29 gru 2013

ZMIANY NA GORSZE. A MOŻE NA LEPSZE ?

0

Ten wpis rzeźbię od dobrych kilku dni. I tworzyłbym go jeszcze długo, gdyby nie dzisiejszy wpis Konrada Błaszaka, w którym umieścił mnie na liście dziesięciu blogerów, którzy w 2014 roku zmienią świat. Hmm... Dzięki Konrad, nie mam nic przeciwko, tyle że...

Niektórzy z Was pewnie zauważyli, że od jakiegoś czasu piszę z mniejszą częstotliwością. Być może ktoś nawet zadał sobie pytanie "dlaczego?". No więc...

... sam nie wiem, ale dobrze mi z tym :) Ostatni wpis na blogu pojawił się 15 grudnia, czyli równo 2 tygodnie temu. Kiedyś zdarzyło się, że nie pisałem przez 4 dni i to była moja najdłuższa przerwa w blogowaniu. Pamiętam ten niepokój, to rozdrażnienie i złość, że z jakiegoś powodu nie mogłem nic napisać. Wiecie, taki stan kiedy zabraknie wam dragów... No dobra, ja też nie wiem, ale podejrzewam, że objawy miałem podobne.

A teraz jest dobrze. Nie czuję presji, że dzisiaj musi być kurwa wpis. Nie czuję presji, kiedy nie mam weny. Nie czuję presji, że jak nic nie napiszę, to o mnie zapomną. Ba, przez pół miesiąca i na blogu, i na fan pejdżu pojawiło się okrągłe ZERO treści, a fanów i tak przybywa. Jest super, potrzebuję tej przerwy. Nie wiem ile potrwa - może właśnie się kończy, a może nie skończy się nigdy. A może - i to jest najbardziej prawdopodobne - moim przeznaczeniem jest slow-blogging i będę wrzucał coś od czasu do czasu, kiedy naprawdę mam coś do powiedzenia światu.

A czy staty mi przypadkiem nie opadną? No tak i co z tego. Mam to gdzieś. Piszę dla cyferek czy dla ludzi? Chcę robić dobrze sobie czy innym? No właśnie. Wiem, że cenicie moje pierdololo, dlatego musi ono być jak najwyższej jakości. Kropka. No i to mięsko musi jakoś do was docierać, dlatego...

... znikam z fan pejdża.

Ja wiem, że wszystkim ucina zasięgi.
I nie obrażam się, tylko stwierdzam fakt.
Z tysiąca lajkujących, moje posty wyświetlają się zaledwie stu osobom.
Nie wiem, jakim osobom.
Być może tym, którzy mają mnie totalnie gdzieś.
Moich postów nie widzą ludzie, którzy być może chcieliby je widzieć.
W takich warunkach nie da się pracować.

Dlatego odchodzę. Z fan pejdża. Nie usuwam go, on będzie żył sobie swoim życiem i dryfował na wodach facebooka. Ja go będę olewał, choć pewnie zajrzę tam od czasu do czasu, żeby przypomnieć zbłąkanym owieczkom ten właśnie wpis.

Mam prywatny profil i kto chce, może mnie tam obserwować. Zresztą on jest dużo ciekawszy i dużo bardziej bogaty w treść niż ten durny fan pejdż, więc nie krępujcie się. Serio, będziemy mieli do siebie o wiele bliżej, a to jest dla mnie bardzo ważne. Chcę, żeby moje rozkminy i życiowe prawdy widzieli ci, którzy chcą je widzieć. Wreszcie będę świadomie pisał dla ludzi, których znam, a oni będą świadomi tego, kto do nich pisze. Znikną ci, których nie obchodzę i ci, którzy mnie nie obchodzą. Win-win, już nie mogę się doczekać :)

Dlatego, jeśli chcesz wiedzieć wszystko i być ze mną na bieżąco - obserwuj mnie, a o wszystkim zostaniesz powiadomiony.
Możesz też zostać moim znajomym. Nawet, jeśli w rzeczywistości się nie znamy - ja nie mam z tym problemu. 93% moich fejsbukowych znajomych nie widziałem od lat lub widziałem tylko raz w życiu, więc kolejnych dwustu nie zrobi mi różnicy. A korzyść z tego masz taką, że Mark nie powiadamia cię o każdym moim pierdnięciu.

No i to by było na tyle. Wyszło, jak wyszło.

Teraz może być tylko lepiej.



Czytaj dalej »

7 paź 2013

NAZYWAJMY RZECZY PO IMIENIU

0

Takie niby nic, ale już któryś raz media mi donoszą, że coś się dzieje na "popularnym portalu społecznościowym" albo każą czegoś szukać na "popularnym portalu aukcyjnym". Wszyscy wiedzą o co chodzi, a jednak żadne konkrety nie padają. Normalnie bym to zlał, ale usłyszałem o aukcji charytatywnej prowadzonej na tym "znanym portalu" i z ciekawości wszedłem na...

eBay.

Sorry, musiałem. Czepiam się, ale nie rozumiem idei skrywania wiadomej nazwy wiadomego portalu w nie wiadomo jakim celu.

Allegro już od dawna nie jest tylko serwisem aukcyjnym. To miejsce, z którego codziennie korzystają miliony ludzi tutaj i zagranicą. Jak z komunikacji miejskiej. To z jednej strony ogromny, wirtualny megasłup ogłoszeniowy, z drugiej potężna galeria handlowa, takie Złote Tarasy internetu. I jak wszystko, ma swoją nazwę.

Teoretycznie twór słowny pt. "popularny portal aukcyjny" jest spoko, bo i tak wiadomo o co chodzi. Tylko po co? Bo reklama?? Jakoś nigdy nie słyszałem, żeby koncert znanego brytyjskiego artysty odbywał się w znanym klubie na warszawskim Solcu, a spotkanie ze znanym autorem znanej książki w salonie znanej sieci sklepów z multimediami na Marszałkowskiej. Jasne, że można...

Tyle, że jak dotąd nikt nie odkrył w takim nazewnictwie większego sensu. Co więcej, niektóre media nie mają problemu z nazywaniem facebooka facebookiem. Bo i on, i Allegro to nie są już tylko brandy, a rzeczywistość w której żyjemy. W dowodzie mam, że urodziłem się w Poznaniu, a nie stolicy Wielkopolski. Nie mieszkam też na trzeciej planecie od Słońca, bo mieszkam na Ziemi. Tak samo używam fejsa, a nie "wiadomo jakiego portalu".

Czy za to jest jakaś kara?

NaTemat.pl - wiecie, taki "znany portal opiniotwórczy" - też ma podobny fetysz i kocha dawać tytuły w stylu: "znany bloger / dziennikarz / polityk krytykuje coś tam".  Tylko to trochę inna para bamboszy, bo w ich przypadku znany nie zawsze oznacza "znany" i nazwisko mogłoby zepsuć plan. Ale to szczegół.

Wiecie, ja nie mam problemu z synonimami czy kwiecistymi opisami. Przeciwnie - super, że ktoś ma na tyle bogate słownictwo, że chce się tym chwalić. Ale wszystko zależy od kontekstu. 
Drażnią mnie, na przykład, tacy pseudopuryści językowi, którzy przy kobiecie boją się powiedzieć "dupa". Bo nie wypada. Zrobią pauzę i wymyślą jakąś słabą alternatywę, zamiast być po prostu sobą. W końcu kobieta też człowiek i generalnie słowo "dupa" czy "zajebiście" dawno przestało być wulgarne. Oczywiście wszystko wina mediów (i Tuska), bo przyzwyczajają nas do takiego języka. Ale my to akceptujemy, więc nie udawajmy wielce zgorszonych. Są w życiu sytuacje, w których MUSISZ nazwać rzecz po imieniu i jak chcesz kogoś po męsku kopnąć w tyłek, to raczej kopniesz go w dupę a nie w pupę.

Wniosek? Dupa dupie nie równa.

I dlatego możesz mówić jak chcesz. Czyjeś "cztery litery" możesz nazwać poprawnie i grzecznie lędźwiami, siedzeniem, tylną częścią ciała albo nawet kością ogonową. Twój wybór. Ale miej świadomość, jak bardzo ważny jest kontekst i jak bardzo "śmieszne" i sztuczne może się okazać to, co powiesz.

Bo niezależnie od wszystkiego, wszyscy cenimy naturalność. 


Czytaj dalej »

16 sie 2013

MAMO, A GOOGLE ZAGLĄDA MI W SPODNIE...

0

Uwaga, uwaga - sensacyjny komunikat! Wczoraj świat obiegła informacja, że Google ma w dupie naszą prywatność! Tak, tak - wszyscy używający gmaila, plusa i youtube mogą czuć się zszokowani, bezczelnie oszukani i bezpardonowo sfaulowani. Bo "dżudżlowi" właśnie się wymsknęło, że mojego maila może sobie bezkarnie inwigilować i ja nie mogę mieć pretensji. No fakt - nie mam.

Oświadczenie Google

Tak jak nadawca listu do kolegi z firmy nie może dziwić się, że asystent odbiorcy otworzy ten list, tak również osoby, które korzystają z sieciowych klientów poczty nie mogą być zaskoczone, że ich e-maile będą przetwarzane przez [dostawcę poczty e-mail] odbiorcy, w celu ich dostarczenia. Zasadniczo, osoba nie ma uzasadnionego prawa do zachowania prywatności informacji, którą dobrowolnie przekazuje osobom trzecim

Mnie ten szokujący news ani trochę nie zszokował. Ja po prostu mam świadomość, że podając wszędzie w sieci swoje dane, różni ludzie mogą mnie szpiegować. Wiedzą, co do kogo piszę, gdzie jakie foty wrzucam i jakiego porno szukam w necie. Nie wierzę w żadne zapewnienia i polityki prywatności w sieci - nie ma czegoś takiego.

Spójrzcie, pierwsza z brzegu polityka prywatności pewnego popularnego serwisu informacyjnego - tak brzmi jeden z punktów:

Serwisy, w których wymagane jest podanie danych osobowych 

Istnieje kilka serwisów, w których możliwe jest logowanie (możliwe, ale nie konieczne). Serwisy te to kawiarenka internetowa oraz giełda pracy. Dostęp do informacji przechowywanych w tych bazach mają jedynie pracownicy odpowiedzialni za techniczne funkcjonowanie serwisów. Adresy e-mail tam przechowywane nie są udostępniane innym podmiotom. Dodatkowo, w przypadku giełdy pracy, zminimalizowaliśmy ilość informacji, jakie należy podać przy rejestracji.

Dostęp mają jedynie pracownicy... Kurde, nieważne jacy pracownicy. Mają dostęp, czyli mogą robić z naszymi danymi, co chcą. I robią to. Po cichu i między sobą, ale tak się dzieje. Może nie wszyscy czytają twoje maile, ale nieraz i nie dziesięć podawałeś przy rejestracji swój adres i numer telefonu, bo to takie niby konieczne. A potem 7 rano dzwoni do ciebie panienka z call center i wciska ciemnotę. Skandal? Przecież nikt cię nie zmuszał do zakładania konta na redtube.

Powoli dochodzimy do momentu, w którym 99% ludzi na całym świecie będzie on-line. Opierają się jeszcze tylko weterani wojenni i emerytowane zakonnice, ale jeszcze parę lat i problem zginie... zniknie! A ten 1 procent to rezerwa na eskimosów i Koreę Północną. Niekoniecznie każdy będzie miał konto na fb, ale bez e-konta bankowego i poczty raczej się nie obejdzie. Zresztą - wszystko co do tej pory robimy w realu, kiedyś będzie miało swój odpowiednik w sieci. Appka na to mówią. Zobacz, jeszcze do niedawna pizzę mogłeś zamówić tylko przez telefon, a teraz trzy kliki i masz ją na stole. Zapłacisz za nią gotówką lub kartą, ale za chwilę będziesz mógł to zrobić... telefonem. Taka sytuacja. 

Podsumowując - jeśli jeszcze nie miałeś okazji oddać wujowi Google'owi swojej prywatności, bo np. jesteś eskimosem lub Koreańczykiem, to nie masz się z czego cieszyć. Też cię to czeka, bo jak nie Larry, to inny Zuckerberg cię dopadnie. Oni po prostu mają taką misję - chcą nas od siebie uzależnić i wiedzą jak to robić, żebyś dał wszystko, czego potrzebują. Z uśmiechem na ustach i pocałunkiem w rękę.

Mnie też mają. Co mam zrobić, przecież się nie potnę. Ani konta nie usunę, bo przejście gdziekolwiek indziej też wiąże się z deptaniem mojej prywatności. Wiem o tym. I mam to gdzieś, bo nie wysyłam maili o treści ZAMACH, żeby się czegokolwiek bać. Póki nikt z byle powodu nie robi mi nalotu na chatę - jestem spokojny, uśmiecham się i ślę Billowi całusy :*



A Wy macie opory przed zostawianiem swoich danych w sieci?
Czytaj dalej »

28 gru 2012

CO MOŻNA WYMYŚLIĆ W SYLWESTRA NA DZIEŃ PRZED?

0
Minęły święta, teraz czas na koniec roku. Dla mnie Sylwester to dzień wyjątkowy nie dlatego, że mam 10 zaproszeń na 15 różnych imprez. Po prostu coś się kończy i coś zaczyna, więc mam plan trochę się nad tym zastanowić. Ale nie sam i nie przy herbacie.
Masa ludzi robi sobie różne postanowienia i plany właśnie w cyklu rocznym, więc ten dzień to z jednej strony rozliczenie tego, co się wydarzyło i z drugiej opracowanie jakiejś strategii działania na najbliższy rok. Nie sztuką jest odpalić durną petardę i pić do rana i do upadłego za to co było i za to co będzie. Ważne, żeby poważnie potraktować pozornie nieważną okazję, jaką jest koniec roku do sprecyzowania swoich planów.

Jeśli nie macie w tej chwili żadnych lepszych opcji, to możecie Sylwestra spędzić inspirująco i mieć przy okazji fajną imprezę. Jest tylko jeden warunek i wspólny mianownik, dla tego o czym zaraz będzie: to ZNAJOMI. Bo chcemy tego czy nie, to tak naprawdę oni inspirują nas do działania. Do zmiany planów, poglądów, marzeń. Mieszkają w różnych miejscach świata, podróżują, żyją w różnych kulturach, doświadczają masy dziwnych zjawisk, odnoszą sukcesy i porażki, o których nic nie wiemy. Póki się nie spotkamy i szczerze nie pogadamy. Inaczej niż z rodziną, z którą żyjemy bliżej i niewiele jest nas w stanie zaskoczyć.

No dobra, wywód był potrzebny, żebyście zrozumieli o co mi chodzi. W Sylwestra możecie zaprojektować sobie jakąś waszą bliższą lub dalszą przyszłość, a mają wam w tym pomóc wasi znajomi. Najlepiej ci dawno nie widziani, bo to oni mogą wnieść największą wartość do waszych noworocznych planów. Oczywiście w trakcie dobrej, ludzkiej zabawy. I alkoholu, bo czemu nie? W końcu wyciąga z nas to, co w naszych głowach siedzi najgłębiej. No to szybko, bo mało czasu zostało.

# 1

Kto nie ma profilu na FB może sobie od razu odpuścić ten punkt. Reszta niech czyta. Wykorzystajcie potęgę tego serwisu i wyślijcie zaproszenie do wszystkich waszych "znajomych". Wszystkich. Na wspólne gotowanie na przykład, to zresztą nawet jest ostatnio bardzo w modzie. 90 na 100 osób stuprocentowo nie znajdzie dla was czasu, bo to przecież Sylwester. Ale reszta będzie was całować po stopach za to, że organizujecie im czas. Nieważne, że to znajomi znajomych i nigdy nikogo nie widzieliście na oczy. Tym lepiej dla was. A jak zdeklaruje się za dużo ludzi, to niepasującej części zwyczajnie podziękujecie. Takie spotkanie może otworzyć przed wami naprawdę ciekawe życie w nowym roku.

# 2

Zaplanujcie sobie coś prostego. Niech to będzie jakaś gra planszowa, karciana, oglądanie filmów, cokolwiek. Byleby to za bardzo nie obciążało waszych zwojów mózgowych. Do tego znajomi, ale ci najbliżsi. I koniecznie dobry alkohol, taki którego człowiek nie pije na co dzień, bo za drogo. Ja wybrałbym Jacka D. z colą i lodem rzecz jasna. No wybaczcie, nie jestem koneserem czystej whisky i nie rozumiem tego fetyszu. Ale z takiej mieszanki dobrych ludzi i dobrego alkoholu może się zrodzić naprawdę niezła mieszanka myśli i poglądów na życie. Bo nie o grę tu przecież chodzi.

# 3

Niegłupim pomysłem, którym ja zawsze chciałem urozmaicić sobie Nowy Rok, jest zorganizowanie ogniska w plenerze. Jest masa miejsc, w których można to zrobić. Szczególnie, że ryzyko pożaru zimą jest raczej zerowe. Schemat doboru ludzi do zabawy może być taki sam jak w punkcie 1. Ktoś bierze gitarę, ktoś harmonijkę, przy ogniu jest ciepło, do tego fajne picie, a płomienie sprzyjają opowiadaniu różnych historii i ogólnemu uzewnętrznianiu się. Ja zawsze lubiłem się integrować w klimacie płomieni. Choćby przy zwykłej kozie.

# 4

Przedział w pociągu też może was fajnie ukształtować na nowy rok. W każdym miejscu na świecie coś się w Sylwestra dzieje, więc wystarczy, że wybierzecie sobie miasto, godzinę odjazdu i tyle was widziano na peronie. Dojeżdżacie w sam raz na sylwestrową zabawę w rytmach ABBY i Roxette, ale nie po to cała ta wasza podróż. Przez tych kilka godzin w przedziale może się wydarzyć naprawdę dużo i tych kilka godzin może zmienić wasze plany diametralnie. Pewnie, że na lepsze - przecież inaczej zostaniecie przy swoim. Ale macie wokół siebie ludzi, którzy pomogą wam zrozumieć czy wasz plan jest dobry, czy może warto coś jednak zmienić.

# 5

No i zawsze możecie spróbować załapać się na jakąś sylwestrową fuchę. Zarobek zarobkiem, ale ważne, że wyjdziecie do ludzi. Nigdy nie wiadomo, kogo poznacie, kto co do was powie i komu się spodobacie i czy to przypadkiem nie będzie armator Oasis of the Seas i nie zaproponuje wam obsługi cateringu podczas rejsu na Karaiby. Rzuci tekstem, który w jednej sekundzie zmieni wasze spojrzenie na świat i wasze plany.

Na co dzień przecież nikt nie ma czasu zaglądać w przyszłość dalej niż na tydzień do przodu. Sylwester i Nowy Rok to dobry moment, żebyście odpowiedzieli sobie na jedno, zajebiście ważne pytanie - co chcecie w życiu robić. I zacznijcie to robić. Przynajmniej do przyszłego Sylwestra, cobyście za rok mogli sami przed sobą przyznać czy było warto.



Dodaj coś od siebie - zostaw komentarz!

Czytaj dalej »

30 paź 2012

AKCJA "GŁOSU" CZYLI JAK USTRZELIĆ SAMOBÓJA

8
Słuchajcie, ale to była akcja. Taka, że dopiero wczoraj dowiedziałem się o jej istnieniu, a już jest właściwie nieaktualna. Niestety temat został zbyt słabo nagłośniony, bo gdyby było inaczej, już dawno odtrąbiono by sukces. A tak, przez nieudolne działania najpoczytniejszej lokalnie gazety, znów podwyższą nam ceny biletów.

Chodzi o akcję Głosu Wielkopolskiego, która miała zapobiec styczniowej (kolejnej!) podwyżce cen biletów komunikacji miejskiej w Poznaniu. Mógłbym zupełnie olać ten temat, bo wolę przemieszczać się rowerem (nawet zimą) i nie dokładam do utrzymania taboru, ale... może właśnie tu jest pies pogrzebany. Bo oprócz chęci utrzymania jako takiej kondycji, do korzystania z tramwaju demotywuje mnie także konieczność zakupu biletu, który - licząc w skali roku - okazuje się cholernie drogim interesem. Wątpliwym dodam, bo o jakości usług świadczonych przez poznański ZTM krążą już legendy. Mam to szczęście (albo i nie), że codziennie pomykam rowerem przez centrum i widzę tych wszystkich oszukanych ludzi czekających z biletami w zębach na spóźniony bus czy tram. A idzie zima, więc lepiej nie będzie.


Ostatnio nawet wyczytałem gdzieś informację, że pewien poznaniak oficjalnie domaga się zwrotu kasy za zakupioną sieciówkę (roczną), bo przewoźnik nie wywiązuje się z umowy, którą zawarł z pasażerami poprzez zakup biletu właśnie i regulamin. A zgodnie z nim powinien swoje usługi świadczyć jak najlepiej, co oczywiście nie ma miejsca. Argumentem tego konkretnego pasażera jest fakt, że gdyby wiedział o tym, jak bardzo fatalna jest jakość tychże usług, to w ogóle nie kupiłby biletu. A jeśli zwrotu nie otrzyma, odda sprawę do sądu, bo na to też jest jakiś paragraf. W kodeksie karnym. Nie wiem, jak Wy, ale ja temu panu kibicuję.

To taka dygresja. A wracając do "akcji" - wystarczyło zebrać 5 tysięcy podpisów, żeby sprawa trafiła pod obrady władz miasta. Niby nic trudnego - jest gazeta, jest stronka w sieci, jest Facebook. No więc jak to się stało, że stan na 24 października to zaledwie 200 osób? Przecież to kpina jakaś. A cała ta akcja miała trwać aż do - uwaga - 28.10 (!), czyli do  zeszłej niedzieli. Akcja bez reklamy, bez odpowiedniej otoczki marketingowej, a jedynie z niedużymi artykulikami w prasie papierowej i krótkimi notkami w sieci schowanymi gdzieś bardzo głęboko pod ważniejszymi informacjami typu "szambo na starym rynku". Czy tak się zachęca ludzi, aby poparli jakąś ideę? Tfu, wszyscy jeżdżący zielonymi wagonami ją popierają. Ale czemu zaangażowało się raptem 200 osób? Sprawdziłem fanPage Głosu na FB - żadnej informacji o akcji! Zero, słownie: ZERO. A "zjechałem" do 16 października (dalej mi się już nie chciało). Nie wiadomo, kiedy się zaczęła. W każdym razie im dłuższy żywot tej pseudoakcji, tym gorzej to świadczy o marce GW (nie mylić z Wyborczą). A do dziś - ani w gazecie, ani na stronie, ani na FB - nie ukazała się informacja czy petycja zostanie złożona. Najpewniej nie zostanie, dlatego temat ucichł.

Informację o akcji zamieszczono na FB w zakładce "wydarzenia" i zaproszono na nią jedynie 645 osób. Swój "udział" potwierdziło zaledwie 175. Sorry, ale kto to miał przeczytać poza tymi wybrańcami? Takie rzeczy wrzuca się na główną ścianę, żeby każdy fan mógł to sobie w swoim czasie zobaczyć, zalajkować i podać dalej. A tak efekt nie jest nawet marny. Jest żaden.
A start tej szopki to 22 października. Tydzień? Błagam...

Panie i panowie redaktorzy z Głosu - nie wiecie, jak się dziś organizuje takie kampanie? Jak ludzie potrafią się sami zorganizować, aby coś zamanifestować? To zniknijcie z rynku. Jeśli poważna gazeta ma mieć taką siłę sprawczą i wpływ na społeczeństwo, to naprawdę lepiej się wycofać. Ja wiem, że łatwiej na fejsa wrzucić mordkę słodkiego pieseczka i okrasić go prześmiesznym komentarzem. Ale Wy z pudelkiem chcecie konkurować, czy jak? Choć z drugiej strony nie dziwię się, że wśród tych przecudnie słitaśnych fotek i mega-ambitnych wpisów na FB nie znalazło się miejsce do nagłośnienia takiej gównianej i nikomu nie potrzebnej przecież akcji. Lepiej temat podać na papierze - wspaniała wiadomość, w sam raz dla emerytów i rencistów, którzy i tak jeżdżą za darmo. A sieć? Phi, kogo to obchodzi. Kto by się tam przejmował zdaniem młodych, którzy rzeczywiście jeżdżą na biletach i wydają krocie na ten "luksus". Zaniedbano największe i najbardziej wpływowe narzędzie na świecie do łączenia ludzi, forsowania idei i poglądów. To grzech niewybaczalny i... ach, szkoda na Was słów. Ciekaw jestem tylko, kto za to beknie. Ktoś powinien ponieść surową karę za niedoinformowanie obywateli. Nie, nie ktoś. Coś, czyli gazeta. Pakować zabawki i zniknąć z rynku proszę, skoro nie potraficie zjednać ludzi wokół jednej, wspólnej sprawy.

A wzorem pasażera pozywającego ZTM, wszyscy niedoinformowani powinni się zrzucić na pozew zbiorowy przeciwko gazecie za nieudolne przekazywanie informacji. Nie wiem czy jest na to jakiś paragraf, ale co tam. Ważniejszy będzie gest i opinia społeczeństwa, negatywna w tym temacie. I żadnych tłumaczeń, że widocznie lud chce podwyżek. Nie pogrążajcie się. To Wasza wina. A takim podejściem daliście dodatkowy argument obecnej władzy na to, żeby podwyżki jednak były. Bo skoro największej w Wielkopolsce gazecie się nie udało, to chyba nie ma chętnych na tańsze bilety.

Ja i tak mam Was gdzieś, bo Was nie czytam. Mam gdzieś komunikację, bo z niej nie korzystam. Waszej akcji - gdybym o niej wiedział - nie miałbym gdzieś. Chętnie bym się do niej przyłączył, bo żal mi ludzi zamarzających na przystankach. Ale nie wiedziałem. Podobnie jak tysiące innych mieszkańców. Ale to teraz oni będą mieć do Was żal, nie ja. Brawo Głosie, ręce same składają się do oklasków.

PS.
Ten tekst powstał wczoraj. A dziś wykonałem telefon do redakcji GW (wczoraj do północy walczyłem sam ze sobą, aby nie upublicznić tego wpisu przed upewnieniem się, jak sytuacja wygląda na dziś wieczór). Okazuje się, że akcja podobno trwa jeszcze do końca tego tygodnia. Tyle, że nie wypuścili żadnej informacji na ten temat, a w głowach wszystkich zainteresowanych cały czas siedzi data 28.10. Zatem podpisów raczej nie przybędzie. Mojego też już nie, bo nie czuję, ze jestem grupą docelową.

Miałem dziś też otrzymać info od pani z redakcji, ile do tej pory zebrano podpisów. Sprawa potoczyła się w wiadomym kierunku, czyli - żadnych newsów nie dostałem. A maile i te dziwne świstki papieru (na fotce obok) z poparciem dla akcji wycięte ze stron gazety wcale nie mają żadnej mocy, a jedynie ogłupiają czytelników, którzy myślą, że to też się liczy. Nic z tego, ważne są tylko podpisy składane... no właśnie, gdzie? Tej informacji też nie raczyli udostępnić szerokiej publiczności. Dowiedziałem się, że w redakcji i gdzieś tam jeszcze, ale pani zarzuciła skrótem jakieś instytucji, więc nie mam pojęcia gdzie.

Tak w dobie społeczeństwa informacyjnego i najnowszych technologii informatycznych działa nasza rodzima prasa. Na moje szczęście - dzięki temu nie muszę kasować napisanego wczoraj tekstu.



Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!
Czytaj dalej »
- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf