2 cze 2013

NIE WASZA NIEDZIELA, NIE WASZ PROBLEM

0
Kocham jak ktoś wie lepiej ode mnie, czego w życiu potrzebuję. Wiem, że wy też. To takie przyjemne, kiedy za nas decydują. Myślenie przecież boli i dobrze, że jest ktoś, kto nam na to nie pozwala.

Ok, a teraz serio. Wiecie, co mnie zastanawia? To jak bardzo i nagle wszyscy politycy są zgodni co do zakazu handlu w niedziele. I to jak bardzo w tej sprawie ignoruje się głos społeczeństwa. A przecież to nie kolejny skok na kasę z podatków tylko skok na styl życia wielu młodych Polaków.


Ja też zaczynałem od CH

Załóżmy, że to co się dzieje teraz, ma miejsce 6 lat wcześniej. Pracuję we włoskiej knajpie w Starym Browarze - na śmieciówce, bo inaczej się nie da. Zresztą nie wiem jak długo, bo właśnie zakazali handlu w niedziele i nie mamy nic do gadania. Zatem grafik ustalamy nie na 7, a 6 dni. Zmniejsza nam się ilość godzin więc i mniejsza będzie dniówka - średnio o jakieś dwie stówki na miesiąc. No chyba, że kogoś wywalą to może zostanie tak jak jest. Pod warunkiem, że tym odstrzelonym nie będę ja. Inaczej jazda szybko roznosić cefałki, bo przecież rachunki, czynsz, studia... Różowo nie jest. Ale gdzie mnie wezmą, skoro takich jak ja będą setki? Nieważne, zakładam że szef się nade mną zlituje i może nawet nie obetnie stawki, ale i z tym się liczę - w końcu niedziela to zawsze był największy utarg (a dla mnie największe tipy). Wmawiają nam, że to bez znaczenia, bo ludzie będą nas atakować w soboty. Pff, jasne - knajpa to nie market i ludzie pójdą tam, gdzie będzie otwarte. Albo wcale.

Zresztą - co mi po wolnej niedzieli kiedy rodzina i większość znajomych i tak pracuje. Są lekarzami, kierowcami autobusów albo pracownikami stacji i kasjerami w kinie. Oni nie dostaną wolnego, bo ich ustawa nie obejmuje. No to mamy segregację, podział na tych którym się należy i tych, którym nie.

Poza tym - skoro mniej pracuję, to mniej zarabiam i mniej mam na zakupy. Kupuję więc mniej i do tego w dyskoncie, bo taniej. I w sobotę rzecz jasna. A osiedlowy monopolowy w niedzielę omijam z daleka bo co mnie ten mały biznes obchodzi. Mam jedzenie, mam spokój i zaoszczędzone parę złotych, których na pewno w lokalnym spożywczaku nie wydam. Biedny jestem, bo zabrali mi niedzielny zarobek.

W sumie nudna ta niedziela, nie ma co robić, więc idę się przejść. Zresztą spacer w każdy inny dzień tygodnia też spełnia tę samą funkcję, ale władza każe w niedzielę. I tak sobie rozmyślam jak ja ogarnę w tygodniu wizytę u lekarza, w urzędzie i w banku. Bankowo to szef nie da mi zgody na 3 godzinki wolnego skoro i tak pracujemy mniej. A jak się nie podoba, to na moje miejsce czeka przecież kolejka chętnych.


Happiness is so easy...

Tak - czuję się uszczęśliwiony. O to mi przecież chodziło - wybrać w demokratycznych wyborach ludzi, którzy będą układać moje życie według swoich zasad, swoich wartości i swoich przekonań. Sorry, ale nie. Mogą mnie okłamywać, mogą podnosić podatki, mogą mnożyć etaty w ministerstwach - do tego się przyzwyczaiłem. Ale nie mogą wpływać na mój styl życia. Bo to czy ja pracuję w niedzielę, czy nie jest tylko i wyłącznie moją decyzją. Nie tego, kto mnie zatrudnia - on ma to gdzieś, dla niego nie muszę pracować jak nie chcę. A ludzie sami sobie potrafią zorganizować czas w niedzielę, serio. Niech kupują, niech się modlą i nikomu nic do tego.

Osobiście mnie ten problem nie dotyka. Ale dotknie wszystkich tych, którzy dopiero zaczynają. Tak jak ja kiedyś. Dlatego jeśli ten projekt przejdzie - a wszystko na to wskazuje - to ja odcinam się od takiej demokracji i więcej swojego głosu na nikogo nie oddam. Bo stylu życia w cudze łapska się nie oddaje.





Czytaj dalej »

17 maj 2013

PORADNIK EMPATYCZNEGO MYŚLENIA

0
Mój ostatni wpis pokazał, jak wielu z was potrafi się postawić w sytuacji drugiej osoby.  Ale na liście mam też całą plejadę osobników, którym słowo 'empatia' jest bardziej obce niż ósmy pasażer Nostromo. Nawet jak im wytłumaczysz, podasz definicję z wikipedii i pokażesz na wykresach. A jak wiedzą, to potraktują wybiórczo - z jednej strony rozumiejąc pozbycie się piersi przez Angelinę, z drugiej nie znajdując usprawiedliwienia dla 'wyczynu' Julii K. HEJ! Albo się jest, albo się nie jest empatycznym. Albo starasz się rozumieć każdego, albo nikogo. To proste.

Empatia - w psychologii zdolność odczuwania stanów psychicznych innych osób (...), umiejętność przyjęcia ich sposobu myślenia, spojrzenia z ich perspektywy na rzeczywistość.
Osoba nie posiadająca tej umiejętności jest "ślepa" emocjonalnie i nie potrafi ocenić ani dostrzec stanów emocjonalnych innych osób (...). 

Definicja definicją, ale nie jesteśmy w szkole. Lepiej na przykładach, więc zbytnio się nie wysilając stworzyłem absolutnie prosty i przy tym unikalny mini-poradnik alternatywnego myślenia. Pozytywnego też, ale przede wszystkim empatycznego. Taki kejsik dla każdego, po którym każdy sam sobie i przed lustrem oceni czy wie, co to takiego ta empatia i czy kiedykolwiek w życiu był empatycznym człowiekiem. Albo czy ma szansę takim zostać.

To do dzieła.

* jesteś w pracy, jesteś szefem, a twój pracownik zawalił projekt. Bierzesz go na dywan i chłostasz przez godzinę. W dupie masz jakiekolwiek tłumaczenia. Nie dał rady, jest zerem. Za chwilę nie wytrzymasz i zwolnisz frajera.

- a może mu dziecko wylądowało w szpitalu? może popłynął wczoraj w pokera? może żona puszcza się z innym?

* idziesz z kumpelą na kawę, widziałyście się sto lat temu. Rozmowa się nie klei, ona za bardzo nie chce gadać, prawie cię nie słucha. Hm... Nudziara i tępa ignorantka.

- a może facet ją puścił w trąbę? a może zwolnili z pracy? może chomik umarł?

* kupiłeś samochód od znajomego. Miał chodzić jak ta lala, ale rozsypał się po tygodniu. Znajomy przestał być twoim znajomym. Przestałeś odbierać od niego telefony i zbanowałeś na fejsie.

- a może nie wiedział? może to ty miałeś zasranego pecha? w końcu to maszyna a maszyny się psują?

* nie dostałaś od faceta prezentu na imieniny. Buziaka nawet. Co za skończony buc, nie odzywam się do niego, wychodzę.

- hm... a może jednak nie obchodzisz imienin? może on haruje od rana do nocy, żeby dom utrzymać? a może sama zapomniałaś o jego urodzinach?

* w knajpie dali ci zimnego burgera i ciepłe piwo. Do tego pomylili zamówienia, bo ty zamawiałeś naleśnika i soczek. A ci co przyszli później, dostali szybciej. Trzeba zrobić awanturę, bo jak inaczej.

- a może kucharz właśnie się zwolnił i mają jednego na kuchni? może hel im się skończył? może kelner jest nowy i nie ogarnia?

* widzisz na ulicy parę gejów. Och nie, oni się całują! Oblecha! Jak to w miejscu publicznym taką bezbożną miłość uprawiać! Tak się obnosić ze swoją chorobą! Panie strażniku, proszę ich spałować bo zarazki roznoszą!

- to normalni ludzie i może się kochają? może witają albo żegnają? może chcą się czuć swobodnie w swoim kraju?

* Edyta Górniak znów próbowała coś zaśpiewać. Efekt jak zwykle ostatnio - marny. Niech ona już przestanie się kompromitować. W końcu regularnie czytasz kolorowe gazety, więc wiesz co to sztuka.

- a może tak miało być? taka interpretacja - bądź co bądź - artystki z sukcesami? a może chore gardło?

* siedzisz przed tv, oglądasz Wojewódzkiego i Maffashion jak się pogrąża. Co za głupia laska bez szkoły, focie ma super, ale ust mogłaby nie otwierać. A przynajmniej nie po to, żeby mówić.

Wiecie co chcę powiedzieć. Nie chodzi o głaskanie po głowie, ale o - choćby - złagodzenie tonu. To tak, jakbyście mieli kumpelę z nadwagę i przyuważycie jak wpierdziela batony. Nie dość, że gruba to jeszcze się pasie. A może choruje na cukrzycę i musi wyrównać cukier? Autentyczna sytuacja.

Ocena = obserwacja + słuchanie + myślenie. Oczy, uszy i mózg. Rozmowa, jeśli możemy pogadać i zrozumienie, jeśli rozmowa jest niemożliwa. Za każdym zachowaniem kryją się przyczyny, które wszystko tłumaczą. Trzeba sobie tylko zadać trochę trudu (czytaj: pomyśleć) i ich poszukać.

To wam powinno wystarczyć, a jeśli nie to wiedzcie, że takie podejście powoduje... mniej stresu! Wow, odkrycie. Ale czasem tak strasznie bulwersujecie się w sytuacjach, w których - tak wam się wydaje - zachowalibyście się inaczej. No to raz, że poproszę na to dowody skoro to takie pewne, a dwa - zastanówcie się nad tymi przyczynami. Na spokojnie. O, są? To zmierzcie sobie ciśnienie. I zobaczcie jak spada.





To co, kto jeszcze nie rozumie? Zrobię wykres.

Czytaj dalej »

15 maj 2013

EMPATIA, GŁUPCZE !

0
Jak wielu ludzi w ciągu ostatnich dwóch dni zamieniło się w światowej sławy ekspertów. Od lekarzy onkologów, profesorów genetyków, ekspertów ds. wizerunku w mediach mainstreamowych, aż po celebrytów bywających wszędzie i u wszystkich. No i okej, mają prawo się wypowiadać na każdy temat. Ale patrząc z boku - wygląda to żenująco, bo nie mają podstawowej wiedzy żeby ktokolwiek mógł uznać ich teorie za wartościowe.

Wczoraj u Kuby tragiczny występ zaliczyła Julia Kuczyńska. No nie poszło jej, stres odebrał jej największą broń - ją samą. Na start Kuba zadał jej proste pytanie - co robi Julia Kuczyńska? Okazało się, że nic nie robi bo nie potrafi skleić nawet jednego zdania złożonego z choćby trzech wyrazów. A jest największą blogerką modową w tym kraju, bywa na największych światowych galach i pokazach, imprezuje z Rihanną, a znane marki biją się o jej twarz w kampaniach. No jest o czym mówić, a wyszła z niej typowa słodko-wyszczekana blondyneczka, z którą się nie gada tylko wyciąga z imprezy i zaprasza do domu na noc.

Takie jest wrażenie ludzi, którzy wczoraj widzieli ją pierwszy raz albo znają Julię tylko z internetów. Ja należę do tych drugich, ale różni mnie od nich fakt, że umiem się postawić na czyimś miejscu. Tak, wiem że KAŻDY potrafi... Sratatata, mało kto w tym kraju, przy naszym polskim temperamencie wie, co to empatia. A jak wie, to nie umie jej zastosować. Co widać po durnych komentarzach na profilu MAFF i zatrważającej ilości lajków pod nimi.


Takie mam nieodparte wrażenie, że ludzie nie potrafią używać dwóch zmysłów jednocześnie - jeśli słyszą to nie widzą, jeśli widzą to nie myślą. A wystarczyło te działania ze sobą połączyć i każdy mógł dostrzec, że Julia u Kuby jest spięta jak plandeka na żuku.

Nagle zapomniały ludziska, że każdy od czasu do czasu ma w życiu jakiś stres. I co, łatwo się wtedy działa, myśli? Dlaczego więc odmawiacie go Julii, która pomimo niewątpliwych sukcesów, nadal jest normalnym człowiekiem z ludzkimi problemami? Dla nikogo rozmowa z Kubą nie jest zadaniem łatwym i polegli tam znacznie więksi, bardziej znani i bardziej zcelebryceni niż Julia. Ale okazuje się, że tak jak mamy miliony selekcjonerów podczas meczów reprezentacji, tak mamy w kraju miliony, które SĄ ZAŻENOWANE, ZAWIEDZIONE, WSTYD IM, ONE NIGDY BY NIE POZWOLIŁY WOJEWÓDZKIEMU, ONE BY MU POKAZAŁY. Cycki chyba. Albo penisa, bo w sumie nie wiadomo co bardziej lubi. I na tym by się ich nieprzeciętna elokwencja skończyła.

Zasada jest prosta: zanim cokolwiek powiesz, napiszesz - pomyśl alternatywnie. A jak nie umiesz to zadzwoń do kolegi i razem rozkminiajcie problem. Twój tok rozumowania nie jest jedynym słusznym, bo i życie nie ma tylko czarno-białego koloru. Zanim ocenisz czyjś efekt - oceń jaka droga do niego wiodła. Cholera, to takie łatwe!



Potraficie tak?

Czytaj dalej »

13 maj 2013

SPÓJRZCIE NA TE OCZY....

0
Czyż nie są hipnotajzin?

Jestem stałym bywalcem Biedronki, bo mam ją pod domem. W sumie kto nie ma. Dla mnie to fenomen ostatnich lat i nikt mi nie powie, że tak nie jest. Generalnie dyskonty, ale wiadomo gdzie 90% Polaków robi zakupy. No przyzwyczailiśmy się. Bo tanio i blisko, i nawet nie zauważyliśmy jak bardzo daliśmy się zmanipulować.

Biedronka na Łukaszewicza w Poznaniu. Tam chodzę jak nie pięć, to cztery razy w tygodniu. Nie wiem czy mogę akurat ten sklep uznać za reprezentanta sieci, ale skoro to jest sieć i teoretycznie wszystko działa, dzieje się i wygląda tak samo, to jeden przypadek rzutuje na całą resztę i nie ma zmiłuj.


Standardy kochana, standardy!

Ja wiem, że różnicę robią ludzie którzy tam pracują, ale po to są standardy, żeby niezależnie od człowieka mogły być respektowane wszędzie. Zresztą - zasłanianie się ludźmi, których samemu się dobierało (wg standardów oczywiście) jest słabe i totalnie pogrąża każdą firmę. A im większa, tym gorzej.

Okej. Ostatnio, czyli od jakiegoś roku, spięcia na linii ja-Biedronka zdarzają się coraz częściej. Przelało się, więc ja przelewam moją irytację tutaj. I ciekawi mnie, czy macie tak samo.

1. Okrągłe ZERO nowości. I to nie to, że mi się w dupie poprzewracało, ale taki jest fakt i do tego zostałem przez B. przyzwyczajony. Co tydzień - coś nowego. Cokolwiek - jogurt, piwo, kawa, jakiś egzotyczny owoc, ale coś tam zawsze było. Patrzę na takiego Lidla i widzę, że można. A tu rzygać się chce, bo ciągle to samo.

2. To samo i ceny rosną. A promocji brak. Nie wiem czy wy też to widzicie, ale w Biedronkach nie ma promocji. Tam ceny zawsze mają być niskie, więc po co promocja. Ale nie są i rosną bardzo niepostrzeżenie. Bo zauważcie, że zmieniają się bardzo rzadko, co bardzo nas przyzwyczaja i łatwo nas potem wydymać. Takie masło - chyba przez cały rok cena nie drgnęła nawet o grosz, co by nagle z dnia na dzień podskoczyć o 50. Jeśli przez rok kupiłem 100 kostek po jakiejś stałej cenie, to za 101, 102 i nawet 110 kostkę zapłacę w ciemno. Dopóki mnie coś nie tknie, że te rachunki coś za duże wychodzą. I tak manipulują przy prawie każdym produkcie. Poza piwem, które zawsze mają tanie i czasem nawet coś obniżą. Taka ciekawostka.

3. No ok, ale żebym te ceny chociaż widział. To nie - do wyboru 10 różnych past do zębów, a pod spodem 5 cen, z czego 2 od past, których nigdzie nie widzę. Idę to czytnika - 'nie znaleziono towaru'. Tylko sprawdzałem - od roku albo dłużej nie znajduje żadnego towaru, który podkładam, zatem zero zdziwienia. Idę do kasy i proszę o sprawdzenie. Cena oczywiście wyższa niż myślałem. Zwracam uwagę, żeby to poprawili na regale, bo wprowadzają klienta w błąd. Cisza. Nie sądzi pani? Cisza. W takim razie ja chcę tą cenę, która tam jest. Ależ skąd, tej pasty przecież nie ma! Ale cena jest, ja myślałem że dotyczy tej pasty i z tą myślą chciałem ją kupić. Cisza. To jest OK wg pani? Kasować? Tak, kasować. Bez do widzenia.

4. Teraz już się przyzwyczaiłem (wiadomo), ale po kosz na zakupy muszę dymać przez całą szerokość sklepu, do ostatniej kasy. Bo oni nie są od ustawiania koszyków przy drzwiach - ani sprzedawcy, ani ochrona. Przecież to mi jest potrzebny, nie im.

5. Pomijam porozpierdzielane palety tak, że przejść nie można i przeterminowane produkty (ale jestem miły, zwracam obsłudze i nie chcę nic za to). Albo nie pomijam - takie wtopy też nie powinny mieć miejsca. Nawet tu.


I co ja mogę teraz?

Ano, mogę się obrazić. I pojechać do Lidla kawałek dalej albo liczyć na godne promocje w Tesco. Ale co robię? Wracam do Biedrony jakby się nic nie stało, bo szkoda mi czasu i paliwa na dojazd.

Tym właśnie B. wychowała albo wręcz wyhodowała sobie klientów - jest wszędzie i zawsze po drodze. Więc idę do B. bo co mam zrobić. Uzależniliśmy się wszyscy, bo oprócz niskich cen zapewniła nam też ten komfort, że każdy ma blisko. A przynajmniej bliżej niż gdzie indziej. Zakupy on-line nie robią takiego szału, bo raz że nigdy nie możesz być do końca pewny co znajdziesz w kartonie, dwa - taniej wcale nie jest, trzy - mniejszych zakupów nie zrobisz, bo dowóz kosztuje.

A standardy? Tak jak alkoholikowi po latach picia zależy już tylko na procentach, tak nam zależy na cenie. Wejść, kupić, wyjść. I możemy sobie wmawiać, że to przez kryzys, że nędza i trza oszczędzać. Pijak też się tłumaczy - ma problemy to pije, ale jak się pozbiera to przestanie. Tiaaa... Będziemy kupować w Biedronie to końca świata i nawet nie zauważymy, że w końcu i tam zaczniemy przepłacać.

Tak nas zahipnotyzowała jędza jedna.




A jak wyglądają Wasze doświadczenia z tym owadem? Bo nie wierzę, że jesteście super zadowoleni.

Czytaj dalej »

10 maj 2013

MICHAŁ PIRÓG, SIEPOMAGA, JA I WY - POMAGAMY FRANKOWI

0
Słuchajcie, jest akcja! Charytatywna. Firmowana (to chyba złe słowo) przez Michała Piróga. Lubię tego faceta, bo jest jednym z najbardziej wiarygodnych celebrytów w tym kraju i nie razi mnie jego obecność na Pudelku w kontekście akcji, którą organizuje. Poza tym jest gejem, a ja gejów lubię*.

Wujek Piróg dla Franka to prawdopodobnie pierwsza taka akcja, w którą tak mocno i osobiście angażuje się - co tu dużo mówić - gwiazda telewizji, kolorowych gazet i internetu. Jest to absolutnie jego własna inicjatywa i żaden menago od ulepszania wizerunku mu tego nie narzucił. A historia jest taka, że Franek to synek koleżanki mamy Michała, a on im po prostu pomaga oferując to, co ma najlepszego - zasięg i swoją popularność. Wszyscy go znają, nie każdy kocha, ale obok takiej akcji nikt nie powinien przejść obojętnie.

Kiedyś napisałem o tym, że dzieciństwo trwa zaledwie parę chwil - z perspektywy nas, dorosłych, ale przede wszystkim zdrowych ludzi. Tylko będąc w pełni swoich sił mogliśmy skakać przez płot, okradać sąsiada z czereśni, zdzierać sobie kolana upadając z roweru. I wystarczyła lekka choroba w typie grypy, żeby bawiących się kumpli móc oglądać jedynie z okna. Prawie ze łzami w oczach.

Franek ma popsutą aortę i poważną wadę serca. I pomyślcie teraz, że Franek może nigdy nie będzie mieć takiego dzieciństwa, jakie mieliśmy my - abstrahując od tego, że dzisiaj wygląda ono inaczej i bieganie z latawcem po łące zastąpił komputer. A świat zza szyby będzie oglądał znacznie częściej.

Pomyślcie też, że jedynym problemem naszych rodziców było to, żebyśmy się nie połamali wchodząc na drzewo. Rodziców Franka taki 'problem' pewnie ominie, bo mają TROCHĘ większy.

W takich sytuacjach powiedzenie 'pieniądze to nie wszystko' traci cały swój sens. Bo w przypadku Franka i tysięcy innych jemu podobnych, małych ludzi, kasa liczy się najbardziej. No niestety, miłością dziecka nie wyleczysz i żaden bóg też tego za nas nie zrobi. Dla tego malucha pieniądz oznacza 'być albo nie być'. On żyje dopiero 9 miesięcy... Mam dwie małe córki i wiem jak bardzo mocno kocha się dzieci w tym wieku i jak wielką bezinteresowną miłością one same darzą swoich rodziców. Tego w późniejszych latach już nie ma.

A dlaczego akurat Franek? Bo tak. Bo ma spojrzenie, którym rozkochuje w sobie nie tylko kobiety. Bo ma bluzę, która mi się podoba i sam bym chciał taką mieć, tylko w trochę większym rozmiarze. Bo jest blondynem tak jak ja. Jest uroczym chłopcem, ale nie bardziej niż inne dzieci. Tyle, że nie mam wolnego miliona, żeby pomóc im wszystkim - po prostu trzeba kogoś wybrać. Z naciskiem na TRZEBA.

W chwili, gdy piszę tę notkę Franek na SiePomaga uzbierał już ponad połowę potrzebnej sumy. Brakuje mu jeszcze jakichś 23 tysięcy, na które czeka do 1 czerwca. Czasu ma niewiele, ale pamiętacie Tatę Julki? W kilka godzin udało się zebrać ponad 100 tysiączków i przekroczyć nawet założony cel. Wtedy operacja się udała. I mimo, że Franek nie ma tak profesjonalnie zorganizowanej kampanii, to ma Wujka Michała, któremu zależy. A Frankowi się należy.

Wiecie, co robić.

/////

* bo wykazują się wręcz heroiczną odwagą żyjąc w tym kraju - czy to pod ciągłym przykryciem, czy jawnie manifestując swoją orientację; z nimi zawsze jest o czym pogadać, mają do siebie ogromny dystans i potrafią śmiać się ze swojego 'homo-jestestwa' - takich gejów znam i za to Was uwielbiam.



Szerujcie i lajkujcie - nie dla moich poglądów. Niech się Franek ucieszy.

Czytaj dalej »

8 maj 2013

JAK JUŻ ZDASZ MATURĘ, ZAJMIJ SIĘ CZYMŚ KONKRETNYM

0
Maturzyści... Żal mi tych wszystkich biedaków, którzy za parę lat sami siebie będą nazywać frajerami.
Rodzice maturzystów... To już nie PRL ani nawet lata 90. Czytajcie gazety i odpuśćcie swoim dzieciakom.

Bo za chwilę 90% tych wszystkich niby-dorosłych ludzi rozleje się po filologiach, historiach, ekonomiach i innych dziadowskich kierunkach. 5% pójdzie na polibudę albo medycynę, a drugie 5% wybierze wieczne nieróbstwo albo wyjedzie wspierać zagraniczne PKB. Ale wracając do studiowania - dziś człowiek na studia się nie dostaje. On tam po prostu idzie. Bo jak go nie wpuszczą na darmowe, to sobie pójdzie ulicę dalej, zapłaci i ma.

Takie czasy, że mgr może mieć każdy łepek z ulicy. Na rynku pracy jesteś więc ty - wzorowy uczeń liceum, potem przykładny student i dumny absolwent. Jest i tabun wielbicieli imprez w akademikach, którzy swoją edukację wyższą przez 5 lat opierali na błaganiu koleżanek o notatki, wykładowców o ostatnią szansę, a na koniec kupili przez gumtree pracę dyplomową. I tak sobie rywalizujecie o pracę asystenta ds. biurowych, ewentualnie o specjalistę ds. różnych, na którą póki co i tak nie macie szans, bo specjaliści z was tacy, jak ze mnie blogerka modowa.

No dobra, ale gdzie nie spojrzysz, tam wymagają od ciebie dyplomu. Wow, wpisujesz się w profil kandydata, kozak z ciebie. Tak jak milion innych bezrobotnych magistrów inżynierów. Firmy ślepo i z chorego przyzwyczajenia windują studia wyższe do najważniejszego kryterium, na równi z doświadczeniem. Tak, jakby skończenie studiów gwarantowało im... No właśnie, co? Ta realna wiedza idzie za doświadczeniem, a o teoretyczną przecież nikt nie pyta. Papier też nie powie czy z ciebie człowiek ułożony, lojalny i z parciem na robienie szefowi dobrze, czy wiecznie przepity i przećpany student kolejnego kierunku, któremu akurat udało się wytrzeźwieć na rozmowę.

Odpowiedź nasuwa się sama, ale dla jasności - większość firm wymagających od ludzi wyższego wykształcenia ma to w dupie (no chyba, że twoja edukacja zakończyła się na poziomie gimnazjum - wtedy mogą mieć obiekcje). Nie wysyłasz CV, bo swoim papierkiem nie trafiasz w ich profil? To błąd! Wymóg posiadania konkretnego dyplomu służy im jedynie po to, żeby im cefałki nie zapchały skrzynki mailowej. Taki zderzak, od którego ma się odbić przypadkowy tłum gotowy pracować wszędzie.

Jeśli spełniasz choć część wymagań, które widzisz w ofercie to wal śmiało. Po pierwsze dlatego, że co ci szkodzi. A po drugie, na etapie rekrutacji firmy nie znajdując tego jednego jedynego, wykreślają te wcale nie takie niezbędne kryteria. W tym właśnie słynne 'wykształcenie wyższe' i drzwi się dla ciebie otwierają. Bo bardziej liczy się to, co w życiu robiłeś i robisz niż to, co ktoś-gdzieś-kiedyś ci do głowy nawkładał i próbował oceniać bawiąc się z kolegami doktorantami w losowanie prac zaliczeniowych.


Rację bytu mają tylko kierunki konkretne i specjalistyczne, a nie popierdółki w stylu socjologii.

Nie mam wielu znajomych bez wyższego. Ale ci, których znam pracują dzielnie w mniejszych i większych firmach, i to nie na posadzie sprzątaczki czy ochroniarza sterującego szlabanem.

Poza tym - jest cała lista zawodów, w których możesz się odnaleźć bez marnowania 5 lat na stanie w kolejce do ksero. I dostawać za to godne pieniądze. A jak masz talent i jesteś kreatywny to zostań freelancerem, a żaden klient nigdy nie zapyta cię o szkołę. Albo weź zapisz się na jakiekolwiek studia tylko dla samego statusu i ulgi na biletach, a całe dnie spędzaj w pracy. Choćby rozdając Metro i frytki w McDonalds'ie. W dłuższej perspektywie to ci się bardziej opłaci.



No nic nie poradzę, że tak zniechęcam młodych ludzi. Ale ktoś musi. Nie sądzicie?

Czytaj dalej »

30 kwi 2013

JAK ZOSTAĆ MAJÓWKOWYM BURAKIEM - NA 20 SPOSOBÓW

0
W zeszłą sobotę usłyszałem w radio, że w piątek - PIERWSZY DZIEŃ DŁUGIEGO WEEKENDU - policja złapała 400-iluś pijanych kierowców. Muszę być albo za stary, albo za młody, bo czegoś nie rozumiem. Zawsze mi się wydawało, że to kwestia wzięcia urlopu niejako 'przy okazji'. A tymczasem trend jest taki, że Polacy długi weekend mogą mieć zawsze, byleby wypadało jakieś święto. Może być nawet w sobotę, wystarczy wziąć 5 dni wolnego.

Nie wiem czy zwróciliście uwagę, ale w tym roku mamy dwie majówki - tą teraz i tą za miesiąc, bo 30.05 przypada następne święto. Jak żyję, nie pamiętam żeby coś takiego miało miejsce. Zawsze był wyjazd majowy i czerwcowy. A teraz idą dwa majowe, więc tym bardziej potrzebny jest taki wpis w rodzaju how-to-do-good-majówka's-trip. Udanego weekendu :)

1. Jeśli wydaje ci się, że wszystko masz spakowane, powyłączane i dopięte - poszukaj innego powodu do paniki.
2. Jeśli przed wyjazdem facet wyjątkowo cię nie drażni i nawet ci pomaga - ogarnij się, na pewno jest jakiś powód do awantury.
3. Nie zapomnij grilla, zapomnij zatankować.
4. Nie zapomnij kosmetyczki, zapomnij o telefonie.
5. Nie zapomnij dać znać wszystkim na fb, gdzie jedziesz. Dopisz 'stay tuned'. Bo oni z pewnością planowali spędzić majówkę w internetach.
6. Na cholerę oni jadą 70 w tym lesie?! Przecież każda minuta poślizgu to 10 ml piwa mniej do wypicia.
7. CB radio i antena na dachu to od lat największy w tym kraju lans na drogach. Im dłuższa, tym fajniejsza. Nie musisz jej używać, ważne że jest i widać ją z daleka.
8. Bezgranicznie ufaj GPS-owi, wyśmiewaj ludzi rozkładających mapę na masce. Po 10 minutach znajdź się w lesie.
9. Do rozpalania grilla i popijania piwka kto pierwszy, ten lepszy! A reszta niech sobie wymyśla zajęcie. Grunt, że ty je masz.
10. Rozpalaj grilla na samą rozpałkę. Smacznego.
11. Gdy jesteś nad morzem - narzekaj, że za daleko na plażę. Kiedy w górach - że za wysokie te góry. Nad jeziorem - że komary w maju.
12. Żadnych gofrów, baloników, lodzików ani wiatraczków. To majówka - musi starczyć na piwo, kiełbasy i brykiet.
13. Narzekaj na pogodę. Na początku maja. Trzy tygodnie po zimie. Obojętnie jaka będzie.
14. Narzekaj, że za drogo. I że za granicą wcale nie jest drożej. A w ogóle to najtańszą opcją jest wędkowanie, więc po co tak daleko jeździć.
15. Narzekaj na opłatę klimatyczną. Albo lepiej - nie płać. Przecież nie będą się z tobą sądzić o 2,50.
16. Narzekaj, że za dużo ludzi. W Sopocie.
17. Narzekaj, że przecież nic tu nie ma. W Sianożętach.
18. Narzekaj, że nie możesz palić grilla na hotelowym balkonie. Przecież u ciebie na osiedlu wszyscy tak robią.
19. Narzekaj na Niemców. Bogate świnie. Entuzjaści polskiego bursztynu. I ten język. Fuj.
20. Narzekaj, że weekend majowy jak zwykle był za krótki.

Po majówce (albo w trakcie jak nie możecie wytrzymać) uzupełnimy tę listę o wasze doświadczenia ze święta grillowanej kiełbasy i zapdejtowany 'poradnik' ukaże się na blogu trzy dni przed majówką nr 2. Tak, żeby wszyscy zdążyli się dobrze przygotować :)




I tu jest do tego najlepsze miejsce - na wszelkie majówkowe historie, jakie tylko uda Wam się dojrzeć albo nawet przeżyć.

Czytaj dalej »

27 kwi 2013

SKORO MASZ JAJA TO NIE BĄDŹ PIPĄ

0

Krew mnie zalewa jak widzę takiego faceta. Nie potrafi zadecydować, przejąć inicjatywy kiedy trzeba, walnąć w stół, zaryzykować. Komu potrzebny taki facet-niefacet? Idź na jakiś kurs męskości, nie wiem, do lekarza może i powiedz co ci w życiu zagraża, że nie potrafisz być twardy i zdecydowany.

To nie o to chodzi, że chłopaki nie płaczą. Niech sobie płaczą, co tam. Byleby się umieli podnieść i powalczyć trochę z życiem. Facet musi wiedzieć, czego chce przynajmniej w trzech obszarach - na drodze jako kierowca, w pracy jako pracownik i w związku jako facet.

Nie mam zrozumienia dla mężczyzn (boże jak to żałośnie brzmi w tym kontekście), którzy nie ogarniają skrzyżowania, ronda, świateł i tego że dwa pasy są po to, żeby jechać prawym jak się nie umie depnąć w gaz. A zasady są proste, tu się nawet nie ma czego domyślać jak to kobiety mają w zwyczaju tego od nas wymagać. Widzisz zielone - napierdzielasz żeby zdążyć, widzisz żółte - napierdzielasz jeszcze bardziej. Ci 'drudzy' nie ruszą od razu - zdążysz, serio. A jak już koniecznie musisz stanąć, to nie oglądaj zębów w lusterku tylko kontroluj te światła, bo ludzie za tobą są dla odmiany bardzo czujni i nie przepuszczą ci twojej ignorancji. Cóż, skoro z odwagą u ciebie na bakier, to chociaż pokaż że myślisz.

Ok, dojechałeś do roboty. W której potulnie wykonujesz polecenia szefa i jak psa nienawidzisz jego i tej pracy. Bo jak idzie dobrze to splendor jakoś cię omija, a jak się coś pierdoli to zawsze jesteś kozłem ofiarnym. Słuchaj - to że masz jaja, nie znaczy żeś facet z jajami. Nie ważne co nosisz w gaciach, ważne co jest poza nimi. Więc jeśli coś ci się nie podoba - wal. Mów co myślisz, bo zginiesz. Nie wiesz, że długotrwałe tłumienie w sobie emocji może cię doprowadzić do samobójstwa? Powiesisz się w piwnicy i tyle z tego będziesz miał. A wystarczy ruszyć tyłek i wyrzucić z siebie problem. Wydukać, wyjąkać, jakkolwiek. Najwyżej cię szef wypierdoli. A tobie i tak ulży, bo właściwie to na tym ci najbardziej zależało. Ok, byłeś twardy a teraz się odważ i załóż własny biznes - w końcu powoli stajesz się mężczyzną.

Tylko najpierw wróć do domu, do kobiety. Ale nie jak zbity pies, bo przecież doskonale zdawałeś sobie sprawę z konsekwencji. Więc nie udawaj teraz, że cię poniosło i żałujesz, i w ogóle to jutro pójdziesz prosić o wybaczenie i przyjęcie z powrotem za połowę niższą stawkę. Taa, niewątpliwie twoja kobieta będzie z ciebie dumna. Powiedziałeś A, to skończ ten alfabet. Oświadcz jej dumnie, że straciłeś robotę. Albo lepiej - sam odszedłeś (to będzie mocne). Daj się jej wykrzyczeć i wygadać, niech zada sto razy to samo pytanie 'z czego my będziemy teraz żyć'. Możecie nawet oboje zapłakać, ale nie zmieniaj swoich decyzji. One są ostateczne, bo dotyczą ciebie, a cała reszta to jedynie tło. Facet ma działać tak, żeby czuł się dobrze jako facet. Bo facet żałujący swoich decyzji to nie facet. Facet nie żałuje - facet ma szukać lepszego rozwiązania, a patrzenie w przeszłość zostaw kobietom, bo im to lepiej wychodzi.

To co? Próbujesz czy zmieniasz płeć?




Macie podobne doświadczenia? Tolerujecie? Szlag Was trafia? Podzielcie się.

Czytaj dalej »

17 kwi 2013

CO NAM POKAZAŁ GDAŃSKI BANKOMAT?

0

Czy okradanie bankomatu z pieniędzy tylko dlatego, że ktoś się pomylił jest nie fair? Być może, zależy od jakiej strony spojrzeć. A czy jest w tym coś dziwnego? Ależ skąd! Jesteśmy tylko ludźmi.

Ostatnio głośno było o gdańskim bankomacie, w którym konwojent źle poukładał kasetki z pieniędzmi - zamiast wypłacać 50 zł, maszyna wolała wydawać ludziom po stówce. I teraz tak - czy znajdzie się ktoś, kto w pierwszym swoim odruchu stwierdziłby, że to pomyłka i komuś trzeba oddać te pieniądze? Ktoś poważnie chory, a tak poza tym to nie ma takich ludzi. Pierwszą i przez to naturalną reakcją u każdego z nas byłoby proste i radosne 'wtf ?! :)'. Nie ma znaczenia, co wydarzy się później - pierwsze odczucie jest najważniejsze, bo szczere.

W Gdańsku masa ludzi wybrała opcję 'wypłacam ile wlezie'. I normalnym jest, że jak ludzi spotyka fart, to nie analizują czy jest on efektem czyjegoś pecha, tylko chodzą zadowoleni i dumni z siebie. A już tym bardziej, kiedy na tego farta nie zasługują. Lubimy sobie wmawiać, że po tyyylu życiowych niepowodzeniach i mimo że tak bardzo się staramy, ale nikt nas nie docenia, los się wreszcie do nas uśmiechnął. Koniec dostawania po dupie, należy nam się coś od życia. Nawet, jeśli tą dupę notorycznie nadstawiamy sami.

Bo my bardzo lubimy oszukiwać. I innych, i samych siebie. Grunt to znaleźć sobie wygodne alibi, którym wytłumaczymy przed sobą nasze działania i jeszcze spróbujemy wkręcić w to innych. Taka jest ludzka natura i z nią nie wygrasz. Jeśli czegoś chcemy (a chcemy, bo jesteśmy materialistami), to kalkulujemy co będzie dla nas bardziej opłacalne. Człowiek to egoista w swojej naturze, więc nie ma nic dziwnego w chęci wykorzystania okazji, jaką jest zepsuty bankomat, biletomat czy inny mlekomat. To taki niezamierzony rodzaj promocji, a ludzie są pazerni i biorą w ciemno.

Przy czym pazerni w takim znaczeniu, że każdy indywidualnie dąży do zadowolenia i jakiejś życiowej satysfakcji. I każdy chciałby je osiągnąć najprościej jak się da. Wiadomo, że sam pieniądz szczęścia nam nie przyniesie, ale bardzo pomoże je osiągnąć. Ja też chciałbym wygrać milion w totka, żeby mieć już na zawsze z górki, ale jak wiecie nie bawi mnie to, choć skreślanie cyferek to taki prosty pomysł na biznes.

I tak - gdyby w moim mieście i w mojej dzielnicy stanął taki pomylony bankomat to nie wahałbym się i wyjął tyle kasy ile udźwignęłoby moje konto - oczywiście w podwojonej kwocie. Porządnie bym je zainwestował i 'ukradzioną' część po latach oddał na jakieś niedożywione dzieci albo samotne matki. To jest dobry deal, bo na biednego nie trafiło, a ja czułbym się trochę jak taki współczesny Robin Hood książę złodziei.




Tylko bez linczu, napiszcie lepiej co Wy byście zrobili.

Czytaj dalej »

5 kwi 2013

KOMINEK O ZAWIESZONEJ, CZYLI JAK SKUTECZNIE UTRACIĆ WIARYGODNOŚĆ

0

Dzisiaj miałem się z wami podzielić bardzo spontaniczną i zacną inicjatywą, o której jeszcze wczoraj mało kto słyszał. No właśnie, to było wczoraj. Bo dziś internety o niej huczą i na fejsie co chwilę wyświetlał mi się post w temacie zawieszonej kawy.

Jeśli jeszcze nie słyszeliście - w skrócie wygląda to tak, że idziecie sobie do kawiarni, która bierze w tej inicjatywie udział. Załóżmy, że jest was dwójka. Kupujecie 3 kawy - 2 dla siebie, a 1 zostawiacie w barze 'na zapas' dla kogoś, kogo na taką kawę nie stać (teoretycznie). Ot cała filozofia. Zawieszoną może sobie wziąć każdy, niezależnie od statusu społecznego. Taka jest idea - ma być social. A więcej o samej akcji możecie dowiedzieć się na fanpage'u zawieszonej kawy.

Z moich fejsbukowo-blogowych obserwacji wynika, że dla 99,9% ludzi to sympatyczna, warta pozytywnego rozgłosu inicjatywa. Od wczoraj masa nowych kawiarni przyłącza się do akcji. I ja też jestem jak najbardziej za. Prosty pomysł, zero strat, same zyski. Ale jest ta jedna setna procenta, która musi pokazać, że jest inaczej. To Kominek i jego wyznawcy.

Jakiś czas temu pisałem, że nie ma nic złego w wylewaniu z siebie skrajnie kontrowersyjnych poglądów, o ile jest się w stanie je później obronić. To nie jest trudne, bo jeśli serio wierzycie w istnienie kosmitów, to pokażecie mi setki przykładów, które mogą to potwierdzać. Nieważne jaka jest prawda, ważne że w to wierzycie. To samo z religią i wiarą w różnych bogów.

I teraz do Kominka.

Niestety po raz kolejny zapominasz albo zwyczajnie nie rozumiesz tej prostej zasady. Widzisz temat, którym jara się cały internet, wyłączasz myślenie i grając rolę opiniotwórczego guru, jednak robisz z siebie idiotę. Bo jak inaczej określić Twoją pseudoargumentację o żebrakach i Macbookach? Z braku tych logicznych, jeden i drugi wyciągnięty z dupy. Ale nie to jest najgorsze. Słabe jest to, że Ty doskonale rozumiesz ideę. I oboje wiemy (ba, wiemy to wszyscy), że żaden żebrak ani bezdomny prawdopodobnie nigdy nie dowie się o sopresso, bo to akcja internetowa i taki 'śmierdziel' raczej nie śledzi fejsa, nie znajdzie się też żaden życzliwy, który mu o tym wspomni. Nie masz rozsądnych argumentów - nie twórz ich na siłę. Ludzie to widzą, serio.

Zresztą zadziwia mnie, jak bardzo zdecydowanie i z premedytacją kładziesz na szalę swoją wiarygodność jako blogera. Bo niepohamowaną chęć bycia na szczycie i na ustach tłumu doskonale rozumiem. I cenię. Ale próbujesz to osiągnąć jednocześnie ten tłum okłamując. Wybacz, ale sztuczność Twojego wpisu tak bardzo widać i ona tak bardzo razi... Twój tekst jest bardzo krótki, ale jednocześnie tak bardzo ocieka fałszem. Myślę, że nawet Fakt powstydziłby się wypuścić tak nienaturalny osąd.

Powiedz, czy utrata wiarygodności naprawdę jest ceną, którą warto zapłacić za bycie na językach? Ten wpis z pewnością pobije rekordy - i odsłon, i komentarzy. Tyle że połowa, jak nie większość już została skasowana - w tym mój - bo godziła w Twoje ego. 



Facebook też oszalał pod Twoim postem, którym (znów na siłę) próbujesz udowodnić wszystkim zbanowanym, że to oni nie mają mózgu bo nie rozumieją przekazu... Słabe, bo przekaz był bardzo jasny i nawet dla przeciętnego gimnazjalisty Twój wpis kupy się nie trzyma. Poza tym - na 46 najwięcej lajków zebrała moja odpowiedź. To coś znaczy.



Może chciałbym wierzyć, że miałeś słabszy dzień, ale trochę byłoby ich wtedy za dużo. Ale muszę Ci przyznać, że masz (miałeś?) masę inteligentnych czytelników, których co prawda zbanowałeś, ale pokazali choćby przez parę sekund, że nie podoba im się to, co im zaserwowałeś - tekst pod (głupią) publiczkę. Twoje prawo pozbyć się 'prostaków' negujących Twoje poglądy. Ale oni zanegowali kłamstwo, nie pogląd.

I to śmierdzi bardziej, niż żebrak w autobusie.



A Wy macie jakieś zdanie w tym temacie? Piszcie.

Czytaj dalej »

17 mar 2013

NIE MA NIC ZŁEGO W MIŁOŚCI DO PIENIĘDZY

0

Lubię, jak ludzie nie mają problemu ze swoim materializmem. Albo z dążeniem do niego. Bo to oznacza, że mierzą wysoko.

Każdy, nawet mało ogarnięty gimnazjalista wie, co to jest piramida Maslowa. No dobra - wie jak wygląda piramida i że Masłow ma z tym coś wspólnego. Nieważne. Generalnie pokazuje, ze człowiek zawsze i wszędzie dąży do samorealizacji. Ale nie da rady, jeśli nie zaliczy po drodze kilku check-pointów. Zatem najpierw musi się wysikać i najeść, żeby mógł w komforcie psychicznym pójść do roboty. Albo inaczej - nie kupi sobie biletu na Oasis of the Seas za latami odkładane pieniądze, jeśli będzie musiał opłacić remont zalanej łazienki.



Człowiek chcąc cokolwiek w życiu osiągnąć, musi zacząć od zaspokajania najprostszych potrzeb. I piąć się w górę. Dlatego pieprzenie o tym, że najważniejsze to być zdrowym, najedzonym, ciepło ubranym w zimę jest skazywaniem się z góry na życiowa porażkę. To nie jest najważniejsze - to jest podstawa.

Dalej - stawianie na piedestale rodziny, boga, honoru i ojczyzny też nie jest szczytem piramidy, bo to zaledwie zaspokojenie potrzeby przynależności, miłości i innych kwestii uczuciowych. Nawet jeśli twierdzisz, że tylko tego ci do szczęścia potrzeba, przeczysz swojej naturze jako człowieka, który zgodnie z nią dąży do jeszcze wyższych celów.

Takich jak niezależność - w tym ta finansowa, która pozwoli ci na takie życie, jakie chcesz by ono było. Same pieniądze szczęścia nie dają, ale pomagają je osiągnąć. Ja wiem, że zaraz ktoś powie, że 'wolontariat jest szczytem moich marzeń i tam się spełniam'. Ok, ale tym spełniasz potrzebę szacunku u innych, która w dalszym ciągu jest niżej od samorealizacji. Podobnie z podróżowaniem, kiedy nie masz na to kasy i tylko myślisz o tym, jak przetrwać. Pasja pasją, ale o ile przyjemniej można się jej oddać, kiedy są na to środki.

Sam szczyt piramidy to przede wszystkim spokój, który osiąga się mając resztę spraw od A do Z poukładanych. Kiedyś jak nie było tylu możliwości i tylu wyborów, wierzchołek osiągało się siejąc zboże i hodując bydło na gospodarstwie. Dziś chcemy się rozwijać i poznawać świat - ten realny i wirtualny - co bezpośrednio wiąże się z posiadaniem i pieniędzmi. Do internetu i komunikacji z ludźmi potrzebujemy tabletu albo smartfona, na wyjście potrzebujemy założyć extra ciuch, a w hotelu też nas nikt za frajer nie przenocuje. Czy to dużo? No nie, więc dlaczego mamy wstydzić się tego, że dążymy do materialnego szczęścia w świecie, którym rządzi materializm? Bo na przekór chcemy być inni? Taka globalna hipsterka?

Ok, niby można - zyskujemy wtedy jakiś względny szacunek. Ale który cały czas jest niżej od samorealizacji.




Chcecie mi wmówić, że tak nie jest? Próbujcie :)

Czytaj dalej »

11 mar 2013

JEST PRACA TYLKO LUDZIOM SIĘ NIE CHCE

0

Weekend to jedyna okazja w tygodniu, żebym mógł sobie przypomnieć jak wygląda dzielnica, w której mieszkam. Rano do roboty, po południu powrót, obiad, dzieciaki, wieczór, późno i spać. A weekendowe zakupy na rynku i w okolicznych budach pozwalają odreagować. I spojrzeć na pewne istotne kwestie społeczne od środka - obserwując ludzi i... witryny sklepowe.

Bo wiecie - idzie człowiek brudną ulicą na targowisko i kogo widzi? Ano margines. Ok, nie tylko, ale na takich ludzi zwraca się uwagę. Od wczesnych godzin rannych stoi ekipa pod sklepem i żłopie kupione nie wiadomo za co wino z butelek PET. Albo szwenda się tu i tam zagadując ludzi po drodze o drobne 'na zupę'. Zawsze tak samo ubrani i tak samo brudni. Biedni ludzie, ja to wiem. Ale jednocześnie skrajnie żałośni.

Bo wystarczyła mi jedna godzina i dwie ulice, żebym zobaczył to:



A gdybym serio szukał jakiejkolwiek pracy, to znalazłbym pewnie jeszcze 2 razy tyle w swoim tylko fyrtlu, nie mówiąc już o zapuszczeniu się dalej w miasto. Ale ludziom się nie chce. Wolą życie za 20 zł dziennie, bo tyle mniej więcej wynika z kwoty zasiłku dla bezrobotnych dzielonego na 30 dni. Do tego jeszcze trochę znajdą, nakradną i ta kwota rośnie pewnie ze dwa razy średnio. Większość idzie na chlanie, bo po jakimś czasie głód już tak nie doskwiera jak brak alkoholu, który dziwnym trafem z roku na roku tanieje, kiedy inne koszty życia rosną. Tak patrząc, to rzeczywiście da się przeżyć nic w życiu nie robiąc i dobrze się bawiąc. Kto by nie chciał.

Wszyscy wiedzą, że 14% bezrobocia to pic na wodę. Gdyby zliczyć tych wszystkich ludzi handlujących na ulicach to problem szacuję na jakieś 7-8%. Leniwe albo nieskuteczne siedem-osiem. Bo jest praca, czego dowodem jest pięć kartek na szybach znalezionych w kwadracie 100 na 100 metrów. Tylko musi się chcieć jaśnie państwu do roboty wziąć. Pewnie, że nie dla wszystkich starczy, ale tą resztę można by wtedy spokojnie uznać za osoby realnie bezrobotne, którym należy się zasiłek i darmowy lekarz. Nikt nie miałby pretensji, a tak permanentnie ktoś bluzga na rząd, że nie tworzy miejsc pracy.

A jedyne na co możemy sobie luźno ponarzekać to fakt, że nie ma żadnej skutecznej metody na eliminowanie cwaniaków żerujących na tej luce w systemie. Nie będzie przecież żaden tajniak chował się całe tygodnie za drzewem, żeby sprawdzić czy jeden z drugim ruszają w ogóle swoje dupy spod sklepu.

Zapytałem się pani w cukierni i w obuwniczym czy ktoś w ogóle zagaduje o tą pracę. Raz do dwóch dziennie. Na setki, a może nawet tysiące ludzi którzy tamtędy przechodzą. Ten margines, który powinien się taką okazją zainteresować - nie to, że widzi ale nie pyta, bo wstyd. On w ogóle takich ogłoszeń nie zauważa, nie szuka ich nawet. Jasne, że i pensja, i prestiż stanowiska nie powalają, ale na to trzeba sobie zapracować. Trzeba zacząć pracować.

Problem nie leży więc ani w systemie ani w tym, że nie ma pracy. To medialna nagonka. Problemem są ludzie. Egoiści, którym się nie chce i wybierają życiową łatwiznę kosztem tych, którzy z ich powodu muszą potem płacić wyższe podatki, żeby takiemu frajerowi zafundować przeszczep wątroby. Albo po prostu darmowy pieniądz od państwa. Żeby go nie suszyło.

Dodaj też coś od siebie - każda myśl się liczy.

Czytaj dalej »

5 mar 2013

IDZIE KOMINEK PO TRUPACH DO FEJMU

0
Dwie sprawy. Dwie szeroko w mediach komentowane sytuacje, których wynikiem jest śmierć. Pierwsza - kierowca tira ginie od bryły lodu rzuconej przez jakichś dwóch debili. Druga - ginie dziecko, bo ci, którzy mogli pomóc, nie zrobili tego. Ocena mediów i społeczeństwa jest jednoznaczna - są ofiary (kierowca i dziecko) i są winni (chuligani i lekarze). Są jednak w sieci ludzie, którzy na siłę próbują odwrócić te role i ugrać tym coś dla siebie.

A w zasadzie jeden człowiek, o którym wiem, że tak działa - Kominek. Bloger, z którego zdaniem i poglądami liczy się coraz więcej mediów, ostatnio jakby tracił kontakt z rzeczywistością. Albo z premedytacją kreuje utratę tego kontaktu. Ja wiem, że warto iść pod prąd, że tłum jest dla prostaków i życiowych inwalidów, że od kogo dziś na kilometry nie wieje kontrowersją, ten nie znaczy nic. Takie czasy.

Ale żeby móc wbijać ludziom swoje niepopularne poglądy, trzeba wiedzieć, jak je potem obronić. Dzieci to zawsze drażliwy temat, w szczególności kiedy umierają. Dlatego media muszą szumieć, a Owsiak - jako autorytet w walce o życie dzieci - interweniować. Tomku - nie proponujesz żadnych alternatywnych reakcji, a czepiasz się tych które już są. Bo jeśli nie szum w mediach to co? Cisza? "To się zdarza na całym świecie" więc pogódźmy się z tym? I uwierzmy, że człowiek uczy się na własnych błędach i więcej nikt przez błąd lekarski nie zginie? Cokolwiek tu zawiniło - system czy człowiek - trzeba naprawić. A nie kneblować się nawzajem i zmiatać syf pod dywan. Milczenie nie w każdej sytuacji jest złotem, a już na pewno nie w tej. Milcząc teraz i w każdym takim przypadku - obojętnie czy umiera dziecko czy dorosły - akceptujemy jako społeczeństwo stan obecny i dajemy do zrozumienia, że tak jest nam dobrze.

Z kierowcą tira obchodzisz się podobnie. Odwracasz uwagę od tego, co ważne - od jego śmierci, od okoliczności i na siłę budujesz ideologię do całego zdarzenia. Sprowadzasz tę sytuację do zwykłego, niezbyt szczęśliwego wybryku kilku chłopaczków, którzy mieli pecha i każdemu mogło się zdarzyć. A co to zmienia, powiedz? Nieumyślnie, ale 'udało im się' odebrać życie drugiemu człowiekowi. Rzucali tymi bryłami tak długo, aż zabili. Na zasadzie zabawy w podduszanie kolegi - zobaczymy ile wytrzyma.

Dzięki za próbę napisania dla nich usprawiedliwienia, ale mamy w tym kraju prawo, które rozróżnia zabójstwo umyślne od niezamierzonego. Tą różnicę liczy się w latach i nie ma potrzeby tworzenia nowej kominkowej klasyfikacji kto na co zasłużył, a kto nie. Idąc Twoim tokiem rozumowania, każdego pijanego człowieka powodującego zagrożenie należałoby zostawić w spokoju. Każdego pijanego, który śmiertelnie potrącił człowieka na pasach - jedynie pouczyć i wypisać mandat. Przecież oni nie chcieli, oni tylko za dużo wypili, to była tylko zabawa.

Możemy też próbować usprawiedliwiać Niemców, że nas napadli i terrorystów, że podkładają bomby. Wszystko w imię kontrowersji i byle się niosło.

Mnie można przekonać do wszystkiego, ale to 'wszystko' musi trzymać się kupy. Mieszanka logiki, wrażenia szczerości i zdolności do obrony własnych poglądów potrafi zdziałać cuda i sprawić, że uwierzę w nawet najbardziej kosmiczne zjawiska. Twoim ostatnim tekstom zdecydowanie brakuje każdego z tych składników.

Ja wiem, że tabloidowe generowanie kontrowersji dla samej kontrowersji zawsze i wszędzie się sprzeda, ale to dlatego że kupi je plebs, którego w tym kraju jest dość sporo. A skrajne poglądy mają to do siebie, że ich nikt prócz takiego plebsu nie traktuje poważnie. Bo albo są fałszywe i na pokaz, albo głoszone przez radykałów. Ciemny lud to łyknie, ale sam powiedz - warto się tak poświęcać?

Aha, zapomniałbym - zdanie: 'nie ma nic niezwykłego w tym, ze zmarło dziecko'. No niby nie ma, dzieci też umierają. Ale nie odwracaj uwagi od okoliczności i nie spłycaj dramatu rodziny do tyleż emocjonalnego, co pustego sloganu o zwyczajności tej sytuacji. A przynajmniej do momentu, w którym słowo 'dziecko' przestanie być dla Ciebie jedynie rzeczownikiem, a stanie się całym Twoim życiem.




Czytaj dalej »

22 lut 2013

JAK ZOSTAĆ ULICZNYM BURAKIEM NA 10 SPOSOBÓW

0

Ludzie na ulicach są tak beztroscy, że aż durni czasami. Zupełnie jakby byli tam sami albo wyłączało im się myślenie w momencie, w którym powinni myśleć. Pociesznie to wygląda jak się patrzy na to z boku, gorzej jak mimowolnie bierzemy w takim cyrku udział. Wtedy głupią naszą radość z obserwowania ulicznych matołów zamieniamy na szybko postępujące zniecierpliwienie, które poprzez lekką irytację prowadzi nas do apogeum gniewu.

No cóż, im też się musiało w końcu oberwać. Zarazie polskich ulic i chodników, której zupełnie obce jest pojęcie przestrzeni publicznej. Ale! Gdyby ktoś jednak chciał do niej dołączyć, to poniżej macie poradnik - jak zostać ulicznym burakiem na 10 banalnie prostych sposobów.

Nie spiesz się idąc chodnikiem. Pamiętaj - z nogi na nogę, przyglądaj się wszystkiemu. Skoro nikogo przed tobą nie ma, znaczy że jesteś sam. Co za uczucie... Oglądaj, kontempluj i na chwilę się zatrzymaj... Jebs! To jednak ktoś pałętał się za tobą.

Stojąc na pasach, a w zasadzie przed - nie reaguj na żadne zaproszenia do przejścia przez nie. To nic, że kierowca specjalnie dla ciebie się zatrzymał i chce byś w końcu przelazł na drugą stronę. Nie rób tego - udawaj, że go nie widzisz. No bo niby skąd masz wiedzieć czy specjalnie tego nie robi, żeby cię zabić jak już wejdziesz na te pasy?

Albo - jeśli jesteś już na tyle odważny, żeby przejść na druga stronę - nie rób tego na przejściu. To znak dla ludzi ze wsi, żeby nie czuli się zbyt pewnie w mieście. Ty postaraj się przejść 5 metrów dalej - będziesz mieć 5 metrów bliżej do celu. Zaoszczędzisz jakieś 4 sekundy. W skali całego życia to pewnie kilka dodatkowych dni. No nie opłaca się?

Jazda rowerem po chodniku w centrum miasta jest spoko. Każdy lubi ten podmuch wiatru jaki wznieca spocony rowerzysta i każdemu na zdrowie wyjdzie dodatkowa porcja adrenaliny, kiedy będzie trącał was pedałami po łydkach.

Nie szukaj kosza na śmieci, żeby wyrzucić kubek po kawie. Rzuć go teraz i tu, gdzie stoisz i czuj się dumny - dajesz pracę firmom sprzątającym czym przyczyniasz się do zmniejszenia bezrobocia.

Weź od gościa ulotkę, podziękuj i wyrzuć. Gdziekolwiek oczywiście. No bo dlaczego nie? W końcu pomagasz i jemu, i walczysz z bezrobociem. 

Daj się namówić menelowi zbierającemu na piwo i wrzuć mu do kubka te 50 gr. Szczery jest chociaż, a ty cenisz szczerość. Nie to co te stare dziady bez nóg ściemniające o leki. Oszusty jedne, przecież każdy w tym kraju zbiera na alkohol.

Wrzuć monetę cygance z dzieckiem - wesprzesz króla cyganów i jego królewską ekipę, która za twój pieniądz pójdzie w weekend do CH, zamówi tonę żarcia, nie zje go, narobi syfu i opierdzieli obsługę za ten syf.

Idź chodnikiem i czytaj gazetę. Najlepiej "W sieci" - im bardziej zasłoni ci widok, tym lepiej.

Pal fajkę na przystanku i niczym się nie przejmuj - ten zakaz to przecież zakaz podpalania gałęzi brzozy krzesiwem w celu rozpalenia ogniska. Logiczne.

I wiecie co? Na bank o czymś zapomniałem. Tylko 10 durnych zachowań ludzi na ulicach to dużo za mało, bo przecież ich jest cała masa. Dlatego jeżeli coś jeszcze Wam wpadnie do głowy to piszcie śmiało.



W komentarzach!

Czytaj dalej »

15 lut 2013

JAK PODERWAĆ FACETA ŻEBY POŚWIĘCIŁ CI WIĘCEJ NIŻ MINUTĘ

0

Fajnie, że coraz więcej kobiet bierze sprawy w swoje ręce_usta_pupy i nie ma oporów przed zagajeniem do faceta. Super, że to się wszystko tak wyprostowało i powoli kończy się ten bezsensowny zwyczaj, że to facet musi zrobić TEN pierwszy ruch. No nie zawsze skończy się to małżeństwem albo chociaż przygodnym seksem w toalecie, ale kto nie ryzykuje... Najważniejsze, drogie dziewczyny, to się nie zrażać.

I pamiętajcie - lepiej robić coś źle, niż nic nie robić, bo tylko tak nauczycie się robić dobrze. Ależ maksyma :) To normalne, że kobieta nie rozumie faceta a facet kobiety, więc nie ma się co spinać i trzeba próbować. 

Zatem drogie koleżanki - pójdę teraz na imprezę, usiądę sam przy barze, podeprę ścianę albo przyjdę z kumplami i to wy musicie zrobić coś, żebym zwrócił na was uwagę. Ale nie będę taki do końca buc - podpowiem wam czego nie robić, żeby facet nie zareagował nagłym wyjściem do toalety. I jeśli myślicie, że na siku albo na coś bardziej sprośnego to tym bardziej przyda wam się kilka złotych rad (Stay Fly - zainspirowałeś mnie).

Ok, ale zanim w ogóle poznasz jego imię i uściśniesz mu dłoń (uścisk jest ważny) - nie badaj sytuacji, nie planuj że podejdziesz dopiero jak się spojrzy albo uśmiechnie (przypadkiem zresztą), nie patrz w co inne laski są ubrane i jaki mają dekolt bo na bank wpadniesz w kompleksy. Nie wysyłaj koleżanki na zwiady, nie próbuj poznawać jego znajomych żeby poznać jego, nie twórz w głowie miliona planów A, B i C bo ci się wszystko pomiesza i nawet tona pudru nie pomoże, żeby zamaskować twoją cegłę na twarzy. Po prostu podejdź, przedstaw się i reszta zadzieje się sama. A obojętnie co się wydarzy, urośniesz przede wszystkim w swoich oczach.

Dobra - masz ten krok za sobą, złapaliście kontakt. Co dalej?

Ja wiem, że jak jesteście zdenerwowane to wasz słowotok jest nie do zatrzymania i że na wszelki wypadek musicie opowiedzieć facetowi całe wasze życie, ale jak dasz facetowi możliwość tylko kiwania głową to może i nie ucieknie z knajpy, ale na pewno w drodze do toalety 'przypadkiem' zahaczy o swoich znajomych.

Nie owijaj, nie klucz, nie każ się domyślać - nie sprawdzaj już teraz czy facet potrafi czytać w twoich myślach. On tego nie umie nawet po 20 latach małżeństwa! A jak mu teraz zrobisz taki test, to licz się z tym że testu ciążowego z jego powodu na pewno już nie zrobisz.

Musisz spytać o jego pasję, bo my faceci lubimy o niej opowiadać. Ale musisz zdawać sobie sprawę, że będzie to piłka nożna, motoryzacja albo inne nudne męskie hobby. Tylko pamiętaj, że nie o ciebie tu chodzi tylko o niego, więc zagryź zęby i słuchaj. Może gdzieś na 5. miejscu jest robienie origami i tu znajdziecie wspólny język.

Nawet jeśli pijesz tylko soczki, bo twój ojciec jest alkoholikiem, to nie wymagaj od faceta żeby ci w tej traumie towarzyszył. Nie proś i nie rób smutnych oczu. Bo nie chcąc cię urazić powie 'ok', po czym spierdoli do kibla. Wyluzuj.

I płać za siebie. W najgorszym razie wydasz pieniądze, ale nie stracisz z tego powodu faceta. Może się zdarzyć, że wyciągając portfel z torebki on ci na to nie pozwoli, ale nie ryzykuj tylko czekając na jego ruch. Przypominam ci, że to ty chcesz go zdobyć, a nie odwrotnie.

Powiedz, że ma fajną koszulę albo kolczyk w uchu, ale nie rób potem sztucznej pauzy i nie czekaj na komplement w twoim kierunku. Bo raz, że taka niezręczna cisza może skutecznie wszystko zepsuć, a dwa że nawet jeśli powie "ty też masz fajną bluzkę" to jaką masz pewność, że nie palnął tak tylko z grzeczności?

A jeśli już mówi ci że masz coś pięknego albo sama jesteś piękna to pierś do przodu, pupa do tyłu i wyprostuj się - bądź z siebie dumna! I nie dorabiaj do tego żadnej ideologii, nie wydurniaj się mówiąc 'wcale nie', 'tylko tak mówisz' i 'przecież mam krzywy nos i odstające uszy'. Faceta naprawdę nie obchodzą wasze wyimaginowane kompleksy, bo jeśli się z wami umawiamy to znaczy, że się nam podobacie, a informacja pod tytułem 'jesteś piękna' jest tylko stwierdzeniem stanu faktycznego i nie masz z tym dyskutować.

Ale też nie sikaj ze szczęścia i pomyśl lepiej, ile ton make-upu nałożyłaś na twarz. Bo taki komplement może sporo stracić na znaczeniu po tym, jak się umyjesz. Takie wypacykowane do granic laleczki faceci najczęściej biorą 'na raz', a tego przecież nie chcesz. Im mniej tynku na buzi, tym lepiej - uwierz mi. Może i zakryjesz tym wszystkie swoje krosteczki, ale przy odpowiednim świetle widać ile materiału na to zużyłaś. To nie wygląda apetycznie.

Omijaj temat swoich 'ex' i jacy to byli beznadziejni - to tylko twoja opinia i to, że coś jest wg ciebie złe nie oznacza, że cały świat tak myśli. Wiesz, nie tylko facet musi uważać na to co mówi. Poza tym, to z tobą może być coś nie tak skoro każdy poprzedni był do dupy. I prawdopodobnie tą drugą opcję wybierze facet, którego właśnie próbujesz zdobyć.

Nie mów, że dla ciebie liczy się wnętrze, inteligencja i poczucie humoru - to ładnie brzmi, ale wszyscy wiedzą że to gówno-prawda. Facet musi ci się podobać żebyś nie czuła obrzydzenia podczas seksu albo chociaż przy zwykłym pocałunku. To raz, a dwa że mówiąc mu to, on zacznie się spinać i na siłę będzie chciał ci zaimponować swoim 'wnętrzem'. Albo - co bardziej prawdopodobne - poszuka toalety.

To podstawowe kwestie, ale wbrew pozorom wcale nie oczywiste, bo wiadomo że kobiety są z Wenus a faceci nie. Do tego zawsze dochodzi jakiś stresik i w takim układzie łatwo o wpadkę.

Teraz tego, drogie dziewczyny, nie stwierdzicie ale idźcie, podrywajcie i postarajcie się działać tak, jak Łukasz przykazał. Facet na pewno was nie oleje, a to czy zostanie na dłużej i tak nie zależy już tylko od was.

A Wy macie jakieś ciekawe historie związane z podrywami?

Dziewczyny podrywające, faceci podrywani?



Piszcie w komentarzach!

Czytaj dalej »

2 lut 2013

JAK ZOSTAĆ TRAM-BUSOWYM BURAKIEM NA 12 SPOSOBÓW

0

Wpis o tym, jak zostać zakupowym burakiem bardzo spodobał się pewnej mojej czytelniczce. Do tego stopnia, że uznała mnie za niekulturalnego chama i takiego właśnie buraczanego gnojka :) 

Oj, naprawdę długa dyskusja przetoczyła się przez FB. Że niby skoro o tym piszę, to oczywiste że muszę się też tak zachowywać, robić to z premedytacją i czystą satysfakcją, że właśnie strąciłem piramidę majonezów. Tak, tak - można nie widzieć ironii, można nie mieć poczucia humoru, można być ograniczonym umysłowo. Zdarza się. Tacy ludzie to trolle - wirusy takie, na które jak wiadomo nie ma lekarstwa. Były, są i będą.

Ale pomyślałem sobie, że mogę jej pomóc i razem potrenujemy. Specjalnie dla mojej niekumatej czytelniczki, zresztą po jej wyraźnej sugestii, popełniam jeszcze jeden taki wpis. Tym razem o idiotycznych zwyczajach pasażerów komunikacji miejskiej w naszym kraju.

Droga czytelniczko - uwaga. Będzie cię bolało i pewnie oślepniesz. Ale nie miej żalu, to dla twojego dobra :)

Oto 12 durnych zachowań, które czynią nas tram-busowymi burakami.


Na mściciela

Nie ustępuj miejsca starym ludziom - pomyśl, że oni też nie ustępowali jak byli młodzi i poczuj się usprawiedliwiony. A jeśli nadal ci głupio, to zamknij oczy i udawaj ze śpisz.


Na studenta ginekologii

Nie ustępuj miejsca ciężarnym kobietom - ciąża to nie choroba. A ty miałeś przecież taki ciężki dzień w pracy.


Na staruszka

Nie ustępuj miejsca dzieciom - przecież ty tu jesteś ten starszy, ty masz bardziej schorowane kości i to ciebie w krzyżu łupie po sobotniej imprezie. A małemu dobrze zrobi jak potrenuje zachowanie równowagi.


Na współpasażera

Nigdy nie siadaj na miejscu przy oknie - połóż tam swoją torbę. Pamiętaj, to ty jesteś jej towarzyszem podróży a nie odwrotnie. Ewentualnie może być gazeta - tak żeby tylko zamanifestować, że to miejsce jest już zajęte. No co, trzeba mieć jakieś priorytety.


Na szefa kuchni

Jedz kebab. Ale nie spiesz się - jak nie zdążysz na przystanku to dokończysz w tram-busie. Zapewnisz innym towarzyszom podróży niezapomniane atrakcje w postaci zabrudzonych elementów do trzymania równowagi i powiew świeżego powietrza. Ludzie na pewno to docenią, bo kto nie docenia dobrej kuchni?


Na konesera tanich alkoholi

Pij browara na tylnym siedzeniu, po każdym łyku chowaj go pod kurtkę i do końca bądź święcie przekonany, że nikt tego nie widzi. I nie czuje.


Na bramkarza

Stój twardo przy drzwiach - obojętnie czy wysiadasz teraz czy za 20 przystanków. Za każdym razem udawaj zdziwionego zatrzymaniem się pojazdu na przystanku i otwarciem drzwi. Nie spodziewaj się, że ludzie mogą chcieć wyjść i bądź zaskoczony, kiedy ci z przystanku będą chcieli wejść. Nie przejmuj się - jesteś tu po to, by ich selekcjonować.


Na szefa gangu

Pamiętaj - niezależnie od ilości osób w środku, do tram-busa najpierw wchodzisz TY, a potem wychodzi i wchodzi cała reszta.


Na pokrzywdzonego

Kiedy złapie cię kanar - nie reaguj i udawaj, że nie do ciebie rozmawia. Ewentualnie szukaj biletu - w torbie, w kieszeniach, w majtkach, sprawdź czy go nie zjadłeś, oskarż współpasażera że cię okradł, potem że biletomat był zepsuty, a jak to nie zadziała, to zbluzgaj porządnie tego ch*ja, który uczciwemu obywatelowi chce zabrać jego ciężko zarobione pieniądze!


Na kozaka

Klasycznie - jeśli coś jest zakazane napisem "zakaz" - nie krępuj się. Rozmawiaj z kierowcą, zasłaniaj mu widoki, zatrzymuj pojazd hamulcem bezpieczeństwa, wsiadaj zawsze po sygnale. To przecież taki fun a ludzie leżą i kwiczą ze śmiechu.


Na turystę tudzież muzyka

Wejdź do zawalonego ludźmi tram-busa z plecakiem turystycznym albo kontrabasem na plecach. Nie ściągaj go przypadkiem. Obróć się trzy razu szukając kasownika. Przejdź całą długość tram-busa w nadziei, że na końcu będzie więcej miejsca. No nie ma - wróć na początek. Niech widzą, jak masz ciężko w życiu.


Na altruistę

Rozmawiaj przez telefon głośno i wyraźnie. Nie trzymaj swojego życia tylko dla siebie - ludzie chcą wiedzieć co się u ciebie dzieje, dlatego mają takie zmarszczone czoła kiedy nawijasz. Wzdychają, komentują, zamyślają się - spójrz jak bardzo urzekła ich twoja historia. I nie mogą się doczekać kiedy skończysz - chcą poznać fascynujące 'The End' twojej opowieści.

A co będę ściemniał, że mi się nie zdarzyło. Czasem rzeczywiście się człowiek zapomni i powie parę słów za głośno. No czasem nie ma też innego wyjścia jak się ma abonament w Playu i co drugie słowo leci w kosmos. Ale co tam. Reszta to codzienna obserwacja poznańskiego plebsu w pojazdach MPK, tylko coś tak w kościach czuję, że dla mojej wiernej czytelniczki to żaden argument :)

A Wy znacie jakieś ciekawe historie, gdzie ludzie + tram-busy = żenada?



O tu, tu - w komentarzach poproszę.

Czytaj dalej »

23 sty 2013

WIECZÓR Z 'POZNAŃ I LOVE YOU' I PIJARU KOKSEM

0
Dziś (już prawie wczoraj) miałem pisać o czymś zupełnie innym, ale punktualnie o 17:37 niezawodny facebook poinformował mnie co się dziś w Poznaniu dzieje. Dlatego też notkę czytacie tak późno albo w ogóle dopiero rano. W każdym razie dziś wieczorem w Concordia Design odbyła się szósta edycja Social POZnań, czyli po prostu luźne spotkanie speców i nieogarów od social media, marketingu i komunikacji w sieci.

W ogóle Concordia wyrasta na miejsce-meczet dla wszelkiej maści blogerów, vlogerów, social media managerów i innych im podobnych stworów, bo co rusz takie wydarzenia odbywają się właśnie tam. Dlatego zachęcam was do śledzenia ich kalendarza eventów, bo dzieje się tam sporo, choć niestety niezbyt tanio. Tanie są tylko spotkania z ludźmi od internetów, bo są za darmo. To jest fajne, bo zawsze wynosisz więcej niż się spodziewasz. I nie są to kurtki i portfele, tylko konkretna wiedza z życia wzięta, której w necie nie uświadczysz.

Ech, znów się rozpisuję, no ale tak już mam, że nawet jeśli teoretycznie wystarczą zdjęcia i jakiś 2-zdaniowy opis, to ja i tak mam to w pompie i muszę napisać. Hm... No to zdjęcia będą na końcu i bez opisów, a co :)

W każdym razie głównymi aktorami tego wieczornego spektaklu byli:
  • Marta i Błażej z 'Poznań, I Love You', którzy nawijali przede wszystkim o sukcesie jaki odniósł ich autorski projekt i jak ich działania przekładają się na funkcjonowanie w mediach społecznościowych, czyli głównie na FB - taki sobie stworzyli fajny twór jak 'love branding' i to był temat na początek
  • gwiazda z Warszawy, od paru dni jeden z najbardziej wpływowych blogerów wg Kominka i w sumie przede wszystkim specjalista od marketingu i social media - Pijaru Koksu (albo Jakub Prószyński jak kto woli). Sprezentował nam swoją koncepcję 'personal brandingu', czyli jak swoją osobowością i przekazem zyskać sobie zaufanie, sympatię i zaangażowanie fanów w sieci
To mój pierwszy Social i moje pierwsze wrażenia są takie, że nie mogę mu przyznać samych plusów. Ale najpierw one:
- ciekawy, bardzo na czasie i fajnie poprowadzony temat
- salka zapełniona po brzegi i korytarz
- streaming Sociala w sieci dla tych, których zaskoczyła zima i nie mogli dojechać (ale nie wiem jak wypadł, bo nie było mnie w domu)
- Concordia i kawa jaką tutaj dają :)

I minusy, które koniecznie trzeba zamienić na plusy:

- tylko GO-DZI-NA i do domu (ewentualnie na social meeting na dole w kafejce, ale większość poszła na śnieg i tu zdecydowanie lepiej wypada BlogTEJ)
- temat co prawda fajnie poprowadzony, ale tylko liźnięty i pomacany
- słaba dyskusja 'po', co właśnie jest efektem jedynie liźnięcia i pomacania tematu
- brak możliwości zostawienia swojego śladu, żeby ludzie mogli się pointegrować też on-line

Tak czy inaczej będę na 7. edycji. Bo dobrze jest czasem podnieść dupsko, zamknąć laptopa i ruszyć do ludzi. Nigdy nie wiesz, kogo spotkasz, z kim pogadasz i kogo poznasz. Może takie jedno, krótkie i nawet niedoskonałe spotkanie zaowocuje czymś, co zmieni twoje życie. I ta niepewność jest w tym wszystkim najlepsza.

A teraz foty.

Myślałem, że to już wszyscy. Myliłem się.
Kieruję się w stronę okna, żeby mieć stały dopływ powietrza.
Slajd tytułowy. Dopiero przeglądając te zdjęcia dojrzałem kozła w tle.
Mateusz, czyli głównodowodzący całą akcją. Sympatyczny gość.
Facebookowy loving w wykonaniu Marty i Błażeja.
Taki mi się akurat slajd pstryknął. A przemawia Jakub Pijaru Koksu Prószyński.
No nie tylko, nie tylko...
Odezwijcie się, jeśli braliście udział w podobnych spotkaniach w swoich miastach. I jeśli ktoś z Was odwiedził wczoraj Social POZnań to też piszcie, bo jestem ciekaw Waszych wrażeń.



Dodaj coś od siebie - zostaw komentarz!

Czytaj dalej »
- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf