30 paź 2013

CO MA BITCOIN DO BLOGERA ?

0

Nie wiem czy słyszeliście, ale ostatnio głośno było o kolesiu, który 4 lata temu w ramach jakiegoś eksperymentu, za 27 funtów kupił 5000 bitcoinów (taka wirtualna waluta) i zapomniał o tym. Coś go tknęło i zalogował się tam ponownie w kwietniu tego roku. Nie wiem jak zareagował, ale skoro na koncie wywaliło mu kwotę 886 000 funtów, to domyślam się, że dość entuzjastycznie. Prawie milion, tak o. Przypadek? No właśnie trochę tak i trochę nie.


Trochę tak, bo wziął się za to facet, który nie miał bladego pojęcia, za co tak naprawdę się bierze i zainwestował z ciekawości. To tak, jakbyś zagrał w totka i zapomniał sprawdzić czy wygrałeś. Tylko w dłuższej perspektywie.

No i trochę nie przypadek, bo akurat bitcoiny tym różnią się od totolotka, że nawet jeśli nie zarobisz realnej kasy, to zawsze zostają ci te bitmonety.

Dobra, ale co jak wam tu pieprzę o jakimś wirtualnym hajsie, skoro tyle innych ważnych spraw czeka na mój komentarz.

Hmm... Bo to moje ostatnie odkrycie? To znaczy już dawno wiedziałem, że coś takiego istnieje, ale nie wiedziałem po co. Albo myślałem, że to taka zabawa dla geeków, coś jak sprzedawanie postaci z LoLa za jakieś wirtualne punkty.

Okazuje się, że jest o tym coraz bardziej głośno, bo za bitcoinami stoją realne pieniądze. W zasadzie nie ma tygodnia, żebym nie słyszał czy nie czytał o rosnącej potędze bitcoinów. Media wyczuły nośność tego tematu, tak jak cały czas wyczuwają nośność tematu blogerów. Bo kasa. A ściślej łatwa kasa. A ściślej kasa za nicnierobienie, bo tak jak bloger dostaje siano za nic (no przecież!), tak te bitcoiny to też jakaś ściema - biorąc przykład z pierwszego akapitu wychodzi na to, że wpłacasz 10 zł, a po tygodniu wyciągasz 100. Mniej więcej.

No tak oczywiście nie jest, ale gdyby nie dało się na tym zarobić, to media miałyby to gdzieś i ja też bym się o tym nie dowiedział. Tyle, że jak ze wszystkim - trzeba wiedzieć, jak robić, żeby zarobić i się nie narobić.

Ja nie wiem. Ale się dowiem, bo może to rzeczywiście jest taka opcja "dla każdego" na podreperowanie domowego budżetu. Dlatego, póki co najważniejsze są chęci i ja je mam. Plus marzenia o apartamencie w Monte Carlo i zacumowanym na marinie jachtem. Potem dojdzie twarda rzeczywistość w postaci statystyk, kejsów, poradników do rozwalania systemu w Bitcoinie. Ale to potem.

A tak to działa.
Na teraz mam jedynie cynk, że póki kryzys nie odpuszcza, warto w takie "cuś" zainwestować trochę grosza. Bo tu działa prosta zasada - w kryzysie wszyscy się wszystkiego boją, bo wszystko jest niepewne. Prawdziwe pieniądze też i wiedzą o tym ci, co z głupoty wzięli kredyt we frankach. Albo ci Cypryjczycy, którym ich własny kraj zablokował wypłaty z konta.
Ludzie idą tam, gdzie mają pewność, że nikt im nie ruszy tych pieniędzy. I czymś takim jest właśnie Bitcoin, bo im więcej ludzi z niego korzysta, tym jego wartość rośnie, teraz kupujesz tanio, za chwilę sprzedajesz drogo, blabla, blabla... To jak ktoś lubi hazardzik i nie będzie płakał, jeśli coś jednak na tym straci.

A jak nie ryzyko, to sobie tymi bitcoinami spokojnie płacisz np. za chleb. Tylko musisz znaleźć piekarnię, w której będziesz mógł to zrobić, dlatego w Polsce tą walutą wiele nie zwojujesz. W Stanach bitcoinami płaci się za leki, czekoladę, sprzęt agd, ciuchy, a nawet dentystę. Nie zdziwiłbym się nawet, gdyby oni tam ten chleb mogli kupić. No, ale wiadomo - America. Do nas też ta moda przyjdzie, tak samo jak przyszła moda na blogowanie i zarabianie na blogach.

Ehm, zauważyliście jak mi się te dwie opcje fajnie łączą? Blogerzy i bitcoinerzy? Ci pierwsi, kiedyś byli pierwsi i teraz trzepią grubą kasę. Tylko dlatego, że byli pierwsi i konsekwentni. Dziś każdy nowy ma trudniej. Dlatego, póki ten cały Bitcoin nie jest u nas jeszcze tak bardzo popularny (chociaż po tym wpisie wszystko może się zmienić), wpuszczę tam jakąś kwotę i niech pracuje. Akurat jestem po wypłacie :)


Czytaj dalej »

26 wrz 2013

CZEGO NAUCZYSZ SIĘ OD BLOGERA ?

0

Dla mnie wrzesień zawsze był najlepszy. Pamiętam jak dziś, kiedy z początkiem jesieni 28 lat temu matka wylądowała w szpitalu, żeby wydać mnie na świat... 27 lat później, w tym samym czasie, jej pierworodny syn zostaje blogerem. Przypadek?

Nie sądzę. I zdaję sobie sprawę, że historia ewolucji mojego bloga jest niezwykle fascynująca, ale... nie dziś, sorry ;) Zresztą on był na początku tak brzydki, a teksty tak toporne, że nawet dobrze że nikt wtedy tego nie czytał. Choć do tekstów możecie wrócić, ale nie polecam, bo odlajkujecie profil a ja odkręcę gaz w kuchence. Nie psujcie mi września.

Dobra, ale ja nie o tym, nie o tym, nie o tym.

Nie o mnie, a o innych. O blogowaniu. O tym, jak czytanie blogerów - albo lepiej - blogów znanych blogerów, wpływa na życie czytelnika. W tym i na moje, bo przecież sam jestem czytelnikiem i śledzę lepszych od siebie. W końcu obok ludzi, którzy już coś w życiu osiągnęli, nie przechodzi się obojętnie. Możesz kochać, możesz nienawidzić, ale musisz mieć szacunek do cudzych sukcesów, bo tylko tak jesteś w stanie osiągnąć swój. Możesz blogera nie podziwiać, ale powinieneś się od niego uczyć. Czego?

Konsekwencji

Bo przeciętny czytelnik nie ma pojęcia ile determinacji, ile samozaparcia i często wymuszonej motywacji bloger musi włożyć w to, żeby regularnie pisać. Jasne, że nikt go nie zmusza. Ale ciebie też nikt siłą nie trzyma w robocie. A robisz. Robisz, bo ktoś ci daje za to kasę do ręki. I teraz wyobraź sobie, że pracujesz za darmo. Przez rok, dwa, trzy. Palcem nie ruszysz, a bloger konsekwentnie dąży do celu i do pozycji, którą sobie wymarzył często za total free. Za lajki, za które nie kupi sobie piwa. Za lajki, które - w co głęboko wierzy - kiedyś zaprowadzą go na szczyt. A póki co dają tylko (aż) dumę.

Asertywności

Bo bloger mówi, pisze i robi to, co akurat chce powiedzieć, napisać i zrobić. Nieważne, że zaboli. Bloger wpływa na to, co myślimy i jak widzimy świat. Ja wiem - gazeta i telewizja też. Ale w gazecie i telewizji nie masz wizji człowieka a wizję taką, która się sprzeda. Jasne, blogerowi też zdarza się być nie fair i kręcić lody za dolary. Ale ryzykuje utratę czytelnika, a bez niego bloger idzie do piachu. Co tylko potwierdza fakt, że ludziom zależy na opinii i na tym, co bloger myśli, a nie co wypada myśleć.

Elokwencji słownej

Bo lepiej czytać bloga, niż w ogóle nie czytać. Zresztą, bloger to istota z definicji oczytana i to, czego sam się nauczy, przenosi na swoje teksty. Bloger bez przerwy gdzieś bywa, słucha, obserwuje i tym rozbudowuje swój warsztat. Bloger zawsze i na wszystko ma jakiś pogląd, ale sztuką jest tak go przekazać, żeby ludzie wracali. Sztuką jest tak dobrać słowa i tak je połączyć, żebyś mógł je chłonąć i wykorzystać w realnym świecie. Ja też jestem czytelnikiem i jako czytelnik chcę widzieć dobrze napisany tekst, bo tylko taki poruszy moje półkule. Najlepsi to potrafią.

Odporności na stres

Na początku drogi bloger myśli, że jest zwycięzcą, bo nie ma hejterów. Po jakimś czasie staje się REALNYM ZWYCIĘZCOM, bo hejterów ma cały kontener. To jak w polityce - im dalej zajdziesz, tym więcej ludzi będzie cię chciało ściągnąć na dno. Bez konkretnego powodu - po prostu jesteś wyżej niż oni. A jaki powód, takie komentarze więc bloger ma je głęboko w pupie. Bierz przykład: jeśli ktoś ci powie, że jesteś pedałem, a ty czujesz że nie jesteś - olej to. Nie ma gorszej kary dla hejtera niż zlanie jego wymiocin. Nawet ban nie ma takiej mocy.

Organizacji czasu

Bo bloger to też człowiek i ma swoje życie pozablogowe. Obudź się rano, idź na autobus, bądź w pracy na czas, wyjdź po 8 godzinach, stój w korkach, idź na zakupy, stój w kolejkach, spotkaj znajomego, zrób obiad, zajmij się dzieckiem (jeśli masz), ogarnij chatę, walnij się na kanapę, wyłącz mózg. Ano tak, jeszcze blog... gdzie to upchnąć? Bloger da radę. Nikt nie wie jak i gdzie, ale bloger zawsze znajdzie czas dla swojego bobaska. Blogaska. Nie zaniedbując przy tym całej reszty przyziemnych obowiązków. A to ani ptak, ani samolot. To tylko bloger. Aż bloger :)

Czegoś jeszcze?



Czytaj dalej »

16 sie 2013

MAMO, A GOOGLE ZAGLĄDA MI W SPODNIE...

0

Uwaga, uwaga - sensacyjny komunikat! Wczoraj świat obiegła informacja, że Google ma w dupie naszą prywatność! Tak, tak - wszyscy używający gmaila, plusa i youtube mogą czuć się zszokowani, bezczelnie oszukani i bezpardonowo sfaulowani. Bo "dżudżlowi" właśnie się wymsknęło, że mojego maila może sobie bezkarnie inwigilować i ja nie mogę mieć pretensji. No fakt - nie mam.

Oświadczenie Google

Tak jak nadawca listu do kolegi z firmy nie może dziwić się, że asystent odbiorcy otworzy ten list, tak również osoby, które korzystają z sieciowych klientów poczty nie mogą być zaskoczone, że ich e-maile będą przetwarzane przez [dostawcę poczty e-mail] odbiorcy, w celu ich dostarczenia. Zasadniczo, osoba nie ma uzasadnionego prawa do zachowania prywatności informacji, którą dobrowolnie przekazuje osobom trzecim

Mnie ten szokujący news ani trochę nie zszokował. Ja po prostu mam świadomość, że podając wszędzie w sieci swoje dane, różni ludzie mogą mnie szpiegować. Wiedzą, co do kogo piszę, gdzie jakie foty wrzucam i jakiego porno szukam w necie. Nie wierzę w żadne zapewnienia i polityki prywatności w sieci - nie ma czegoś takiego.

Spójrzcie, pierwsza z brzegu polityka prywatności pewnego popularnego serwisu informacyjnego - tak brzmi jeden z punktów:

Serwisy, w których wymagane jest podanie danych osobowych 

Istnieje kilka serwisów, w których możliwe jest logowanie (możliwe, ale nie konieczne). Serwisy te to kawiarenka internetowa oraz giełda pracy. Dostęp do informacji przechowywanych w tych bazach mają jedynie pracownicy odpowiedzialni za techniczne funkcjonowanie serwisów. Adresy e-mail tam przechowywane nie są udostępniane innym podmiotom. Dodatkowo, w przypadku giełdy pracy, zminimalizowaliśmy ilość informacji, jakie należy podać przy rejestracji.

Dostęp mają jedynie pracownicy... Kurde, nieważne jacy pracownicy. Mają dostęp, czyli mogą robić z naszymi danymi, co chcą. I robią to. Po cichu i między sobą, ale tak się dzieje. Może nie wszyscy czytają twoje maile, ale nieraz i nie dziesięć podawałeś przy rejestracji swój adres i numer telefonu, bo to takie niby konieczne. A potem 7 rano dzwoni do ciebie panienka z call center i wciska ciemnotę. Skandal? Przecież nikt cię nie zmuszał do zakładania konta na redtube.

Powoli dochodzimy do momentu, w którym 99% ludzi na całym świecie będzie on-line. Opierają się jeszcze tylko weterani wojenni i emerytowane zakonnice, ale jeszcze parę lat i problem zginie... zniknie! A ten 1 procent to rezerwa na eskimosów i Koreę Północną. Niekoniecznie każdy będzie miał konto na fb, ale bez e-konta bankowego i poczty raczej się nie obejdzie. Zresztą - wszystko co do tej pory robimy w realu, kiedyś będzie miało swój odpowiednik w sieci. Appka na to mówią. Zobacz, jeszcze do niedawna pizzę mogłeś zamówić tylko przez telefon, a teraz trzy kliki i masz ją na stole. Zapłacisz za nią gotówką lub kartą, ale za chwilę będziesz mógł to zrobić... telefonem. Taka sytuacja. 

Podsumowując - jeśli jeszcze nie miałeś okazji oddać wujowi Google'owi swojej prywatności, bo np. jesteś eskimosem lub Koreańczykiem, to nie masz się z czego cieszyć. Też cię to czeka, bo jak nie Larry, to inny Zuckerberg cię dopadnie. Oni po prostu mają taką misję - chcą nas od siebie uzależnić i wiedzą jak to robić, żebyś dał wszystko, czego potrzebują. Z uśmiechem na ustach i pocałunkiem w rękę.

Mnie też mają. Co mam zrobić, przecież się nie potnę. Ani konta nie usunę, bo przejście gdziekolwiek indziej też wiąże się z deptaniem mojej prywatności. Wiem o tym. I mam to gdzieś, bo nie wysyłam maili o treści ZAMACH, żeby się czegokolwiek bać. Póki nikt z byle powodu nie robi mi nalotu na chatę - jestem spokojny, uśmiecham się i ślę Billowi całusy :*



A Wy macie opory przed zostawianiem swoich danych w sieci?
Czytaj dalej »

30 lip 2013

NA PLAŻY BĄDŹ OFFLINE - 8 POWODÓW

0

Dla jasności i co widać - siedzę sobie na tarasie, a plażę mam 5 metrów obok. Ale tu, na wakacjach, klimat nie sprzyja zbytnio tworzeniu wpisów, bo i upał, i regularnie padający internet skutecznie przekonuje mnie do życia offline. Nie żebym był tym faktem jakoś specjalnie zszokowany i nie mógł się otrząsnąć, ale zrodziło to w mojej głowie ciekawą rozkminę w temacie uśmiercania prasy papierowej przez internety.

Bo mimo, że faktycznie tak się dzieje i globalnie papier gazetowy już nigdy z tabletem nie wygra, to nadal jest czas i są miejsca, gdzie zwykła gazeta bije internet na głowę i szybko nie odpuści. Na przykład na plaży, gdzie jeśli akurat nie śpisz i nie rozwiązujesz sudoku, to pewnie coś czytasz.

Dlaczego zatem warto to robić klasyczną metodą?
  1. W pełnym słońcu tablet pokaże ci co najwyżej liczbę pryszczów na czole i fryzurę czy się układa.
  2. Dzięki gazecie, znalezienie hotspota przestaje być najważniejszym punktem programu.
  3. W gazecie zawsze wiesz, co czytasz. W necie nigdy nie wiesz, co się kryje pod nagłówkiem.
  4. Irytacja spowodowana powolnym ładowaniem stron jest większa niż przewracaniem ich pod wiatr.
  5. Gazeta nie zepsuje się pod wpływem działania ziarenek piasku.
  6. Po przeczytaniu gazety masz poczucie, że wiesz wszystko. Po przeczytaniu internetu nadal masz wrażenie, że nie wiesz nic.
  7. Gazetę przeczytasz, odkładasz i zajmujesz się czymś innym. Internet czytasz i nie możesz skończyć.
  8. Marne są szanse, że przy odpalonym fejsie przeczytasz cokolwiek ze zrozumieniem.
Niby wiadomo, ale ja już widziałem ludzi, którzy chodzili po plaży w tę i z powrotem szukając zasięgu albo cienia, bo im ekran oczy wypalał. Nie zdziwiłbym się, gdyby chodziło o fejsa, ale nie sądzę też, żeby wysiłek był tego wart. Status i focię można wrzucić z opóźnieniem, naprawdę nikt się nie połapie i nie wywołasz tym kryzysu. Gazetkę do rąsi i pokaż, że jeszcze potrafisz to robić.


A tu możesz się pochwalić, jak wygląda Twoje plażowanie. Bo u mnie to głównie nadrabianie zaległości w nic-nie-robieniu :)
Czytaj dalej »

9 sty 2013

BLOGERY SIĘ DZIELĄ I ROBIĄ INTERNETY. BO jestSHARE WEEK!

0

Od trzech wpisów nie robię nic innego, jak tylko piętnuję pewne irytujące zachowania. Nie wszystkim się to podoba, ale pamiętajcie, że nigdy nic nie jest czarne albo białe i zawsze musicie próbować widzieć drugą stronę medalu.

Ale dziś temat będzie luźny i radosny :)

Bo jest taka sprawa, że Andrzej z jestKultura po raz drugi inicjuje rewelacyjną akcję dzielenia się najbardziej interesującymi blogami, które czytamy. Share Week polega na tym, że za chwilę zobaczycie kilka blogów, które warto znać. Warto, bo wnoszą jakąś wartość. Warto, bo blogosfera pędzi do przodu i już niedługo blogi będą pierwszymi stronami, które otwieracie zaraz po odpaleniu Facebooka.

Jeszcze słowo o samej akcji. Bo każdy, szczególnie ten mniej popularny bloger, się cieszy. Pokaże, co czyta, podlinkuje i jego też gdzieś podlinkują. Jak to Andrzej stwierdził, 'Internety same się nie zrobią'. Święta racja, bo żeby blogosfera rosła w siłę, to wszyscy musimy się nawzajem wspierać i to jest oczywiste. Tylko czemu dzieje się to tak rzadko?

Dlatego ja postanawiam dzielić się z wami wartościowymi wpisami innych blogerów trochę częściej niż raz na rok. Bo raz, że chcę budować z nimi pozytywne relacje, dwa - chcę pokazać wam, że blogi są życiowo o wiele bardziej inspirujące i warte waszej uwagi niż te wszystkie onety i gazety. I trzy - tylko tak można zbudować solidne fundamenty pod rozwój blogosfery.

A teraz do dzieła. Czytam blogi znane i lubiane przez masy, jak i te świeże i mniej popularne. I dla tych ostatnich Share Week jest o wiele bardziej wartościowy. Dlatego wymienię... 10 blogów. Pięć niszowych, ale z potencjałem na szczyt blogosfery i pięć super extra bombastic blogów, które swoją szansę już wykorzystały i są po prostu zajebiste pod każdym względem.

TOP 5 z przyszłością:

Stay Fly - mimo, że Grzeczny Chłopiec się na mnie obraził, bo śmiałem skrytykować jego (i nie tylko) punkt widzenia, to szczerze polecam wam tego bloga o każdej porze dnia i nocy. Lifestyle w pełnym tego słowa znaczeniu i taki-jak-lubię styl pisania notek - na luzie i bez kompleksów.

Wiecej Luzu - drugi 'luźny' blog o lajfstajlu, który bardzo dynamicznie się rozwija. Ostatnio zmienił szaty i w tym designie mu zdecydowanie lepiej. Krzysiek pisze ciekawe, krótkie, ale zapadające w pamięć notki - i to jest najważniejsze.

Prawnik na macierzyńskim - czyli młoda prawniczka (nie lubi tego określenia ;) na urlopie odkrywająca tajniki sądowych zwyczajów i obyczajów, a także tłumacząca zawiłe meandry prawa na nasz ludzki język.

Ekaterina Kozlova - poznałem jej blog dopiero niedawno, ale podoba mi się jej styl myślenia i sposób, w jaki przelewa go na klawiaturę. Bezkompromisowa, idąca pod prąd i jednocześnie w swej wrażliwości trzeźwo myśląca dziewczyna, którą chce mi się czytać.

MaMoL - to jeden z niewielu blogów, w którym dzieci i rodzicielstwo to nie cukierkowo-landrynkowy świat. Krótkie, szczere i z poczuciem humoru wyznania kochająco (zawsze) nienawidzącej (rzadko) żony i matki dwójki słodkich bobasów.

I kolejne TOP 5 - blogi z najbardziej wartościowym contentem w sieci:

JestKultura - nie dlatego, że Share Week wyszedł od niego. Jeśli macie problem z ubieraniem swoich myśli w słowa - czytajcie Andrzeja. On was nauczy, bo robi to najlepiej w internetach.

Kominek - zwłaszcza .IN, choć .ES też czytam regularnie. Obowiązkowa lektura dla tych, którzy lubią mieć różne spojrzenia na świat, ludzi, gadżety, a nawet samego siebie.

Zombie Samurai - Paweł w swoich wywodach nie używa zbędnych słów. Przynajmniej ja się jeszcze nie natknąłem. Gdyby ktoś chciał streścić jego wpisy, musiałby je w całości przepisać.

Lekkostronniczy - rzadko mam czas ich oglądać i szkoda mi ogromnie. Mam to samo poczucie humoru, co oni więc ja się bawię przednio. I to samo, co u Andrzeja - jeśli nie wiecie, z czego można się pośmiać i co można wyśmiać to ONI was tego nauczą.

BlogoStrefa - aż dziwne, że tak późno ktoś na to wpadł. Ale najważniejsze, że jest. Ilona zbiera wszystkie blogowe newsy, historie i ludzi, no i wrzuca właśnie tu (choć mogłaby częściej, a większość jest na jej profilu fb). W każdym razie dla blogera to miejsce jest obowiązkowe.

Rzecz jasna wszystkim dam znać, że o nich tu wspomniałem. Oczywiście w ramach zacieśniania więzi i tworzenia pozytywnych relacji.

A jak tam WASZE typy? Śledzicie jakieś choćby od czasu do czasu? Piszcie, sam chętnie poznam :)



Zostaw komentarz! Czyli podziel się linkiem :)

Czytaj dalej »

2 lis 2012

KOCHANIE UMIERAM! MAM 36,9...

10
Już myślałem, że z powodu strasznej choroby jaka mnie dopadła przez dobry tydzień nic na blogu nie uda mi się napisać (no co, grypa to dla facetów bardzo poważna choroba wbrew pozorom). Tym bardziej, że zdrętwiał mi dziś kciuk przy prawej dłoni.

Nie wiem czy ma to jakiś związek, ale uczucie jest takie, jakbyście przeczytali 300-stronicową książkę na jednym posiedzeniu w toalecie - drętwota od pasa w dół i potrzeba dźwigu, żeby Was ktoś stamtąd zabrał, bo sami nie dacie rady. 

Ale miło się rozczaarowałem. Okazuje się, że jak człowiek chce, to potrafi i nawet w trakcie poważnej choroby nie opuszczają go pomysły. No dobra, z pomocą przyszła reklama, która zaatakowała mnie z sieci i uderzyła prosto w oczy. Nie wiem jak, dlaczego i kto komu w ogóle zdradził mój stan zdrowia, ale Internet od samego rana wiedział, że cierpię. I jakby na dzień dobry przywitał mnie reklamą Gripexu. Aaa, wszystko jasne! To ta pani z apteki musiała coś chlapnąć, bo kupiłem u niej wczoraj właśnie ten lek. Nieważne, jak to zrobiła - ja swojego winnego już mam ;)

No dobrze, to co z tą reklamą? Przecież nie pisałbym o niej, gdyby wyglądała tak:


Taki obrazek też tam jest, bo musi być. Ale jako ostatni. Od samego wejścia atakuje nas taka oto zajawka:


Zaczyna się obiecująco, prawda? W świecie pełnym kobiecych stereotypów (blondynki, teściowe, zakonnice) wreszcie mamy okazję, żeby zmierzyć się ze stereotypem obłożnie chorego, umierającego mężczyzny, którego może uratować jedynie mamusia i jej obiadki. A żona niech dogląda i myje mu stopy.


No i dowiadujemy się wreszcie, o co tu chodzi. Każą kliknąć i wypełniać jakiś test. Raczej nie bawią mnie takie rzeczy, ale że podeszli do sprawy z humorem i akurat udało im się utrafić w mój aktualny stan, to podążyłem za wskazówkami i ciekawością.

Test to test - odpowiadacie na parę pytań z cyklu "abc" (w tym przypadku 5-ciu zabawnych i stereotypowych oczywiście) i poznajecie wynik, jakim typem faceta w chorobie jesteście. Ale jest też niespodzianka dla kobiet - Wy też możecie sprawdzić, jak podczas choroby zachowuje się Wasz twardziel. A potem porównujecie wyniki, które... z pewnością będą się od siebie bardzo różnić. Hm... czemu mnie to nie dziwi?

W sumie nie wiadomo kto ma "większą" rację. Kobiety całe życie mają tendencję do przesady, a faceci tylko, kiedy im gorączka rośnie do 36,9. Zresztą - kto broni Wam, dziewczętom, troszeczkę poudawać i przeleżeć cały dzień z pilotem na kanapie? Weźcie z nas przykład i jak Wam temperatura skoczy o 2 kreski to w piżamę i do łóżka! To naprawdę nie jest rudne.

A wracając do reklamy - jest to typ bardzo dobrze skonstruowanej, przemyślanej i kreatywnej kampanii, która przede wszystkim potrafi i chce nas zaangażować, dzięki czemu marka Gripex zapada w pamięć niemalże natychmiast. Pewnie, że jak ktoś ma swój "ulubiony" lek na grypę, to nie kupi go tylko dlatego, że rozwiązał test. Ale przy ewentualnej powodzi, kiedy ten ulubiony popłynie z prądem, marka z tej reklamy będzie naszym drugim wyborem.

Najlepszym przykładem jestem ja, bo dokładnie w ten sam sposób podejmowałem wczoraj decyzję. Co prawda, reklamę zobaczyłem dopiero dziś i nie miała ona wpływu na zakup, ale okazuje się, że niemniej ważny od pierwszego wyboru konsumenta, jest ten drugi wybór. Zaszczepienie w świadomości człowieka, że jest alternatywa.

Zwykłym sloganem "skonsultuj się z lekarzem lub farmaceutą" fanów się raczej nie zdobywa. Potrzeba dużo więcej i nawet więcej, niż samo tylko poczucie humoru. Bo jedni będą się nim zachwycać, a drudzy totalnie oleją temat. Potrzeba impulsu, abyśmy mogli poczuć, że reklama to nie tylko śmieszny przekaz medialny, ale też budowana wokół niego społeczność. 

Szkoda tylko, że w sieci wciąż jest takich kampanii jak na lekarstwo.

PS #1.
Macie jakieś fajne linki do podobnie angażujących i zabawnych reklam? Wrzucajcie je w komentarzach!

PS #2
Uprzedzając zarzuty - nikt mi za ten tekst nie zapłacił ;)


Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!
Czytaj dalej »
- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf