26 wrz 2013

CZEGO NAUCZYSZ SIĘ OD BLOGERA ?

0

Dla mnie wrzesień zawsze był najlepszy. Pamiętam jak dziś, kiedy z początkiem jesieni 28 lat temu matka wylądowała w szpitalu, żeby wydać mnie na świat... 27 lat później, w tym samym czasie, jej pierworodny syn zostaje blogerem. Przypadek?

Nie sądzę. I zdaję sobie sprawę, że historia ewolucji mojego bloga jest niezwykle fascynująca, ale... nie dziś, sorry ;) Zresztą on był na początku tak brzydki, a teksty tak toporne, że nawet dobrze że nikt wtedy tego nie czytał. Choć do tekstów możecie wrócić, ale nie polecam, bo odlajkujecie profil a ja odkręcę gaz w kuchence. Nie psujcie mi września.

Dobra, ale ja nie o tym, nie o tym, nie o tym.

Nie o mnie, a o innych. O blogowaniu. O tym, jak czytanie blogerów - albo lepiej - blogów znanych blogerów, wpływa na życie czytelnika. W tym i na moje, bo przecież sam jestem czytelnikiem i śledzę lepszych od siebie. W końcu obok ludzi, którzy już coś w życiu osiągnęli, nie przechodzi się obojętnie. Możesz kochać, możesz nienawidzić, ale musisz mieć szacunek do cudzych sukcesów, bo tylko tak jesteś w stanie osiągnąć swój. Możesz blogera nie podziwiać, ale powinieneś się od niego uczyć. Czego?

Konsekwencji

Bo przeciętny czytelnik nie ma pojęcia ile determinacji, ile samozaparcia i często wymuszonej motywacji bloger musi włożyć w to, żeby regularnie pisać. Jasne, że nikt go nie zmusza. Ale ciebie też nikt siłą nie trzyma w robocie. A robisz. Robisz, bo ktoś ci daje za to kasę do ręki. I teraz wyobraź sobie, że pracujesz za darmo. Przez rok, dwa, trzy. Palcem nie ruszysz, a bloger konsekwentnie dąży do celu i do pozycji, którą sobie wymarzył często za total free. Za lajki, za które nie kupi sobie piwa. Za lajki, które - w co głęboko wierzy - kiedyś zaprowadzą go na szczyt. A póki co dają tylko (aż) dumę.

Asertywności

Bo bloger mówi, pisze i robi to, co akurat chce powiedzieć, napisać i zrobić. Nieważne, że zaboli. Bloger wpływa na to, co myślimy i jak widzimy świat. Ja wiem - gazeta i telewizja też. Ale w gazecie i telewizji nie masz wizji człowieka a wizję taką, która się sprzeda. Jasne, blogerowi też zdarza się być nie fair i kręcić lody za dolary. Ale ryzykuje utratę czytelnika, a bez niego bloger idzie do piachu. Co tylko potwierdza fakt, że ludziom zależy na opinii i na tym, co bloger myśli, a nie co wypada myśleć.

Elokwencji słownej

Bo lepiej czytać bloga, niż w ogóle nie czytać. Zresztą, bloger to istota z definicji oczytana i to, czego sam się nauczy, przenosi na swoje teksty. Bloger bez przerwy gdzieś bywa, słucha, obserwuje i tym rozbudowuje swój warsztat. Bloger zawsze i na wszystko ma jakiś pogląd, ale sztuką jest tak go przekazać, żeby ludzie wracali. Sztuką jest tak dobrać słowa i tak je połączyć, żebyś mógł je chłonąć i wykorzystać w realnym świecie. Ja też jestem czytelnikiem i jako czytelnik chcę widzieć dobrze napisany tekst, bo tylko taki poruszy moje półkule. Najlepsi to potrafią.

Odporności na stres

Na początku drogi bloger myśli, że jest zwycięzcą, bo nie ma hejterów. Po jakimś czasie staje się REALNYM ZWYCIĘZCOM, bo hejterów ma cały kontener. To jak w polityce - im dalej zajdziesz, tym więcej ludzi będzie cię chciało ściągnąć na dno. Bez konkretnego powodu - po prostu jesteś wyżej niż oni. A jaki powód, takie komentarze więc bloger ma je głęboko w pupie. Bierz przykład: jeśli ktoś ci powie, że jesteś pedałem, a ty czujesz że nie jesteś - olej to. Nie ma gorszej kary dla hejtera niż zlanie jego wymiocin. Nawet ban nie ma takiej mocy.

Organizacji czasu

Bo bloger to też człowiek i ma swoje życie pozablogowe. Obudź się rano, idź na autobus, bądź w pracy na czas, wyjdź po 8 godzinach, stój w korkach, idź na zakupy, stój w kolejkach, spotkaj znajomego, zrób obiad, zajmij się dzieckiem (jeśli masz), ogarnij chatę, walnij się na kanapę, wyłącz mózg. Ano tak, jeszcze blog... gdzie to upchnąć? Bloger da radę. Nikt nie wie jak i gdzie, ale bloger zawsze znajdzie czas dla swojego bobaska. Blogaska. Nie zaniedbując przy tym całej reszty przyziemnych obowiązków. A to ani ptak, ani samolot. To tylko bloger. Aż bloger :)

Czegoś jeszcze?



Czytaj dalej »

21 maj 2013

GRAJCIE W GRY. MIEJSKIE GRY.

0
Nigdy wcześniej nie miałem okazji brać udziału w czymś takim. No dobra, okazja była ale gorzej z czasem. Dlatego, żebym mógł przeżyć swój pierwszy raz z grą miejską pojechałem aż do Wrocławia, gdzie chłopaki z Exploring Events w ramach akcji Pogaduchy Blogerów zorganizowali nam 4 godziny intensywnego fizyczno-intelektualnego wysiłku  ze zwiedzaniem miasta w tle.

Dla tych, co nie wiedzą - w dużym uproszczeniu gry miejskie polegają na osiągnięciu jakiegoś celu określonego w scenariuszu. Trochę jak w grach RPG, a planszą jest mniejsza lub większa część dowolnego miasta - im bardziej tłumna, tym lepiej bo trudniej. I też żeby nie było za prosto, po drodze do celu musicie pokazać jak bardzo jesteście sprawni manualnie i umysłowo, bo warunkiem zaliczenia etapu i przejścia do następnego jest rozwiązanie jakiejś zagadki albo wykonanie zadania. Bez tego o wygranej możecie zapomnieć.



A sama koncepcja naszej gry polegała na rozpoznaniu sprawcy porwania Andrzeja Tucholskiego - takiego tam znanego blogera i kradzieży jego laptopa. 8 podejrzanych osób, każdą trzeba było odnaleźć (starodawnym sposobem, czyli przy użyciu mapy), wykonać zadanie i zabić ją gradem pytań o całe zajście i pozostałe osoby - a nóż zacznie sypać i zagadka się rozwiąże. Niestety dla nas, ale z korzyścią dla zabawy, aktorzy perfekcyjnie odegrali swoje role, znali swoje historie i wprowadzali fałszywe tropy, co nas dodatkowo frustrowało (tak pozytywnie) i podsycało atmosferę udziału w klasycznym kryminale. Niestety zakazali nam grożenia bronią (długopisem też) i zdzierania ofiarom paznokci, więc ciężko było wydobyć jakąkolwiek istotną informację bez choćby lekkiej torturki. Ale bloger to stwór inteligentny i zbyt łatwe zadanie mogłoby go po prostu urazić :)


Ja uważam, że wygraliśmy bo cel został osiągnięty a porywacz odnaleziony. Tylko ten czas nam jakoś źle policzyli... :P

Taka gra miejska spełnia kilka całkiem pożytecznych funkcji:
- integruje cię z ludźmi, z którymi jesteś w grupie i z ludźmi których zagadujesz na ulicy
- poznajesz swoje ukryte zdolności i popisujesz się tymi, które znasz
- zwiedzasz miasto (w tempie sprinterskim, ale jednak)
- nie tracisz czasu na głupoty (czytaj: fejsbuki i temu podobne internety)
- rywalizujesz o zwycięstwo z innymi ekipami (poziom adrenaliny i endorfin sięga swojego apogeum)
- spalasz nadmiar wchłoniętych kalorii (więc zmniejsza ci się brzuch albo tyłek, zależy od płci)

W naszym przypadku dodatkowym atutem było też to, że mogliśmy tego wszystkiego doświadczyć za darmo. Normalnie taka impreza kosztuje, a swoją drogą to ktoś kiedyś wymyślił iście mistrzowski biznes - każą ci biegać po mieście i jeszcze im za to płacisz :) Ok, wiadomo że bezkosztowo to się nie odbywa, ale i tak najprostsze pomysły zawsze są najlepsze.

Zresztą same miasta też bawią się w organizację takich gier. Choćby w Poznaniu za chwilę rozpocznie się Let's play Poznań - międzynarodowy festiwal dla fanów gier miejskich. Z mojej strony to żadna reklama, po prostu mieszkam tutaj, cieszy mnie że coś się dzieje i dlaczego miałbym o tym nie wspomnieć. Tym bardziej, że dzięki grze we Wrocławiu poznałem to miasto bardziej niż kiedykolwiek i - poznaniacy nie bijcie, ale taka jest prawda - infrastrukturalnie, towarzysko i kulturalnie nasze miasto Hał-Hał przy WrocLove wypada blado. Także jeśli kiedyś gdziekolwiek się przeprowadzę, a nie będzie mnie stać na Barcelonę albo Reykjavik, to będzie to Wrocław.

///

Jeszcze krótko o samych Pogaduchach. Krótko, bo czuję niedosyt. Mało ludzi (sporo mniej niż ostatnim razem), brak mądro-gadających głów (co dla nie-mainstreamowych blogerów zawsze jest cennym doświadczeniem), brak Frugo które do nas nie dotarło, choć obiecało (masowy hejt podobno już poszedł, ale ja - w związku z moim ostatnim wpisem - hejtował nie będę, bo może nie zrobili tego specjalnie i naprawią to, co zepsuli).



Za to! Ci, co byli - dla was ogromne dzięki właśnie za to, że byliście. A byliście jak pogoda tego weekendu - zajebiści. Ilona - kupiłaś najlepszy Camembert z ziołami :) A propos - Tesco przeznaczyło na naszą 'skromną' imprezę 3 tysiaczki, dzięki czemu bloger w niedzielę rano mógł zjeść śniadanie, pograć w badmintona i wyżyć się na trampolinie. Bartek i Tomek - Wam dziękuję za organizację i przede wszystkim za pretekst do oderwania się od codzienności. Dlatego obojętnie co by się nie działo - na następnych Pogaduchach też jestem, możecie mnie odhaczyć ;)

I osobne podziękowania dla Dominiki z Dorigami za suchary, Krzyśka z Więcej Luzu za jeszcze więcej sucharów i Łukasza z Kryzysowo za Zakład Usług Piwnych. A Kasi z Zapętlone oprócz pięknego towarzystwa dziękuję za karimatę, kocyk i foty, które macie powyżej.





To wróćmy jeszcze do tej gry miejskiej - braliście kiedykolwiek udział? Piszcie, bo ciekawi mnie jak to wygląda w innych miastach.

Czytaj dalej »

9 sty 2013

BLOGERY SIĘ DZIELĄ I ROBIĄ INTERNETY. BO jestSHARE WEEK!

0

Od trzech wpisów nie robię nic innego, jak tylko piętnuję pewne irytujące zachowania. Nie wszystkim się to podoba, ale pamiętajcie, że nigdy nic nie jest czarne albo białe i zawsze musicie próbować widzieć drugą stronę medalu.

Ale dziś temat będzie luźny i radosny :)

Bo jest taka sprawa, że Andrzej z jestKultura po raz drugi inicjuje rewelacyjną akcję dzielenia się najbardziej interesującymi blogami, które czytamy. Share Week polega na tym, że za chwilę zobaczycie kilka blogów, które warto znać. Warto, bo wnoszą jakąś wartość. Warto, bo blogosfera pędzi do przodu i już niedługo blogi będą pierwszymi stronami, które otwieracie zaraz po odpaleniu Facebooka.

Jeszcze słowo o samej akcji. Bo każdy, szczególnie ten mniej popularny bloger, się cieszy. Pokaże, co czyta, podlinkuje i jego też gdzieś podlinkują. Jak to Andrzej stwierdził, 'Internety same się nie zrobią'. Święta racja, bo żeby blogosfera rosła w siłę, to wszyscy musimy się nawzajem wspierać i to jest oczywiste. Tylko czemu dzieje się to tak rzadko?

Dlatego ja postanawiam dzielić się z wami wartościowymi wpisami innych blogerów trochę częściej niż raz na rok. Bo raz, że chcę budować z nimi pozytywne relacje, dwa - chcę pokazać wam, że blogi są życiowo o wiele bardziej inspirujące i warte waszej uwagi niż te wszystkie onety i gazety. I trzy - tylko tak można zbudować solidne fundamenty pod rozwój blogosfery.

A teraz do dzieła. Czytam blogi znane i lubiane przez masy, jak i te świeże i mniej popularne. I dla tych ostatnich Share Week jest o wiele bardziej wartościowy. Dlatego wymienię... 10 blogów. Pięć niszowych, ale z potencjałem na szczyt blogosfery i pięć super extra bombastic blogów, które swoją szansę już wykorzystały i są po prostu zajebiste pod każdym względem.

TOP 5 z przyszłością:

Stay Fly - mimo, że Grzeczny Chłopiec się na mnie obraził, bo śmiałem skrytykować jego (i nie tylko) punkt widzenia, to szczerze polecam wam tego bloga o każdej porze dnia i nocy. Lifestyle w pełnym tego słowa znaczeniu i taki-jak-lubię styl pisania notek - na luzie i bez kompleksów.

Wiecej Luzu - drugi 'luźny' blog o lajfstajlu, który bardzo dynamicznie się rozwija. Ostatnio zmienił szaty i w tym designie mu zdecydowanie lepiej. Krzysiek pisze ciekawe, krótkie, ale zapadające w pamięć notki - i to jest najważniejsze.

Prawnik na macierzyńskim - czyli młoda prawniczka (nie lubi tego określenia ;) na urlopie odkrywająca tajniki sądowych zwyczajów i obyczajów, a także tłumacząca zawiłe meandry prawa na nasz ludzki język.

Ekaterina Kozlova - poznałem jej blog dopiero niedawno, ale podoba mi się jej styl myślenia i sposób, w jaki przelewa go na klawiaturę. Bezkompromisowa, idąca pod prąd i jednocześnie w swej wrażliwości trzeźwo myśląca dziewczyna, którą chce mi się czytać.

MaMoL - to jeden z niewielu blogów, w którym dzieci i rodzicielstwo to nie cukierkowo-landrynkowy świat. Krótkie, szczere i z poczuciem humoru wyznania kochająco (zawsze) nienawidzącej (rzadko) żony i matki dwójki słodkich bobasów.

I kolejne TOP 5 - blogi z najbardziej wartościowym contentem w sieci:

JestKultura - nie dlatego, że Share Week wyszedł od niego. Jeśli macie problem z ubieraniem swoich myśli w słowa - czytajcie Andrzeja. On was nauczy, bo robi to najlepiej w internetach.

Kominek - zwłaszcza .IN, choć .ES też czytam regularnie. Obowiązkowa lektura dla tych, którzy lubią mieć różne spojrzenia na świat, ludzi, gadżety, a nawet samego siebie.

Zombie Samurai - Paweł w swoich wywodach nie używa zbędnych słów. Przynajmniej ja się jeszcze nie natknąłem. Gdyby ktoś chciał streścić jego wpisy, musiałby je w całości przepisać.

Lekkostronniczy - rzadko mam czas ich oglądać i szkoda mi ogromnie. Mam to samo poczucie humoru, co oni więc ja się bawię przednio. I to samo, co u Andrzeja - jeśli nie wiecie, z czego można się pośmiać i co można wyśmiać to ONI was tego nauczą.

BlogoStrefa - aż dziwne, że tak późno ktoś na to wpadł. Ale najważniejsze, że jest. Ilona zbiera wszystkie blogowe newsy, historie i ludzi, no i wrzuca właśnie tu (choć mogłaby częściej, a większość jest na jej profilu fb). W każdym razie dla blogera to miejsce jest obowiązkowe.

Rzecz jasna wszystkim dam znać, że o nich tu wspomniałem. Oczywiście w ramach zacieśniania więzi i tworzenia pozytywnych relacji.

A jak tam WASZE typy? Śledzicie jakieś choćby od czasu do czasu? Piszcie, sam chętnie poznam :)



Zostaw komentarz! Czyli podziel się linkiem :)

Czytaj dalej »

30 gru 2012

9 KATEGORII - 9 PRZEPOWIEDNI

0

Mam na blogu 9 kategorii. Każda w mniejszym lub większym stopniu jest mi bliska i staram się pod każdą z nich coś umieścić. Ale nie zawsze się udaje. Tym wpisem chcę to hurtowo nadrobić, bo notka będzie się tyczyć wszystkich naraz. Użyję więc swojej wiedzy, inteligiencji i daru przewidywania pogody po kolorze nieba do oceny, co nas czeka w 2013 idąc tropem tych dziewięciu słów.


No nie będę oryginalny - w 2013 wszyscy dostaniemy po dupie. I po kieszeni też. Drożeć będzie wszystko i wszyscy, i za chwilę zmusi to nas do poszukania alternatywy nawet dla Biedronki i pana Mietka co nam zawsze spłuczkę naprawia. Pensje przecież nikomu nie urosną o więcej niż symboliczny wskaźnik inflacji, a i tak powinniśmy się cieszyć, gdyby nawet zmalały. Zapowiada się też, że jeszcze przez pół roku będziemy walczyć o swój kawałek tortu z UE i zanim znowu nastąpi boom na zatrudnianie tymczasowych pracowników do obsługi projektów, minie kolejne 6 miesięcy. Razem rok. I do tego zlikwidują nam nasze ukochane umowy śmieciowe. Co nam pozostanie? Może nadzieja, że jakiś nowy kraj otworzy swój rynek dla pracowników ze wschodu?
Nie. Znajdźmy lepiej swoje nisze i twórzmy własne projekty. Nic tak dobrze nie uchroni nas przed kryzysem jak to, że sami możemy na niego wpłynąć.


2013 to będzie rok próby powtórzenia sukcesu Gangnam Style. Mówcie, co chcecie, ale każdy kto nie chciałby żeby jego performance zdobył miliard odsłon na YouTube, kłamie wam prosto w twarz. Wątpliwa jest jedynie wartość kulturalna tego typu show, ale mimo wszystko jest to jakaś muzyka, jakiś taniec i przede wszystkim pan PSY wyśmiewa samych Koreańczyków, może nawet samego siebie, więc jest karykatura. Inaczej niż chłopaki z Weekendu, którzy swoje "laj la laj" robią na poważnie i też mają miliony fanów. Dali nam drugą "Szaloną" i dlatego dzięki całej masie ja-też-tak-mogę pseudonaśladowców w 2013 polskie disco-polo znów ożyje.


Wszystko się może zdarzyć, bo lajfstajl to worek bez dna. Przerzucimy się z laptopów na tablety, smartfonami będziemy płacić na zakupach i otwierać nimi samochody, faceci będą się ubierać coraz bardziej kobieco, kobiety na potęgę będą zakładać second-handy, blogosfera jako sposób na życie dalej będzie się rozwijać, całe rodziny będą podróżować stopem po Europie bo taniej, ludzie nadal będą głosić, że 'eco' jest fajne i nadal będą marnować jedzenie, a Facebook wprowadzi opłaty za nasze profile. Możliwości są wielkie i nieograniczone.


Rydzyk wejdzie na multipleks, to pewne. Ale nie takie straszne, bo przecież nikt nie każe nam go oglądać. Prasa papierowa jeszcze się nie skończy, ale kto pierwszy zaadaptuje swoją gazetę na tablet albo smartfon tak, że będzie chciało się ją czytać, ten wyznaczy trend i dalej pójdzie lawiną z górki. TVP dalszym szantażem będzie zwiększać wpływy z abonamentu, bo widzi że to działa. Tylko nadal nikt nie będzie jej oglądał. Zmieni się też podejście  wszystkich mediów tradycyjnych do blogosfery, nie wiadomo tylko w którą stronę - zależy, ile nowych afer uda nam się spłodzić.

#Moje życie

A w moim życiu będzie się działo to, co sobie zaplanuję. Będę pisał, bo tematów mam na lata. W sumie to one nigdy się nie skończą. Wyjadę w końcu na jakiś porządny urlop z rodziną dalej niż na drugi koniec miasta. Zarobię tyle, żeby móc wreszcie prywatnie chodzić do każdego lekarza, a nie tylko do dentysty. I kupić dom nad jeziorem, z dwoma toaletami. Na pewno nie zrobię sobie trzeciego dziecka, bo facet wcale nie musi mieć syna. Ale dobra, z takimi planami to akurat różnie bywa. Najważniejsze, żeby zdrowym być :P


No cóż, powstaną kolejne centra handlowe obok tych, co już stoją. Przecież mamy tyle pieniędzy i przecież ciągle za mało jest ZAR i HaeM'ów. Szkoda, ze padnie sporo mniejszych kafejek, które mają klimat, ale się nie zmieniają i nie trafiają w gusta młodego pokolenia. Już nie żądam tabletu na każdym stoliku, ale permanentny brak WI-FI? Rozwiną się za to hostele, bo w lato 2013 czeka nas ponowny najazd Irlandczyków zakochanych w naszym kraju po Euro. A 'my place' to oczywiście Oasis of the Seas. I Starbucks, bo on na internecie nie żałuje.


W 2013 będą królować second-shopy. Będziemy tam kupować ubrania, buty, garnki, rowery, komputery, wszystko. Fanatycy będą kupować gadżety. Nowe, bo to geeki. A latający Michał Wiśniewski swoim "W NISKICH CENACH!" nie da rady dźwignąć pałętającego się w ogonie stawki Avansu. No i twardo będziemy kupować na Allegro, które po pierwsze od nowego roku wprowadza nowy image i niby ma być fajniej, a po drugie konkurencja niestety raczej mu nie grozi. Osobiście czekam też na upadek wszystkich firm wciskających pościele z merynosów. Ale to chyba nie za mojego żywota...


No chyba będziemy się integrować, co nie? Wszelkie kryzysy zawsze temu sprzyjały, więc razem będziemy protestować przeciwko cięciom, podatkom, podwyżkom biletów, tablicy z długiem publicznym i ministrowi zdrowia. Blogerzy też będą się łączyć w różne wielokąty dzięki Ilonie z Blogostrefy, która stara się nas wszystkich do siebie zbliżać i nie puszczać. A tak poza tym, ci co nie chcą pracować nadal będą żebrać o zasiłki, ci co chcą pić to nawet w Wałbrzychu się napiją, a ci co jeżdżą bez biletu nadal będą tak jeździć albo przesiądą się na rower. Albo skuter - polecam.

#Sport

Polska wygra z Anglią na Wembley trzy do zera po golach strzelonych ręką. Jak rewanż to za wszystko. Kubica znowu wpadnie w jakąś barierkę i wróci do gokartów. Dobra, na bok te nieśmieszne żarty. Łatwo przewidzieć, że raczej wszystko zostanie po staremu, bo nie ma żadnej globalnej imprezy, która mogłaby cokolwiek zmienić. W boksie znowu wygra Kliczko (nieważne który), a brzydki Messi tradycyjnie pokona pięknego Ronaldo. Za to tenis zdominuje Janowicz na spółę z Radwańską, a Krzysiek Hołowczyc w końcu nie zakopie się w piachu i wygra ten Dakar.

No i kto się nie zgodzi? Za rok zrobię podsumowanie. Liczę na 95 procent trafionych strzałów.

Ale jak utrafię jeden, to też będzie dobrze.

PS.
W międzyczasie zmieniłem nazwy kategorii i nie wszystkie działają. Ale na początku 2014 i tak podsumuję czy to, co mi się wtedy wydawało rzeczywiście się wydarzyło :)



Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!

Czytaj dalej »

14 gru 2012

SEGRITTA vs. NIKON - WŁĄCZAM SIĘ I USTAWIAM DZIENNIKARZA naTemat.pl

1

Nie chciałem jako kolejny bloger pisać o "aferze" z Segrittą i Nikonem w roli głównej. Blogosferą zatrzęsło, wypowiedział się już chyba każdy kto mógł i dobra jest. Inne portale też odtrąbiły tę akcję, ale dla nich nie było to wydarzenie dnia, bo przecież te wszystkie onety i gazety mają inne priorytety. A niechże będzie do rymu. 

Poruszył mnie jednak artykuł Tomasza Jaroszka w serwisie naTemat.pl, właśnie na temat konfliktu na linii znana blogerka-znana marka aparatów. Poruszył, w sensie zniesmaczył. Bo oto chęć podzielenia się swoimi wywodami poczuł facet na co dzień zajmujący się gospodarką, finansami i innymi tego typu niebanalnymi sprawami (od strony dziennikarskiej rzecz jasna). Ja nikomu nie odmawiam prawa do opinii, ale niech to sobie robi na swoim własnym fejsbuku albo niech sobie o tym potweetuje. A tak, pisząc na znanym portalu opiniotwórczym stawia się w roli eksperta i wpisuje się w znany schemat "nie znam się, więc się wypowiem".

Panie Tomaszu, bloger ma wybujałe ego i musi je mieć, bo blogera bez jaj i bez wyrazistych poglądów nikt nie będzie czytał. A ego idzie w parze z popularnością (u każdego) i nie ma w tym nic dziwnego, że Segritta w ten sposób uzewnętrznia swoje potrzeby. Taki też jej styl - przeczytałby pan więcej niż jeden tekst na jej blogu, to doszukałby się pan spójności. A tak ja mam wątpliwości czy w ogóle widział pan ten tekst o Nikonie. A ściślej nie sam tekst, a wpis na facebooku i reakcje pod nim.

To ja pana oświecę i wytłumaczę o co chodzi. Spoko, nie jest pan jedyny, który nie czuje blogerowego poczucia humoru. Zresztą to nawet nie chodzi o samo zrozumienie intencji blogera, a o zwykłe rozumienie słowa "ironia", którą bardzo umiejętnie posłużyła się Segritta. Do tego podkreśliła swoje wybujałe ego i wystarczyło - internety huczą. A przecież każdy wie albo powinien wiedzieć, że to przede wszystkim gra na emocjach i odczuciach czytelników, którzy w ten sposób nabijają blogerowi ruch na stronie i całą rzeszę nowych odwiedzających. A nóż zostaną. That's it. Normalne działanie blogera, który chce żeby go czytali.

Równie dobrze jako "ekspert" powinien się pan czepić tego gościa z Nikona, który pomoc zaoferował. Bombę przyniosła Segritta, ale ten pacan ją aktywował  - dał obietnicę bez pokrycia, nie wywiązał się i bezczelnie chciał na blogerce sobie dorobić. Przedstawiciel światowej marki. Na mało komu znanej poza Polską blogerce. Żałosne. I godne opisania na blogu, fejsie, wykopie i gdzie tylko się da. 

Dobra, powiedziałem swoje, a teraz odkrywamy karty. Zgrabnie próbuje pan wykorzystać aferkę z naszego blogowego podwórka po to, żeby przemycić parę tekstów o kondycji polskiej gospodarki. Czyż nie? W końcu to jest pana właściwa działka. Ja wiem, że trudno jest się przebić z takimi tematami, ale nieładnie tak na czyjejś krytyce się promować. Tym bardziej, że ta osoba na krytykę nie zasłużyła. A przynajmniej nie od kogoś, kto z blogosferą mało ma wspólnego.



Dodaj coś od siebie - zostaw komentarz!

Czytaj dalej »

8 gru 2012

DASZ CZY NIE DASZ - DOCZYTAJ DO KOŃCA. TO WAŻNE

0

Ja nie rozumiem tych wszystkich akcji ze zbieraniem pieniędzy. Co chwilę jakaś Szlachetna Paczka albo inny Czad. Jestem Polakiem, biednym Polakiem i nie stać mnie na takie pomaganie. Mam rodzinę na utrzymaniu, do cholery. Niemałą rodzinę. Robię na dwie zmiany, żeby było co do gara włożyć, żona z dzieciakami siedzi, czasem gdzieś pójdzie dorobić, ale i tak zalegamy z gazem za ostatni miesiąc. Nam też się należy pomoc, ale za bogaty chyba jestem, bo żadnej opiece społecznej nie podlegam. No mam duży dom, mam auto, mam dwa telewizory na chacie, ale przecież gdzieś muszę mieszkać, czymś do roboty dojeżdżać i czasem mecz obejrzeć. W najtańszym markecie robię zakupy, żeby się mi się budżet domknął. A ci jeszcze pieniądze chcą ode mnie wyciągać, dają zdjęcia chudych małych murzynków i myślą, że da się mnie tak podejść. Wiem, że ci ludzie mają biedę i to gorszą niż my tutaj, ale nic nie poradzę, że ja jestem tu, a oni tam. Moje 20 zł w skali ich problemu to kropla w morzu, a ja tu muszę mieć na paliwo, żeby mnie z pracy nie wyrzucili, jak się spóźnię. Ci co mają, niech dają nawet i dwa tysiące. Sorry, ja nie dam rady. Solidaryzuję się z nimi, ja bym nie chciał tak żyć, ale wiem że moje marne parę złotych tu i tak nie pomoże, a mi może uratować byt do pierwszego.

Prawda, że kolega ostro pojechał? Taką sobie ucięliśmy dzisiaj pogawędkę o pomaganiu innym. W jednym momencie przestał być kolegą, a został zwykłym dupkiem. Jednym z niewielu jakich znam i niestety jednym z wielu, którzy myślą podobnie.

A może miał zły humor? Żona od niego uciekła? W sumie to akurat nie byłoby dziwne, ale nie usprawiedliwia go nic. Jest dupkiem. Na tacę co tydzień rzuca parę monet, a na głodujące dzieciaki mu szkoda.

Wy bądźcie inni. Normalni. Kupcie prezent dla swojego chłopaka / dziewczyny o 20 zł tańszy i zróbcie coś dla świata. Nie ważne czy dla Afryki, czy dla wielodzietnej rodziny ze slumsów waszego miasta. Nie ubędzie od tego ani biednych, ani głodujących, ale przybędzie im przynajmniej jeden bardziej radosny dzień w ich życiu. Albo jeden dodatkowy dzień życia, bo ktoś dostanie szklankę wody.

Mnie to rusza, więc ja kupiłem Loko. To taka fajna, śmieszna i bardzo na czasie bajka dla dzieci (dla dorosłych też, bo mi bardzo przypadła do gustu) w formie audiobooka nagranego przez kilka blogerskich sław m.in. narratorkę Dorotę Kamińską (też się zakochacie w tym głosie), marionetkę Kominka (a jakżeby inaczej), ojca dyrektora Maćka Budzicha ("zmarionetkowali" biedaka na koniec, ale zasłużył) i parę jeszcze innych osobowości polskiej blogosfery. 

Oni zrobili to charytatywnie, a Wy możecie się do tego włączyć po prostu ją kupując. Są 3 opcje cenowe do wyboru, ale więcej dowiecie się na stronce projektu. Mam nadzieję, że to nie ostatnia taka inicjatywa i że za jakiś czas i ja się udzielę. Szkolny teatrzyk zaliczyłem, więc doświadczenie mam. A aktorstwa się nie zapomina ;)



Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!

Czytaj dalej »
- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf