2 lut 2013

JAK ZOSTAĆ TRAM-BUSOWYM BURAKIEM NA 12 SPOSOBÓW

0

Wpis o tym, jak zostać zakupowym burakiem bardzo spodobał się pewnej mojej czytelniczce. Do tego stopnia, że uznała mnie za niekulturalnego chama i takiego właśnie buraczanego gnojka :) 

Oj, naprawdę długa dyskusja przetoczyła się przez FB. Że niby skoro o tym piszę, to oczywiste że muszę się też tak zachowywać, robić to z premedytacją i czystą satysfakcją, że właśnie strąciłem piramidę majonezów. Tak, tak - można nie widzieć ironii, można nie mieć poczucia humoru, można być ograniczonym umysłowo. Zdarza się. Tacy ludzie to trolle - wirusy takie, na które jak wiadomo nie ma lekarstwa. Były, są i będą.

Ale pomyślałem sobie, że mogę jej pomóc i razem potrenujemy. Specjalnie dla mojej niekumatej czytelniczki, zresztą po jej wyraźnej sugestii, popełniam jeszcze jeden taki wpis. Tym razem o idiotycznych zwyczajach pasażerów komunikacji miejskiej w naszym kraju.

Droga czytelniczko - uwaga. Będzie cię bolało i pewnie oślepniesz. Ale nie miej żalu, to dla twojego dobra :)

Oto 12 durnych zachowań, które czynią nas tram-busowymi burakami.


Na mściciela

Nie ustępuj miejsca starym ludziom - pomyśl, że oni też nie ustępowali jak byli młodzi i poczuj się usprawiedliwiony. A jeśli nadal ci głupio, to zamknij oczy i udawaj ze śpisz.


Na studenta ginekologii

Nie ustępuj miejsca ciężarnym kobietom - ciąża to nie choroba. A ty miałeś przecież taki ciężki dzień w pracy.


Na staruszka

Nie ustępuj miejsca dzieciom - przecież ty tu jesteś ten starszy, ty masz bardziej schorowane kości i to ciebie w krzyżu łupie po sobotniej imprezie. A małemu dobrze zrobi jak potrenuje zachowanie równowagi.


Na współpasażera

Nigdy nie siadaj na miejscu przy oknie - połóż tam swoją torbę. Pamiętaj, to ty jesteś jej towarzyszem podróży a nie odwrotnie. Ewentualnie może być gazeta - tak żeby tylko zamanifestować, że to miejsce jest już zajęte. No co, trzeba mieć jakieś priorytety.


Na szefa kuchni

Jedz kebab. Ale nie spiesz się - jak nie zdążysz na przystanku to dokończysz w tram-busie. Zapewnisz innym towarzyszom podróży niezapomniane atrakcje w postaci zabrudzonych elementów do trzymania równowagi i powiew świeżego powietrza. Ludzie na pewno to docenią, bo kto nie docenia dobrej kuchni?


Na konesera tanich alkoholi

Pij browara na tylnym siedzeniu, po każdym łyku chowaj go pod kurtkę i do końca bądź święcie przekonany, że nikt tego nie widzi. I nie czuje.


Na bramkarza

Stój twardo przy drzwiach - obojętnie czy wysiadasz teraz czy za 20 przystanków. Za każdym razem udawaj zdziwionego zatrzymaniem się pojazdu na przystanku i otwarciem drzwi. Nie spodziewaj się, że ludzie mogą chcieć wyjść i bądź zaskoczony, kiedy ci z przystanku będą chcieli wejść. Nie przejmuj się - jesteś tu po to, by ich selekcjonować.


Na szefa gangu

Pamiętaj - niezależnie od ilości osób w środku, do tram-busa najpierw wchodzisz TY, a potem wychodzi i wchodzi cała reszta.


Na pokrzywdzonego

Kiedy złapie cię kanar - nie reaguj i udawaj, że nie do ciebie rozmawia. Ewentualnie szukaj biletu - w torbie, w kieszeniach, w majtkach, sprawdź czy go nie zjadłeś, oskarż współpasażera że cię okradł, potem że biletomat był zepsuty, a jak to nie zadziała, to zbluzgaj porządnie tego ch*ja, który uczciwemu obywatelowi chce zabrać jego ciężko zarobione pieniądze!


Na kozaka

Klasycznie - jeśli coś jest zakazane napisem "zakaz" - nie krępuj się. Rozmawiaj z kierowcą, zasłaniaj mu widoki, zatrzymuj pojazd hamulcem bezpieczeństwa, wsiadaj zawsze po sygnale. To przecież taki fun a ludzie leżą i kwiczą ze śmiechu.


Na turystę tudzież muzyka

Wejdź do zawalonego ludźmi tram-busa z plecakiem turystycznym albo kontrabasem na plecach. Nie ściągaj go przypadkiem. Obróć się trzy razu szukając kasownika. Przejdź całą długość tram-busa w nadziei, że na końcu będzie więcej miejsca. No nie ma - wróć na początek. Niech widzą, jak masz ciężko w życiu.


Na altruistę

Rozmawiaj przez telefon głośno i wyraźnie. Nie trzymaj swojego życia tylko dla siebie - ludzie chcą wiedzieć co się u ciebie dzieje, dlatego mają takie zmarszczone czoła kiedy nawijasz. Wzdychają, komentują, zamyślają się - spójrz jak bardzo urzekła ich twoja historia. I nie mogą się doczekać kiedy skończysz - chcą poznać fascynujące 'The End' twojej opowieści.

A co będę ściemniał, że mi się nie zdarzyło. Czasem rzeczywiście się człowiek zapomni i powie parę słów za głośno. No czasem nie ma też innego wyjścia jak się ma abonament w Playu i co drugie słowo leci w kosmos. Ale co tam. Reszta to codzienna obserwacja poznańskiego plebsu w pojazdach MPK, tylko coś tak w kościach czuję, że dla mojej wiernej czytelniczki to żaden argument :)

A Wy znacie jakieś ciekawe historie, gdzie ludzie + tram-busy = żenada?



O tu, tu - w komentarzach poproszę.

Czytaj dalej »

30 paź 2012

AKCJA "GŁOSU" CZYLI JAK USTRZELIĆ SAMOBÓJA

8
Słuchajcie, ale to była akcja. Taka, że dopiero wczoraj dowiedziałem się o jej istnieniu, a już jest właściwie nieaktualna. Niestety temat został zbyt słabo nagłośniony, bo gdyby było inaczej, już dawno odtrąbiono by sukces. A tak, przez nieudolne działania najpoczytniejszej lokalnie gazety, znów podwyższą nam ceny biletów.

Chodzi o akcję Głosu Wielkopolskiego, która miała zapobiec styczniowej (kolejnej!) podwyżce cen biletów komunikacji miejskiej w Poznaniu. Mógłbym zupełnie olać ten temat, bo wolę przemieszczać się rowerem (nawet zimą) i nie dokładam do utrzymania taboru, ale... może właśnie tu jest pies pogrzebany. Bo oprócz chęci utrzymania jako takiej kondycji, do korzystania z tramwaju demotywuje mnie także konieczność zakupu biletu, który - licząc w skali roku - okazuje się cholernie drogim interesem. Wątpliwym dodam, bo o jakości usług świadczonych przez poznański ZTM krążą już legendy. Mam to szczęście (albo i nie), że codziennie pomykam rowerem przez centrum i widzę tych wszystkich oszukanych ludzi czekających z biletami w zębach na spóźniony bus czy tram. A idzie zima, więc lepiej nie będzie.


Ostatnio nawet wyczytałem gdzieś informację, że pewien poznaniak oficjalnie domaga się zwrotu kasy za zakupioną sieciówkę (roczną), bo przewoźnik nie wywiązuje się z umowy, którą zawarł z pasażerami poprzez zakup biletu właśnie i regulamin. A zgodnie z nim powinien swoje usługi świadczyć jak najlepiej, co oczywiście nie ma miejsca. Argumentem tego konkretnego pasażera jest fakt, że gdyby wiedział o tym, jak bardzo fatalna jest jakość tychże usług, to w ogóle nie kupiłby biletu. A jeśli zwrotu nie otrzyma, odda sprawę do sądu, bo na to też jest jakiś paragraf. W kodeksie karnym. Nie wiem, jak Wy, ale ja temu panu kibicuję.

To taka dygresja. A wracając do "akcji" - wystarczyło zebrać 5 tysięcy podpisów, żeby sprawa trafiła pod obrady władz miasta. Niby nic trudnego - jest gazeta, jest stronka w sieci, jest Facebook. No więc jak to się stało, że stan na 24 października to zaledwie 200 osób? Przecież to kpina jakaś. A cała ta akcja miała trwać aż do - uwaga - 28.10 (!), czyli do  zeszłej niedzieli. Akcja bez reklamy, bez odpowiedniej otoczki marketingowej, a jedynie z niedużymi artykulikami w prasie papierowej i krótkimi notkami w sieci schowanymi gdzieś bardzo głęboko pod ważniejszymi informacjami typu "szambo na starym rynku". Czy tak się zachęca ludzi, aby poparli jakąś ideę? Tfu, wszyscy jeżdżący zielonymi wagonami ją popierają. Ale czemu zaangażowało się raptem 200 osób? Sprawdziłem fanPage Głosu na FB - żadnej informacji o akcji! Zero, słownie: ZERO. A "zjechałem" do 16 października (dalej mi się już nie chciało). Nie wiadomo, kiedy się zaczęła. W każdym razie im dłuższy żywot tej pseudoakcji, tym gorzej to świadczy o marce GW (nie mylić z Wyborczą). A do dziś - ani w gazecie, ani na stronie, ani na FB - nie ukazała się informacja czy petycja zostanie złożona. Najpewniej nie zostanie, dlatego temat ucichł.

Informację o akcji zamieszczono na FB w zakładce "wydarzenia" i zaproszono na nią jedynie 645 osób. Swój "udział" potwierdziło zaledwie 175. Sorry, ale kto to miał przeczytać poza tymi wybrańcami? Takie rzeczy wrzuca się na główną ścianę, żeby każdy fan mógł to sobie w swoim czasie zobaczyć, zalajkować i podać dalej. A tak efekt nie jest nawet marny. Jest żaden.
A start tej szopki to 22 października. Tydzień? Błagam...

Panie i panowie redaktorzy z Głosu - nie wiecie, jak się dziś organizuje takie kampanie? Jak ludzie potrafią się sami zorganizować, aby coś zamanifestować? To zniknijcie z rynku. Jeśli poważna gazeta ma mieć taką siłę sprawczą i wpływ na społeczeństwo, to naprawdę lepiej się wycofać. Ja wiem, że łatwiej na fejsa wrzucić mordkę słodkiego pieseczka i okrasić go prześmiesznym komentarzem. Ale Wy z pudelkiem chcecie konkurować, czy jak? Choć z drugiej strony nie dziwię się, że wśród tych przecudnie słitaśnych fotek i mega-ambitnych wpisów na FB nie znalazło się miejsce do nagłośnienia takiej gównianej i nikomu nie potrzebnej przecież akcji. Lepiej temat podać na papierze - wspaniała wiadomość, w sam raz dla emerytów i rencistów, którzy i tak jeżdżą za darmo. A sieć? Phi, kogo to obchodzi. Kto by się tam przejmował zdaniem młodych, którzy rzeczywiście jeżdżą na biletach i wydają krocie na ten "luksus". Zaniedbano największe i najbardziej wpływowe narzędzie na świecie do łączenia ludzi, forsowania idei i poglądów. To grzech niewybaczalny i... ach, szkoda na Was słów. Ciekaw jestem tylko, kto za to beknie. Ktoś powinien ponieść surową karę za niedoinformowanie obywateli. Nie, nie ktoś. Coś, czyli gazeta. Pakować zabawki i zniknąć z rynku proszę, skoro nie potraficie zjednać ludzi wokół jednej, wspólnej sprawy.

A wzorem pasażera pozywającego ZTM, wszyscy niedoinformowani powinni się zrzucić na pozew zbiorowy przeciwko gazecie za nieudolne przekazywanie informacji. Nie wiem czy jest na to jakiś paragraf, ale co tam. Ważniejszy będzie gest i opinia społeczeństwa, negatywna w tym temacie. I żadnych tłumaczeń, że widocznie lud chce podwyżek. Nie pogrążajcie się. To Wasza wina. A takim podejściem daliście dodatkowy argument obecnej władzy na to, żeby podwyżki jednak były. Bo skoro największej w Wielkopolsce gazecie się nie udało, to chyba nie ma chętnych na tańsze bilety.

Ja i tak mam Was gdzieś, bo Was nie czytam. Mam gdzieś komunikację, bo z niej nie korzystam. Waszej akcji - gdybym o niej wiedział - nie miałbym gdzieś. Chętnie bym się do niej przyłączył, bo żal mi ludzi zamarzających na przystankach. Ale nie wiedziałem. Podobnie jak tysiące innych mieszkańców. Ale to teraz oni będą mieć do Was żal, nie ja. Brawo Głosie, ręce same składają się do oklasków.

PS.
Ten tekst powstał wczoraj. A dziś wykonałem telefon do redakcji GW (wczoraj do północy walczyłem sam ze sobą, aby nie upublicznić tego wpisu przed upewnieniem się, jak sytuacja wygląda na dziś wieczór). Okazuje się, że akcja podobno trwa jeszcze do końca tego tygodnia. Tyle, że nie wypuścili żadnej informacji na ten temat, a w głowach wszystkich zainteresowanych cały czas siedzi data 28.10. Zatem podpisów raczej nie przybędzie. Mojego też już nie, bo nie czuję, ze jestem grupą docelową.

Miałem dziś też otrzymać info od pani z redakcji, ile do tej pory zebrano podpisów. Sprawa potoczyła się w wiadomym kierunku, czyli - żadnych newsów nie dostałem. A maile i te dziwne świstki papieru (na fotce obok) z poparciem dla akcji wycięte ze stron gazety wcale nie mają żadnej mocy, a jedynie ogłupiają czytelników, którzy myślą, że to też się liczy. Nic z tego, ważne są tylko podpisy składane... no właśnie, gdzie? Tej informacji też nie raczyli udostępnić szerokiej publiczności. Dowiedziałem się, że w redakcji i gdzieś tam jeszcze, ale pani zarzuciła skrótem jakieś instytucji, więc nie mam pojęcia gdzie.

Tak w dobie społeczeństwa informacyjnego i najnowszych technologii informatycznych działa nasza rodzima prasa. Na moje szczęście - dzięki temu nie muszę kasować napisanego wczoraj tekstu.



Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!
Czytaj dalej »

22 paź 2012

GEJ, STRAŻNIK MIEJSKI I ARTUR ŻMIJEWSKI - CO ICH ŁĄCZY?

2

Kto pomyślał, że znany aktor jest gejem i dorabia pałując pijaków na ulicach ten ma... dziwne myśli. Mają ze sobą tyle wspólnego, że możesz ich spotkać każdego dnia na ulicy i przychodzą z "pomocą" dokładnie wtedy, kiedy tego nie potrzebujesz.

Jest sporo sytuacji i zachowań ludzi, których wolelibyśmy nie widzieć i nigdy nie doświadczyć, ale nie jest to możliwe. Nachodzą nas z każdej strony i akurat zawsze stamtąd, skąd się ich nie spodziewamy. Zawsze o złej porze i zawsze, kiedy mamy dobry humor. Po to, żeby nam go trochę zepsuć albo totalnie zniszczyć.

Oto 10 sytuacji, których ja - idąc albo jadąc ulicami mojego miasta - osobiście nie trawię. Dziwnych, irytujących, a czasem totalnie głupich. Każdego z nas mogą spotkać i pewnie nieraz już spotkały. Dziesięć momentów, które sprawiają, że chce się nam szybciej niż kiedykolwiek przejść przez pasy i wrócić do domu.

Niezniszczalni: Norris, ...Kondrat i Żmijewski

Szkoda, że banki i cała reszta im podobnych pasożytniczych instytucji mają swoich klientów - czyli nas właśnie - za umysłowych impotentów. Czy oni naprawdę wierzą, że jak jakiś pan ksiądz z telenoweli spojrzy mi głęboko w oczy, to ja wejdę do oddziału i oddam mu swoją wypłatę? Żarty z Chuckiem kiedyś były fajne i przemawiał do mnie ten rodzaj absurdu, ale żebym z tego powodu miał robić bankowi dobrze? I co, pochwalę się potem na imprezie, że mam konto gdzie "fuck-tury" niszczy się jednym ciosem karate? Bez przesady. Takiego przerostu formy nad treścią to ja nie toleruję. I jak tylko widzę jakąś powszechnie znaną twarz na billboardzie - odwracam wzrok. I uciekam. Może za rogiem będzie ciekawsza reklama, na widok której nie zbierze mi się na wymioty.

Szczerze panu powiem - jestem pijakiem i zbieram na wódkę

Omijam z daleka. No dobra, nie da się, bo koleś przecież szarpie mnie za rękaw. Ale odmachnę się i idę dalej. W końcu zauważyli menele, że ściema przestała działać. Już nikt nie wrzuca na lekarstwa, bułę albo za pitolenie na gitarze. Nienastrojonej w dodatku. Teraz trzeba być szczerym - ludzie to docenią. Ja nie doceniam. Olewam tym bardziej. Jak ktoś twierdzi, że zbiera na zupę i jak akurat mam dobry dzień, to mogę wrzucić parę groszy. Zawsze jest ta marna szansa, że nie kłamie. Ale nie będę pomagał rozpijać towarzystwa, żeby mi się potem walały na ulicach puste puszki, butelki i oni sami.

Tu nie ma trawy, bo tacy jak pan po niej chodzą

Teraz już znieśli ten absurdalny zakaz stąpania i sadzania swojej szanownej dupencji na trawie w parkach. Ale nadal władza tropi tych, którzy swoimi samochodami parkują na trawnikach... bez trawy. I zawsze jest ten sam argument - jak wszyscy będą tak robić, to tu nigdy nie wyrośnie. Hm... Może jakby ją najpierw zasiać, to by urosła? Nie dyskutować! I mandacik. Za parkowanie na terenie - a jakże - zielonym. I za pyskówki przy okazji.


Z lewa - szosa, z prawa - trawa, a po środku słup
Nie wiadomo, co lepsze. Brak ścieżek rowerowych w ogóle, czy ścieżki prowadzące prosto na uliczną latarnię albo pod samochód. Dziurawe chodniki czy wjazd na ruchliwą ulicę. Sami zdecydujcie czy lepiej stracić dętkę czy swoje życie.

Wolisz, droga torebko, miejsce przy oknie czy korytarzu?

Wsiądę od czasu do czasu w autobus i jest coś, co denerwuje mnie bardziej niż chamscy kierowcy, głośni pasażerowie i babcia sapiąca nad moim ramieniem. To babcia, która zawsze siada z brzegu i trzeba się ostro przeciskać, żeby zasiąść przy oknie. O ile na tym miejscu nie mości się już torebka, bo ryzykuję spojrzenie, które będzie mi się śniło potem do końca życia. W busie tłok, ludzie wpadają jeden na drugiego przy każdym hamowaniu, a babcia siedzi zadowolona. Z brzegu. I wcale nie wysiada "na następnym". Razem z torebką jadą do końca.

Pan i władca miejskich dróg - taxi driver

Wszyscy wiedzą, że taryfiarze, to tykające bomby. Nigdy nie wiesz, co mu odwali w trakcie jazdy, ale wiesz, że na pewno. Taksówki to takie miejskie czołgi - jadąc w środku jesteś w miarę bezpieczny. Jadąc za, przed lub obok - upewnij się, że masz opłacone OC. Sprawiają wrażenie, jakby ich mało interesowało to, co się dzieje na zewnątrz. Ważne, żeby przebieg się zgadzał albo był wyższy. A wkoło trwa walka o to, żeby uniknąć bliskiego spotkania z przodem, tyłem lub bokiem tego pojazdu.
A ostatnio spotkała mnie taka sytuacja. Wracam sobie z przedszkola (trzymając córkę za rękę), przechodzimy przez pasy i nagle, pół metra przed nami, drogę przecina nam mające wszystko w dupie taxi. Zdrowo poirytowany podchodzę do niego i pytam: WTF?! (w skrócie). A on: Bo ja bez okularów jeżdżę. Opadło mi wszystko.

O nie, nie jestem zainteresowany seksem w toalecie

A już na pewno nie z facetem. Bo zdarzyło mi się kiedyś otrzymać taką propozycję. Dokładnie dwa razy i to całkiem niedawno. Ja nic do gejów nie mam, ale jeżeli ktoś nie rozumie słowa NIE, to już mnie to nie bawi. Nie może być tak, że nie mogę kulturalnie oddać moczu w pisuarze, bo ktoś mi się z boku gapi, co robię. A raczej nie robię, bo nie mogę się skupić. Nie może być tak, że kiedy uciekam do kabiny, żeby kulturalnie zakończyć proces sikania, to słyszę pukanie do drzwi, drapanie i sapanie. Nie lubię też, kiedy ja chcę wyjść, a ktoś nie chce mnie wypuścić. Uratowało nas (nie wiadomo kogo bardziej, bo już szykowałem się, aby mu przylać) wejście pani sprzątaczki.
Ja do gejów nic nie mam. Tylko do tych, od których muszę się opędzać.

Płatność kartą od 8,50

Staram się takich sklepów unikać. Bo zazwyczaj jest to jakiś mały osiedlowy blaszak i zazwyczaj planuję tam kupić jedynie gumę do żucia, która nawet w takim sklepie nie kosztuje te 8,50. Ale wiadomo, że są sytuacje, kiedy musisz coś tam kupić, akurat nie masz przy sobie gotówki, a bankomat jest 2 kilometry stąd. To jest megafrustrujące! Muszę nakupić jakichś niepotrzebnych pierdół tylko po to, żeby kupić gumę. Skandal. Ale nie dam takim zarobić. Wolę pójść kawałek dalej i pokazać, że długo to oni tak nie pociągną.
Ale to jeszcze nie dramat. Gorzej jest, kiedy decyzję o wyjściu ze sklepu podejmę po 20-minutowym oczekiwaniu w kolejce.

Bardzo przepraszam... ale to twoja wina!

To dopiero irytuje człowieka, kiedy musi kogoś na ulicy przeprosić. Rowerzysta kierowcę, kierowca pieszego, pieszy rowerzystę. Bo albo zajechał mu drogę, potrącił, popchnął, albo ochlapał błotem. A to dlatego, że tamten szedł nie tą stroną, przejechał na czerwonym albo źle stanął. Pewnie, że lepiej zacząć od wytykania sobie nawzajem błędów i licytowania się, czyja to była wina. Lepiej zwyzywać i obrazić drugiego człowieka. Bo ludzie się patrzą i nie można okazać słabości. Tyle, że ja takich "twardzieli" wrzucam raczej do kategorii "kmioty" lub "debile". Pewnie, że mogło się coś stać. Ale skoro się nie stało, to po co rzucać "kurwami" na całą ulicę? Niemożliwe do zrealizowania? Ano, niemożliwe. A szkoda.

I to tylko 9 niezapomnianych chwil i obserwacji odnalezionych w gąszczu miejskiej dżungli, bo dziesiąta jakoś uciekła mi z pamięci. Mam ją na końcu języka, ale pomyślałem, że skoro ja nie pamiętam, to dopiszecie ją Wy. Może dziś, może wczoraj, a może rok temu spotkało Was coś, co warto tutaj uwiecznić. W komentarzach poproszę.




Podobało Ci się? Zostaw komentarz!
Czytaj dalej »
- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf