Jesteś człowiekiem. W dodatku młodym, skoro czytasz tego bloga. I kiedy wychodzisz z domu, spotykasz na drodze drugiego młodego człowieka. Trzeciego, czwartego. W końcu do któregoś z nich masz jakiś interes, bo musisz np. kupić chleb, zapytać o drogę, cokolwiek. "Przepraszam, czy może mi pan..." Wróć! To nie jest twój pan. Ani starszy pan. To młodzian, taki jak ty, więc gadaj z nim tak, jak na to zasługuje.
Czyli nie powielaj średniowiecznych schematów i nie twórz sztucznych barier - potrafisz przecież ocenić czyjś wiek jedynie po wyglądzie. Plus minus. Każdy potrafi. A w nowoczesnym świecie nie ma miejsca na konwenanse i jakieś zamierzchłe praktyki. Nie ma miejsca i nie ma czasu na "panowanie".
Kiedyś było mi głupio i dziwnie, kiedy osobnik w moim wieku bez zastanowienia ciskał mi "panem".
- Stoi PAN w kolejce?
- Że niby ja? Do mnie to?
Teraz czuję się nieswojo, kiedy to ja do studentki na kasie w HMie mam się zwracać per "pani". Bo taki jest standard komunikacji - nie znasz, zachowaj odstęp. A czy ja, mówiąc do nieznajomej, nieznajomego na "ty", pragnę od razu bliższej znajomości? Albo nie okazuję "należytego" szacunku? To są dwie tak różne opcje, że obie daleko odbiegają od rzeczywistości. Ktoś kiedyś usiadł, wymyślił i tak zostało. A my bezmyślnie ten bezsens kontynuujemy. Bo tak jest bezpieczniej.
Czyli co? Sądzisz, że ktoś wyjmie z plecaka maczetę i poucina tobie kończyny za to, że bez pytania śmiałeś przejść na "ty"?
Dla mnie to po prostu eliminowanie zbędnego dystansu. A szacunek czy jego brak nie ma tu nic do rzeczy, bo noszenie przeze mnie krótkich spodni nie oznacza, że mam ludzi w dupie. I tak to powinno być postrzegane, bo mówienie do siebie "po imieniu" to obustronny komplement - wszyscy wiemy, że "panowanie" postarza i nie wzbudza pozytywnych emocji, jest po prostu neutralne i bardzo dyplomatyczne. Dobre w kontaktach z jakąś władzą albo rodzicami naszych znajomych. Dlaczego więc podchodzimy do siebie tak bardzo sztywno? My, młodzi. Niezależnie od wieku, bo młodość nie od tego zależy.
Popatrz - skoro potrafimy wyluzować na koncercie, na imprezie, na Pogaduchach czy innym spędzie, potrafimy to zrobić także na ulicy, w sklepie, na plaży i w górach. Bo jaki sens ma formalny zwrot w takich sytuacjach? Żaden. Bezstresowe i oczywiste przejście na tryb koleżeński dla ludzi w podobnym wieku powinno być standardem, takim basic level. A już taka międzypokoleniowa relacja w schemacie "na ty" to komunikacyjne zwycięstwo i osobiście do tego będę dążył.
Mimo to abstrahuję od ludzi z poprzedniej epoki - mówię za siebie, za nasze i przyszłe pokolenie. Mówię też o sytuacjach społeczno-towarzyskich, a nie relacjach zawodowych - tam niech sami sobie ustalają zasady i nikomu nic do tego. Ale kiedy kończysz robotę - wyluzuj. Na ulicy nie ma hierarchii stanowisk. Jeśli widzisz osobę w twoim wieku, to nie ma znaczenia czy jest wielkim CEO wielkiej korporacji, księdzem czy squatterem. Podobny wiek to często podobne zainteresowania, podobne problemy i emocje. To punkt wyjścia do ciekawszego i bardziej otwartego życia. A "panowaniem" to życie w jakimś sensie zamykasz i dajesz sygnał, że inni nie mają wstępu dopóki nie podniesiesz szlabanu. To twoja sprawa, ale wszystko co dobre w życiu, związane jest z ludźmi i od nich wychodzi. Skróć sobie tę drogę. I nie myl tego z drogą na skróty - to raczej przesiadka do szybszego bolidu.
Wiem, ze wielu z Was nie wyobraża sobie zacząć znajomości bez "panowania". Ale tak na logikę - czy to jest konieczne? Co to tak naprawdę zmienia? Dla mnie to niepotrzebny dystans, nic więcej. A dla Was?