet jednak sobie wypił, to zaraz posypałyby się bluzgi, dlaczego nasze pieniądze idą na otrzeźwianie meneli. A lekarzom ucięto by i tak marną pensję albo wyrzucono na zbity pysk za złamanie procedur.


Pewnie, że można użyć nosa do wywąchania oparów alkoholu. Ok, to wyobraźmy sobie, że lekarz zagląda nam w oczy, stwierdza że jesteśmy zdrowi i każe spadać. Fajnie? Jakiś porządek musi być. Poza tym wstępne badania są właśnie po to, żeby wiedzieć na co mają nas leczyć. Tym bardziej - i to każdy głupi wie - że inaczej się działa jak się tabletki popije wódeczką, a inaczej jak bez takiej popitki. Nie wspomniałem? Facet w pracy przedawkował leki i dlatego padł. Ale nie miał postrzelonej głowy, więc mógł chwilę poczekać aż się dowiedzą co mu dolega. Nawet na podłodze w korytarzu, jemu to i tak było bez różnicy.


Myślałem, że studentom medycyny robi się badania psychologiczne po to, żeby nie padali jak muchy pod stół operacyjny na widok przebitej wątroby. Ale to nie tak. Oni muszą mieć mocne nerwy, żeby w wieku 30 lat, po kolejnej aferze i zarzutach jakimi to są beznadziejnymi przypadkami, nie mieć myśli samobójczych albo w przypływie emocji nie dźgnąć takich osobników skalpelem.


Chociaż co niektórzy pewnie by się chętnie podłożyli, żeby dostać się na OIOM.




Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!

12 komentarzy:

  1. Ee kurde ale żeś teraz pojechał. Ciekawe czy jakbyś ty był rodziną tego faceta to czy bys też tak myslał? Wątpie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. W takich sytuacjach są inne emocje. Ja oceniam na trzeźwo i z dystansu. Taka jest bolesna prawda.

      Usuń
    2. jaka prawda czlowieku prawda jest taka ze słuzba zdrowia w Polsce jest do dupy i kazdy o tym wie! ja jak sie mam leczyc tom dopeiro wtedy jestem caly chory i omijam lekarzy z daleka.

      Usuń
    3. Poczekaj aż Cię wyrostek zacznie napierdzielać to polecisz raz dwa do szpitala i będziesz prosił żeby Ci go wycięli. I jeszcze podziękujesz.

      Usuń
  2. matka polka feministka21 listopada 2012 03:56

    Dobrze, że sprawdzili czy żyje, bo mogli przyjąć, że nie i go do prosektorium zanieść...

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zdarzają się takie przypadki, że nagle niby-trup ożywa na sekcji. Trzeba im patrzyć na ręce, bo nigdy nie wiadomo, ale taka afera to skandal.

      Usuń
  3. Prawda jest taka, że to nie lekarze są winni tylko urzędasy z NFZ, którzy cały czas główkują jakby ty znaleźć coś,co mogłoby usprawiedliwić niewypłacenie szpitalowi kasy np. że delikwent sam się zapił, zaćpał itp. Nie zdziwię się jak pewnego razu odmówią chirurgowi zapłaty za zszycie przeciętego palucha bo w końcu pacjent niedorajda sam sobie to zrobił...

    OdpowiedzUsuń
  4. To akurat racja że obojętnie czy będziemy narzekać na lekarzy czy na szpitale czy na NFZ to i tak zawsze chodzi o kasę a raczej o jej brak. Więcej kasy równa sie lepsza jakość

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Niby tak, ale w prywatnych klinikach też Cię w 5 min nie wyleczą i tak samo muszą przestrzegać procedur. Tyle że pewnie od razy dostaniesz łóżko, obiadek i ulubiony serial.

      Usuń
  5. A moim zdaniem super tekst! Dlaczego? Bo też najeżdżamy na policję, straż miejską, komunikację a tak naprawdę wszyscy jeden po drugim codziennie ratują nam dupy. Pewnie że mogliby działać lepiej, ale zawsze jest jakiś powód dla którego nie mogą.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nic nie jest czarne albo białe. Zawsze trzeba się postawić na czyimś miejscu. Tylko szkoda, że tak mało ludzi to potrafi.

      Usuń
  6. A ja znowu spróbuję zasygnalizować szersze zagadnienie, korzystając z tego, że w tym konkretnym Pańskim wpisie ogniskuje się specyfika całej bez mała blogosfery.

    Najpierw założenia (być może błędne, ale chcę pokazać pewną zasadę):

    - obstawiam, że nie ma Pan poważniejszych osobistych doświadczeń z polskimi szpitalami. Bo doświadczenie pokazuje (wbrew temu, co Pan pisze), że emocje są jednak w służbie zdrowia ważne, jeśli nie wręcz kluczowe. Nie procedury, tylko właśnie emocje, i to po obu stronach. Proszę mi wierzyć, że nawet najlepszą procedurę można przy odrobinie złej woli, lenistwa, albo po prostu niekompetencji bardzo skutecznie przekuć w koszmar. I odwrotnie – mądry i empatyczny recepcjonista albo lekarz jest w stanie tak nagiąć bezduszne regulaminy, żeby pacjent poczuł się bezpieczniej i lepiej, co powinno być dla każdej leczniczej placówki priorytetem.

    Tak więc praktyka blogera – „level low”.
    - to może teoria na poziomie „hard”? Może znów się mylę, ale sądzę, że nie ma Pan studiów z prawa, z zarządzania placówkami służby zdrowia, czy chociażby po prostu ze zdrowia publicznego. Może chociaż kurs pierwszej pomocy? Nie wiem. Ale jestem dziwnie pewien, że nie zna Pan zbyt dokładnie tych procedur, o których Pan pisze, ich interpretacji ani potencjalnych przepisów wykonawczych.

    Skoro więc (prawdopodobnie) brak Panu praktycznych i teoretycznych kompetencji do zabierania głosu w tej sprawie, to nasuwa się pytanie: DLACZEGO Pan to robi?

    I ja od razu udzielam sobie na to pytanie odpowiedzi: ROBI PAN TO, BO PAN MOŻE.

    Uznał Pan, że Pana przemyślenia mogą być dla kogoś interesujące, że wywołają dyskusję, komentarze, emocje, że ustawią Pana w centrum, czyli w pozycji, w której się Pan widzi, albo do której Pan aspiruje. Możliwe, że uznał Pan też, że na pisaniu bloga można coś zarobić. Czyli pisanie ma Panu pomóc zaspokoić co najmniej trzy kardynalne potrzeby człowieka – akceptacji, samorealizacji i bezpieczeństwa, w tym wypadku finansowego.

    Przepraszam za tę płytką i być może w Pana przypadku chybioną psychoanalizę, ale zagadnienie motywacji do aktywności w sieci bardzo mnie interesuje.

    I teraz już przechodząc na poziom ogólny: czy takie myślenie i motywacje są złe? Moim zdaniem nie. Sądzę, że blisko 100% z nas, wypowiadając się na jakikolwiek poważniejszy temat spoza ścisłej strefy swoich zainteresowań, nie ma większego pojęcia, o czym mówi. Niezależnie od tego, czy wypowiedź ma miejsce w sieci, czy w realu. A już na pewno dotyczy to większości polityków, wszelkiej maści telewizyjnych ekspertów i… wszystkotematycznych blogerów. Mówimy i piszemy, bo myślimy i czujemy. Nieważne, że to oczywiste, że zostało już powiedziane i opisane na setki możliwych sposobów. To, co mówimy i piszemy jest nasze i z nas, a przez to w naszym mniemaniu wyjątkowe, niezwykłe i ważne, niezależnie od Arystotelesa, Seneki, Woltera czy chociażby Kołakowskiego.

    I to właśnie dzięki takiej metamorfozie wielowiekowej pokory w przekorę i w przekonanie o własnej mocy, my – przedstawiciele gassetowskich „mas”, zaczęliśmy aspirować do roli elit. Póki co odkryliśmy, że umiemy myśleć. A stąd już krok do tego, byśmy zaczęli odkrywać korzenie i fundamenty swoich myśli. Wierzę głęboko, że Rousseau i Einstein zawitają kiedyś pod przysłowiowe strzechy. A to wszystko dzięki Internetowi i możliwości powszechnego i darmowego wygłaszania dowolnych opinii na dowolny temat.

    Fascynujące, prawda?

    PS. Nie pogniewam się, jeśli nie zamieści Pan tego komentarza, bo może się wydawać trochę nie na temat. No i jest naprawdę długi, co przy nowej, większej czcionce komentarzy chyba nie jest zbyt szczęśliwe. Ale Pańskie wpisy pomagają mi ubierać pewne myśli w słowa, za co jestem Panu bardzo wdzięczny.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń

- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf