5 wrz 2013

MOGLIBY SIĘ ZABIĆ, ALE ŻYJĄ

0

Żebrak, kaleka, zgwałcona kobieta - co ich łączy? Ludzie widząc ludzi jak tych ze zdjęcia, często twierdzą, że oni by tak nie mogli żyć. Nie chcieliby tak żyć. Woleliby umrzeć niż egzystować na granicy człowieczeństwa. Przyzwyczajeni do życia w normalnych warunkach nie wyobrażają sobie, że można chcieć żyć wiedząc, że już nigdy nie będą żyli tak jak chcą. Ale paradoks polega na tym, że ci których takie życie naprawdę dotyka, robią wszystko by żyć dalej.

Taki menel, żebrak, człowiek któremu się w życiu nie udało. Do tego pijak, bo jak w takiej sytuacji żyć bez alkoholu. I często oszust, który zbiera na "leki". Brudas, śmierdziel, oblech. Grzebie w śmieciach, zbiera pety, śpi na ławce w biały dzień. Wrzód na dupie, pasożyt, bzycząca mucha w zamkniętym pokoju. Po co mu to? On dobrze wie, jak wygląda normalne życie i widzi, jak wyglądają ludzie, którzy go mijają. I kiedy my z zazdrością patrzymy na kolesia parkującego lamborghini, on z zazdrością patrzy na nasze czyste ubrania. Czemu nie położy się na tory? Nie rzuci z mostu? Nikt z nas nie chciałby takiego życia i jednocześnie robiłby wszystko, żeby przeżyć. Dziwne, nie?

A co, gdybyś złamał kręgosłup? Tak w sam raz, żeby do końca życia być przyklejonym do wózka? Ludzie wychodzą z tej traumy, ale wszystkie plany idą w pizdu. Jakieś 70% swojego dotychczasowego życia musisz spisać na straty i te 70% zbudować na nowo. Wszystko zależy od twoich ambicji, od tego co miałeś i czego już nie będziesz mieć. Jacyś ludzie pewnie się od ciebie odwrócą, niewielu przyjdzie, być może nikt. Życie z pilotem w ręku i sikanie bez uczucia, że leci, może być trudne do zaakceptowania. No i spróbuj się do siebie wtedy uśmiechnąć. Bez pomocy specjalisty pewnie się nie da. No i czasu, który zamiast płynąć nagle staje w miejscu. Ci ludzie żyją, widać ich na ulicach. Każdy jeden nie wyobrażał sobie takiego życia i nieraz sięgał po tabletki, ale żyje. Czy chce, czy nie - żyje.

I tak, jak nie wiem jak to jest wkładać łeb do śmietnika i nie czuć, że chce mi się siku, tak nie wiem też jak to jest być zgwałconą kobietą. Ale wiem, że jako mężczyzna też nie chciałbym być tego ofiarą. Podejrzewam, że w człowieku pęka coś, czego nie da się poskładać. Pęka zaufanie do ludzi, do świata, bo wariują ci wszystkie zmysły - każdy męski głos, spojrzenie, zapach, dotyk, zbliżenie budzi traumatyczne skojarzenia. Coś, czego teoretycznie za darmo się nie oddaje, nagle zostaje brutalnie zabrane i nigdy już tego nie odzyskasz. Nie ma gorszej kradzieży niż kradzież człowieczeństwa. Ale i z tym ludzie żyją i będą żyć. Większość będzie.

Jasne, że czasem nie wytrzymują. I takich nawet łatwiej zrozumieć, niż tych którzy mimo wszystko jakoś sobie radzą. Zabijesz się - ludziom będzie przykro, ale nie będą zdziwieni. Powalczysz - będą zdziwieni, ale szczęśliwi. Wiecie, bo niewiarygodne jest to, jak bardzo ludzie chcą żyć wiedząc, że już nigdy nie będą żyli tak jak chcą.

A to są tylko trzy sytuacje, które reprezentują miliony innych. Osobiście nie znam nikogo, kto mógłby mieć podobnie trudny moment w swoim życiu i nie wiem, jakie mógł mieć dylematy. Wiem za to, co go uratowało - zwykły, ludzki i prymitywny instynkt przetrwania.




Czytaj dalej »

9 lip 2013

FLEGMATYKIEM BYĆ, CZYLI SLOW-LIFE PO MOJEMU

0

Niektórzy slow-life mają w genach. Na przykład ja. I nie tyle wiąże się to z flegmatycznym sposobem życia, co bardziej z życiem tu i teraz, bez ustawiania sobie celu za wszelką cenę, ale drogi którą trzeba iść, żeby ten cel osiągnąć. Dla flegmatyka to proste.

Bo to, że w każdym badaniu osobowości wychodzi mi, że jestem flegmatykiem to tylko jedna strona medalu. Można mi zarzucić, że jestem powolny i kiedy inni poświęcają na zjedzenie obiadu 10 minut, ja celebruję go 15. Można mnie besztać za to, że zapominam i zlewam różne sprawy - ale ja je po prostu selekcjonuję i to, co mniej istotne ląduje na końcu listy. Można chcieć mi przywalić, kiedy do wielu rzeczy dochodzę okrężną drogą - ale to moja droga, dla mnie wygodniejsza i bardziej komfortowa.

Nie dość, że tuman to jeszcze egoista 

Raczej facet, który ceni to kim jest, lubi swoją osobowością i żyje z nią w zgodzie. Ja wiem, że życie jest krótkie i trend jest taki, żeby je na maxa wykorzystać. Tyle, że każdy robi to w swoim własnym tempie. Czy ja się męczę sam ze sobą jedząc ten obiad albo robiąc zakupy dwa razy dłużej niż inni? Czy inni się ze mną męczą? Być może. Bywają zdziwieni, nerwowi, poirytowani. Stresują się, cóż - szybciej umrą. A ja? A ja nie. Bo żyję swoim naturalnym tempem. Kto chce przez całe życie biec, żeby wszędzie zdążyć - niech biegnie, a ja sobie zrobię spacer. Kto chce prowadzić życie instant - zalać wrzątkiem, szybko wypić i się nie oparzyć - niech sobie tak żyje. Ja będę gotował rosół na kurze i zjem, kiedy przestanie wrzeć. Powoli.

Masa tu kulinarnych metafor, ale slow-life wywodzi się przecież ze slow-foodu. Ludzie najpierw zaczęli eliminować ze swojego życia śmieciowe jedzenie, a teraz ich oczom ukazuje się piękny widok życia w zwolnionym tempie. I co najciekawsze - obojętnie jaki styl życia przyjmiesz, lista zadań do zrobienia zawsze będzie taka sama. Tyle, że w trybie slow będzie bardziej uporządkowana, posortowana i wyfiltrowana. W trybie fast wszystko musi być zrobione na już, na teraz, na wczoraj, bo świat się zawali.

Musi, ale po co?

Priorytety - to słowo naprawdę coś oznacza i po coś istnieje. Owszem - rzeczy ważnych jest dużo. Ale tych mniej ważnych jest jeszcze więcej. A kompletnych bzdur i głupot jest tyle, że przy nich te wszystkie ważne i mniej ważne leżą i kwiczą.

Niestety czasy są takie, że wszystko dzieje się szybko. Wiadomo - wszystkiemu winny kapitalizm i Zuckerberg. To tempo jest dla nas całkowicie naturalne, bo wymusił je na nas świat, w którym żyjemy. Teraz dzieci się z tym rodzą. My musieliśmy się przyzwyczaić, co - musicie przyznać - poszło gładko i było bezbolesne. I tylko nasi dziadkowie nie mogą pojąć, gdzie się ta młodzież tak ciągle spieszy, gdzie ona tak biega. Po co im to, popatrzyliby jak trawa rośnie.

Chętnie, ale nie o taki slow-life w tych czasach chodzi. My musimy go wpleść w nasze codzienne, zawodowe i rodzinne życie. O studentach nawet nie wspominam, bo ci na zwolnionych obrotach żyją przez całe studia. My - karierowicze, etatowcy, dłużnicy, rodzice, żony, mężowie. To są nasze stanowiska i takie są nasze role. Ponosimy za nie odpowiedzialność i to one są naszymi priorytetami. Musi istnieć między nimi równowaga. I wiecie co? Też nie mam pojęcia jak ją osiągnąć :)


Just slow (your) life.

Wiem tyle, że równowaga nie oznacza pełni sukcesu na każdym polu. Nie dasz rady wszędzie i wszystkim zrobić dobrze. Wszyscy jesteśmy ograniczeni czasowo, fizycznie i psychicznie - jakkolwiek to brzmi. Zresztą - próbując złapać kilka wiewiórek za ogon, możesz przypadkiem nie złapać żadnej. Wiele przeoczysz i wiele cię ominie. Dlatego odpuść sobie. Zwolnij.


Zwolnij, jeśli myślisz i działasz na zwiększonych obrotach. Ale jest naprawdę? Jakim trybem toczy się Twoje życie?

Czytaj dalej »

27 cze 2013

JAK OSZCZĘDZAĆ ŻEBY NIE BOLAŁO ?

0

Kiedyś częściej pytałem wuja Google'a "jak oszczędzać pieniądze". Szczególnie pod koniec miesiąca, kiedy stan mojego konta wskazywał, że trzeba sobie takie pytanie zadać. I tak przewijałem... pierwsza, druga, trzecia strona... Wiecie, że do tej pory w internetach nie ma żadnych sensownych porad na ten temat?

Nie interesują mnie slogany i pseudomądrości w stylu: "stwórz sobie domowy budżet", "nie zaciągaj kredytów", "załóż lokatę" i "wyłączaj prąd". Albo to niepraktyczne, albo oczywiste. A efekt ciągle ten sam - pusto na koncie, pusto w portfelu, pusto w skarpecie.

Bo to jest tak - nawet jak człowiek uciuła trochę kasy i odłoży na bok, to zawsze i znienacka pojawia się tornado, które zmiata te wszystkie oszczędności w kosmos. Tydzień temu rower do serwisu, dwa dni temu auto na warsztat, dzisiaj telewizor poszedł na śmietnik, a jutro wzywa mnie stolica do której też muszę jakoś dojechać. Hmm... dawno mnie ząb nie bolał, ale to też pewnie kwestia czasu.

Wiecie, nie jestem jeszcze bogaty i póki co muszę liczyć ile i na co wydaję. Dlatego jakiś czas temu wziąłem się za siebie i ambitnie zaplanowałem sobie zostać świadomym konsumentem. Oceńcie sami, ale powiem wam, że tych kilka miesięcy testów przyniosło całkiem zgrabną listę zakupowych lifehacków. I teraz - w zależności od wszystkiego i przy dobrych wiatrach daje to jakieś 100-300 złotych w miesiącu. Dużo, mało? Nie wiem. Ale wiem, że lepiej mieć niż nie mieć.

1. Masło vs. margaryna - zauważyliście, że co roku naukowcy twierdzą co innego? Chyba nigdy nie dowiemy się co jest bardziej zdrowe, bo ciągle pojawiają się nowe fakty w sprawie. I póki się nie zdecydują - nie będę przepłacał za masło.

2. Wiecie, że przerzuciłem się na kranówę. Wiecie też, ile kosztuje jedna taka szklanka wody z kranu. No to wiecie, co robić.

3. Soków prawie nie piję, ale zawsze mam w lodówce litrową bulę syropu - leję do szklanki jakiś naparstek i rozcieńczam wodą (kranówką, a jakże). Koszt - jakieś 10 groszy. Maksymalnie.

4. Kasza luzem zamiast kaszy w woreczkach - ta pierwsza zawsze wychodzi taniej, a ty musisz jedynie samemu odmierzyć porcję. Hej, sposób pakowania też ma znaczenie, nie tylko marka.

5. Zresztą - wszystko brane luzem wychodzi taniej. Najlepiej widać to po cukierkach.

6. Mięso w paczkach sprzedawane w marketach jest droższe niż to kupione w mięsnym. Zazwyczaj. Tak samo chleb z piekarni jest tańszy niż ten w markecie. I też zazwyczaj.

7. Masz chęć na colę, widzisz 4 litry w 2-paku, twój mózg daje ci sygnał, że taka kombinacja wychodzi taniej niż gdybyś kupił taką samą ilość w opcji 4x1 litr. A teraz ochłoń. Jak masz ochotę na pół litra, to nie myśl o czterech. To się opłaca, kiedy impreza liczy więcej osób niż ty i twój kot.

8. Robiąc zakupy na głodnego / spragnionego / zmęczonego, spontanicznie wrzucisz do koszyka chipsy / sprite'a / red bulla. Ty nie planowałeś, ale twój organizm zaplanował za ciebie.

9. Biedronka była kiedyś najtańszym dyskontem, ale od jakiegoś czasu stosuje strategię usypiania naszej czujności. Robi też inny myk - rzuca na półkę niby nowy produkt, zwiększa cenę, a jak się wczytasz to okazuje się, że to ciągle ten sam towar tylko w innym opakowaniu.

10. Płacąc gotówką bardziej się kontrolujesz. Bullshit, nie płać papierem jak nie chcesz. Nie wiem kto wymyślił bzdurę, że z uciekającymi banknotami trudniej się pogodzić. Jeśli tankuję na stacji, robię zakupy albo trwałą u fryzjera, to za konkretną kwotę, więc jaka jest różnica czym zapłacę?

11. Lista zakupów nie działa w sklepie - bo kupisz wszystko, co na niej jest i jeszcze coś na górkę. Naszym zwojom mózgowym łatwiej zignorować kartkę papieru niż ulubione piwo w promocji. Zrób sobie listę, ale zostaw ją w domu - w sklepie twój mózg bardziej będzie zajęty przypominaniem sobie, co na niej było niż ogarnianiem promocji.

12. Dobrym pomysłem jest śledzenie eventów miejskich - na takich imprezach często można dostać coś za darmo i nierzadko jest to jedzenie. Tak robią freeganie.

13. Korzystaj z zakupów grupowych, spoko. Tylko pamiętaj że to zakupy grupowe. Nie jesteś żadnym gościem specjalnym. Jesteś w masie, jesteś jednym z wielu, którzy połasili się na tanią rozrywkę. Może być raj, może być gehenna, ale swoje zaoszczędzisz.

14. Lumpeksy, second handy, ciuchlandy... niby wiadomo. Ale pokażcie mi osobę, która idzie tam z przekonaniem, że kupi jedną potrzebną rzecz i trzyma się tego. W takich miejscach ciężko się opanować i zawsze coś wpadnie przy okazji. "Tylko 2 dychy za kilo to co, nie wezne?". A potem leży w szafie, bo do niczego nie pasuje. Nie lepiej kupić jeden droższy sweterek niż kilka tanich? Lepiej. I paradoksalnie - taniej.

15. Palisz fajki? Przerzuć się na e-fajki. Raz, że taniej wychodzi, dwa że to modne ostatnio i trzy - może nawet rzucisz to świństwo.

16. Squashe, jogi, baseny, fitnessy są spoko, ale trzeba za nie płacić. Ten sam efekt osiągniesz przesiadając się na rower. A jak nie masz, to biegaj.

17. A propos roweru -  markety typu Decathlon omijaj szerokim łukiem, bo to tak naprawdę tylko przechowalnia rowerów i nikt się tam na niczym nie zna. Kupisz w miarę tani rower, ale przygotuj się na drogie niespodzianki. Z kolei w dobrym sklepie rowerowym tanich rowerów nie ma. Kupuj w necie, najlepiej na aukcjach, od osoby prywatnej. Często za fajną cenę pozbędzie się roweru tylko dlatego, że właśnie sprząta w garażu.

18. Mi się to wydaje oczywiste, ale jak widzę przed świętami te frajerskie kolejki do rat 0% na telewizor to mi słabo - pożyczkę to się bierze w banku, wypłaca z konta i dopiero idzie na zakupy. W sklepie na raty SIĘ NIE KUPUJE.

19. Też niby oczywiste i była nawet kampania w mediach, ale - znów - nie wszyscy to ogarniają. Kupujcie zamienniki leków. Skład mają identyczny, często są tańsze nawet o połowę, a rzadko który lekarz i rzadko który farmaceuta proponuje taką opcję. Bo koncerny farmaceutyczne dobrze płacą, żeby tego nie robili.

20. Nie kupuj ciętych kwiatów - to drogi biznes i bez przyszłości. Doniczka, trochę ziemi, ziarenko i też się dziewczyna ucieszy. Romantycznie, praktycznie i tanio.

21. Kończy ci się abonament? Nie daj się namówić na przedłużenie. Poczekaj aż umowa ci wygaśnie i podpisz nową. Tak, z tą samą firmą. Najczęściej nowi klienci dostają lepsze warunki.

22. Idziesz na koncert? Nie kupuj biletu od razu. Poczekaj aż w necie pojawią się ogłoszenia o treści "sprzedam bilet". Zawsze się pojawiają, tylko musisz być czujny. A im bliżej koncertu, tym taniej.

23. Nie-uczniom i nie-studentom opłaca się kupić 6 kinder bueno w zamian za 2 bilety do Multikina.

24. W gazetach nie znajdziesz niczego, czego nie ma w necie. A szelest papieru nie powinien być dla ciebie argumentem, jeśli zależy ci na oszczędnościach.

25. Generalnie oszczędzaj prąd, ale nie gaś światła, jeśli wychodzisz z pokoju na mniej niż 6 minut - zmarnujesz więcej energii na ponowne włączenie niż gdyby lampa świeciła cały ten czas. Kiedyś usłyszałem i teraz się dzielę.

Bo wiecie, nie chodzi o to żeby musieć z czegokolwiek rezygnować. Trzeba wiedzieć, gdzie szukać alternatywy.



A wy macie jakieś swoje tajne sposoby na oszczędzanie? Tak na co dzień?

Follow my blog with Bloglovin
Czytaj dalej »

10 cze 2013

SŁUCHAJ LUDZI, ZMIENIAJ BLOGA I ŚWIAT

0

Zmiany są dobre. Zawsze. Bo niezależnie od tego jaki będą miały efekt, to przyniosą doświadczenie. Zresztą efekt jest w dużej mierze zależny od nas samych, bo zmieniać świat można na masę różnych sposobów, trzeba tylko sięgać po odpowiednie klocki. I ważnym, jeśli nie najważniejszym elementem w tej układance są ludzie, którzy nas otaczają.

Początek w takim trochę patetycznym stylu, ale inspiracja do jego spłodzenia banalna - zmiana w layoucie bloga. W podjęciu tej decyzji pomogli mi ludzie, choć wcale tego od nich nie oczekiwałem. Właściwie to wolałbym zostać przy starym wyglądzie, bo jako nowoczesny twórca byłem wobec niego bezkrytyczny. On mi się po prostu podobał, bo był inny niż wszystkie - co jak się za chwilę okazało było jego największą wadą. Poza tym wartością jakiegokolwiek dzieła (tak, ten blog to też dzieło) jest jego treść, a nie forma. Jak żona i kochanka - idealnym byłoby poświęcać tyle samo czasu i miłości jednej i drugiej, ale się nie da :) Dlatego takim generalnym priorytetem jest ta, z którą masz ślub.

Skupiłem się zatem na treści odsyłając nieco na bok wygląd, który żył swoim życiem i w które nie chciałem ingerować. Głównie z braku czasu, bo mimo że lubię mieć ładnie pościelone, to zdecydowanie bardziej wolę się wyspać. Jednak kilkanaście nowo poznanych osób na mediafunLAB uświadomiło mi, że brudna i podarta pościel też świadczy o człowieku i warto ją zmienić. To zmieniłem.

Wygląda na to, że na lepsze - sądząc po Waszych mailach i reakcjach na fejsie. Ale pewnie jeszcze przez długi czas byłbym ślepo zapatrzony w to co stworzyłem, gdyby nie ludzie którzy w sposób zupełnie bezinteresowny (taką mam nadzieję) otworzyli mi oczy. Kilkanaście osób, jedna po drugiej ale niezależnie od siebie, wskazało na te same elementy - przeszkadzające, odwracające uwagę, nie dające się skupić, zbędne i w ogóle WTF. A dla mnie ukochane, bo sam je wszystkie wymyśliłem i byłem z nich dumny. Takie moje dzieci.

Nie wiem czy widzicie już tę puentę, ale ona jest oczywista. Jak ci 10 osób mówi 'zmień, zrób, zostaw, pomyśl' to zmieniaj, rób, zostawiaj i myśl. Po swojemu, ale działaj. Nigdy nie jest tak, że tych dziesięć czy więcej ludzi, chce ci zrobić na złość - w końcu sam sobie ich dobierasz. Poza tym nie wiesz wszystkiego i nie próbuj udawać - to, że jesteś facetem / kobietą nie znaczy, że znasz się na samochodach / gotowaniu. Inni też mają swoje doświadczenia i jeśli chcą się nimi z tobą dzielić, to bierz je w całości. Sam zdecyduj, filtruj i sortuj informacje, ale łykaj wszystkie. Przepuścisz przez sito i masz lepiej w życiu. Niby truizm, ale właśnie sam się na tym złapałem. I znam ludzi, z którymi nie podyskutujesz, bo wydaje im się, że zeżarli cały internet plus to, czego tam nie ma.

Szczerze mówiąc nie wiem jak sens ma takie upieranie się na maxa przy swoim. Ja wiem, że brak empatii i konieczność pokazania siebie jako silnej, mocno indywidualnej jednostki u wielu ludzi jest jedynym słusznym powodem ich egzystencji, ale to słaba motywacja. I to tak słaba, że ja naprawdę wolę pozostać głupi, słuchać ludzi i dzięki nim ulepszać swoje życie. Tak jak ulepszyłem bloga.

///

Dzięki Stay Fly za zapoczątkowanie całego procesu. Dzięki również tym wszystkim, którzy - jak Mariusz Max Kolonko - mówili, jak jest. To było cenne, a efekt widzicie na monitorze :)



A w komentarzach mówimy albo o wyglądzie, albo o wpływie ludzi na zmiany w naszym życiu. Your choice :)

Czytaj dalej »

14 mar 2013

A TY JAK WALCZYSZ Z NIEWIDZIALNYM WROGIEM?

0

No i dorwał się w końcu do mnie jakiś zarazek. Taki typowy co to powoduje bóle głowy, gardła, pleców i takich tam. Dawno nie miałem spadku formy z powodu wirusa, ale dobrze że przypałętał się teraz, a nie w pełni wiosny. I niby wszyscy wiedzą, że nie można tego lekceważyć, a jednak większość dokładnie tak robi. Łyka tabletkę na ból głowy i idzie do roboty. Kiedyś też tak robiłem, ale uznałem, że to słaby ruch.

Profilaktyka jest bez znaczenia. To znaczy wiadomo, że dobrze jest brać jakieś witaminy i jeść owoce, ale i tak prędzej czy później coś cię złapie. Dlatego trzeba wiedzieć jak działać, kiedy intruz już się dostanie do twojego organizmu i zacznie czynić pierwsze szkody. Ja mam trzy takie metody i któraś zawsze zadziała.

Po pierwsze - sen. Przy rytmie 16 h na nogach, w tym 4 dawkach Gripexu raczej ciężko o dobry wynik. Bo albo ci się nie uda i po 2 dniach nie z własnej woli i tak zlądujesz w łóżku, albo ci się uda i objawy całkiem ustąpią. Na chwilę, bo twój organizm nadal nie dostał tego, czego chciał - odpoczynku. Tak czy siak leki są dobre na moment - ogarnij więc tylko te najważniejsze kwestie i sru do łóżka. Nawet, jeśli twoja kobieta miałaby ci potem wypominać jaki słaby jesteś i jak się trzeba z tobą cackać. Trudno - cel uświęca środki.

Po drugie - grzane piwo. Albo wino, a jak czujecie się na siłach to możecie poeksperymentować z innymi alkoholami na gorąco (ponoć wrząca żołądkowa robi dobrze na żołądek... i pewnie stąd jej nazwa). Na wczesny etap przeziębienia wystarczy piwo - przynajmniej dla mnie. Zresztą nie od dziś wiadomo, że dobry browar nie jest zły, bo ma właściwości lecznicze i w przeciwieństwie do różnych innych kolorowych napojów nie znajdziecie tam chemii. A jak rozgrzewaaa...

Po trzecie - białe kuleczki. To moje ostatnie odkrycie. Nigdy nie wierzyłem w homeopatię, ale poniekąd zmusili mnie do tego lekarze w NZOZ-ach, którzy coraz częściej stawiali diagnozy w stylu: "dajemy antybiotyk i zobaczymy co dalej". Z reguły dalej było tylko gorzej, a że dotyczyło to moich córek, to nie mogliśmy dłużej testować ich zdrowia. No bo co za różnica - tu ryzyko, tam ryzyko, ale jak coś nie gra to trzeba szukać alternatywy. I powiem wam, że podziałało. Takie małe kuleczki rozpuszczone w wodzie nie tylko wyleczyły mi dzieciaki, ale dały im odporność jakiej wcześniej nie miały. A to ma tyle wspólnego ze mną, że teraz sam postanowiłem to cudo wypróbować. No i po 2 dniach takiej kuracji, bez żadnego innego wspomagania choćby paracetamolem czy miksturą z cebuli, czuję się lepiej. Po prostu. Placebo to raczej nie jest skoro działa na dzieci, a one przecież nie znają tego zjawiska. Zresztą ja też nie chciałem sobie niczego na siłę udowadniać.

A jak u Was to wygląda z chorobami? Macie jakieś swoje sposoby na przeziębienia? Tylko nie katujcie mnie mieszanką mleka, cebuli i miodu. Pewnie pomaga, ale ja tam wolę swoje kuleczki albo piwo.




Piszcie w komentarzach.

Czytaj dalej »

11 mar 2013

JEST PRACA TYLKO LUDZIOM SIĘ NIE CHCE

0

Weekend to jedyna okazja w tygodniu, żebym mógł sobie przypomnieć jak wygląda dzielnica, w której mieszkam. Rano do roboty, po południu powrót, obiad, dzieciaki, wieczór, późno i spać. A weekendowe zakupy na rynku i w okolicznych budach pozwalają odreagować. I spojrzeć na pewne istotne kwestie społeczne od środka - obserwując ludzi i... witryny sklepowe.

Bo wiecie - idzie człowiek brudną ulicą na targowisko i kogo widzi? Ano margines. Ok, nie tylko, ale na takich ludzi zwraca się uwagę. Od wczesnych godzin rannych stoi ekipa pod sklepem i żłopie kupione nie wiadomo za co wino z butelek PET. Albo szwenda się tu i tam zagadując ludzi po drodze o drobne 'na zupę'. Zawsze tak samo ubrani i tak samo brudni. Biedni ludzie, ja to wiem. Ale jednocześnie skrajnie żałośni.

Bo wystarczyła mi jedna godzina i dwie ulice, żebym zobaczył to:



A gdybym serio szukał jakiejkolwiek pracy, to znalazłbym pewnie jeszcze 2 razy tyle w swoim tylko fyrtlu, nie mówiąc już o zapuszczeniu się dalej w miasto. Ale ludziom się nie chce. Wolą życie za 20 zł dziennie, bo tyle mniej więcej wynika z kwoty zasiłku dla bezrobotnych dzielonego na 30 dni. Do tego jeszcze trochę znajdą, nakradną i ta kwota rośnie pewnie ze dwa razy średnio. Większość idzie na chlanie, bo po jakimś czasie głód już tak nie doskwiera jak brak alkoholu, który dziwnym trafem z roku na roku tanieje, kiedy inne koszty życia rosną. Tak patrząc, to rzeczywiście da się przeżyć nic w życiu nie robiąc i dobrze się bawiąc. Kto by nie chciał.

Wszyscy wiedzą, że 14% bezrobocia to pic na wodę. Gdyby zliczyć tych wszystkich ludzi handlujących na ulicach to problem szacuję na jakieś 7-8%. Leniwe albo nieskuteczne siedem-osiem. Bo jest praca, czego dowodem jest pięć kartek na szybach znalezionych w kwadracie 100 na 100 metrów. Tylko musi się chcieć jaśnie państwu do roboty wziąć. Pewnie, że nie dla wszystkich starczy, ale tą resztę można by wtedy spokojnie uznać za osoby realnie bezrobotne, którym należy się zasiłek i darmowy lekarz. Nikt nie miałby pretensji, a tak permanentnie ktoś bluzga na rząd, że nie tworzy miejsc pracy.

A jedyne na co możemy sobie luźno ponarzekać to fakt, że nie ma żadnej skutecznej metody na eliminowanie cwaniaków żerujących na tej luce w systemie. Nie będzie przecież żaden tajniak chował się całe tygodnie za drzewem, żeby sprawdzić czy jeden z drugim ruszają w ogóle swoje dupy spod sklepu.

Zapytałem się pani w cukierni i w obuwniczym czy ktoś w ogóle zagaduje o tą pracę. Raz do dwóch dziennie. Na setki, a może nawet tysiące ludzi którzy tamtędy przechodzą. Ten margines, który powinien się taką okazją zainteresować - nie to, że widzi ale nie pyta, bo wstyd. On w ogóle takich ogłoszeń nie zauważa, nie szuka ich nawet. Jasne, że i pensja, i prestiż stanowiska nie powalają, ale na to trzeba sobie zapracować. Trzeba zacząć pracować.

Problem nie leży więc ani w systemie ani w tym, że nie ma pracy. To medialna nagonka. Problemem są ludzie. Egoiści, którym się nie chce i wybierają życiową łatwiznę kosztem tych, którzy z ich powodu muszą potem płacić wyższe podatki, żeby takiemu frajerowi zafundować przeszczep wątroby. Albo po prostu darmowy pieniądz od państwa. Żeby go nie suszyło.

Dodaj też coś od siebie - każda myśl się liczy.

Czytaj dalej »

8 mar 2013

KOBIETY - FAJNE MACIE PUPY ALE MY I TAK WOLIMY WASZE OCZY

0

Prędzej czy później rozmowa z kobietą zawsze zejdzie na temat jej kształtów, za dużej wagi, grubych nóg albo wystającego brzucha. I wiecie co, ja nawet myślałem że je rozumiem. Że potrzebują pomarudzić na swój wygląd, bo oczekują że zaraz im zaprzeczysz. Ba, że pójdziesz krok dalej niż beznamiętne 'wcale nie' i wzniesiesz się na wyżyny swojej elokwencji mówiąc 'że wygląda obłędnie i nigdy nie widziałeś bardziej atrakcyjnej laski'. Ewentualnie dziewczyny.

To zawsze wydawało mi się logiczne, bo komplementy to przecież podstawa - nie tylko - kobiecej egzystencji. One nie muszą jeść, nie muszą spać, ale będą żyć dzięki regularnej dawce słów komplementujących ich wygląd. I zanim wszystkie strzelicie na mnie focha to weźcie pod uwagę, że to najnormalniejsza rzecz na świecie! Serio dzieje się tak, że parę komplementów w naszą stronę potrafi skutecznie wstrzymać podstawowe potrzeby fizjologiczne. Ile to razy, kiedy mojego ego zostało czymś zdrowo połechtane, godzinami mogłem nic nie jeść, nie sikać i tylko analizować minuta po minucie sytuację, w której ktoś mnie docenił.

Ale dowiedziałem się ostatnio, że kobiety bardziej od 'wyglądania' dla facetów, cenią wyglądanie dla siebie. To prawda? Bo ja tego nie kupuję. Ok, trzeba się czuć dobrze w swoim ciele, ubraniu i tak dalej, ale lustro nigdy nie powie ci tego, co drugi człowiek. Choćby nawet kłamał. Tak, takie niewinne kłamstewka, które nic nas nie kosztują są bardzo cenne. Wszyscy to wiemy i lubimy.

Dobra. Trochę pokrętnie, ale zmierzam do tego, że żadnego faceta z klasą nie interesują kobiece kształty. A przynajmniej nie są najważniejsze. I żeby nie było - inteligencja też nie, przynajmniej na początku, bo potem to jednak trzeba o czymś gadać.

Ale do rzeczy, bo od początku do końca facet zwraca uwagę na cztery wasze atrybuty:



1. OCZY - muszą być duże. A jeśli nie są, to da się naprawić - kwestia odpowiedniego malowania. Do tego wywinięte do góry i prawie dotykające brwi rzęsy. Tęczówki niekoniecznie muszą być czarne jak u Kubanki, a przy wyrazistych kreskach nawet blado-szare będą się prezentować wybitnie.



2. USTA - niech będą widoczne. Co nie oznacza duże, bo takie w stylu Jackie Stallone nie mają żadnych szans. Barwne, odróżniające się kolorytem od reszty twarzy. Niepopękane i bez zajadów. Lekko błyszczące. Usta są u ludzi tym miejscem, gdzie w ciągu całego naszego życia patrzymy najczęściej - bo albo nie potrafimy inaczej, albo chcemy się całować. I to chodzi - usta idealne to usta do całowania. To jest ta miara.



3. WŁOSY. A raczej fryzura i to nie na zasadzie permanentnej "podcinki". Nieważny kolor, nieważna długość (tak, długie włosy to już nie ten sam fetysz co kiedyś). Nigdy nie dajcie sobie wmówić, że 'zostawmy tak jak jest'. Czupryna musi być dopasowana - do waszej sylwetki, osobowości czy nawet mimiki twarzy, czego niestety nie kuma pierwszy z brzegu fryzjer. A nawet dla bardzo przeciętnej urody idealnie dobrany fryz to gwarancja jakości i w lustrze, i w oczach innych. Nie tylko facetów.



4. UBRANIE. Dobry ubiór to już połowa sukcesu, bo nawet brzydkie dziewczę może być dla nas atrakcyjne, jeśli potrafi założyć na siebie fajny ciuch. Wie, gdzie nie wygląda najlepiej, ale potrafi tą niedoskonałość sprytnie zamaskować. Zwiastuje to bardzo ciekawą osobowość, przy której uroda przestaje odgrywać główną rolę. Za takie akcje zawsze jest duży plus.

Pamiętajcie dziewczyny - żaden tyłek, żadne cycki, żadne nogi. To są naprawdę drugorzędne sprawy i odwracają uwagę od tego, co ważne - od podkreślania waszej kobiecości. Bo samo posiadanie dużej czy małej pupy nie decyduje przecież, która z was jest piękniejsza. Liczą się detale. Takie jak oczy, usta czy ubranie. Elementy, które można ulepszyć, zmienić i dopasować. Dlatego, jeśli ktoś komplementuje wasz wygląd a nie poszczególne części ciała - przyjmijcie to z bananem na twarzy. I przestańcie oglądać się w lustrze z misją poszukiwania milimetra cellulitu. My faceci naprawdę tego nie widzimy.




Dodaj coś od siebie - o tu, niżej.

Czytaj dalej »

30 sty 2013

A TOBIE PO CO TEN STRES?

0

Ja jakoś nigdy nie miałem problemu ze stresem. To znaczy takim, który wiązałby się z tezą, że jeśli coś ma się nie udać, to na pewno tak będzie. To nie ja, nie mój styl.

Nie to, że nie mam stresów w życiu, bo mam je jak każdy. Ale wiem, że dopóki nic nie jest do końca przesądzone, przyklepane, podpisane i powiedziane - sobie skreślcie - wszystko mogę zmienić. Wy też możecie. Tylko musi wam się chcieć. Ale żeby chcieć, to musicie trzeźwo myśleć. Czyli nie panikować jak tylko coś nie idzie zgodnie z planem.

No nie wiem, jak wam pomagają trzy głębokie wdechy albo przysiady to zróbcie je. Dymek nie jest dobrym rozwiązaniem no ale jak już musicie to sobie zapalcie. To nie temat o rzucaniu palenia, więc spoko. Ważne, żebyście przestali widzieć koniec świata.

Jest coś takiego jak lista Holmesa i Rahe'a, która pokazuje czym się najbardziej stresujemy. Chłopaki rozpisali ją na 43 pozycje i liderem w tym rankingu - tu nie ma niespodzianki - jest śmierć współmałżonka. Hm... tu też pominęli związki partnerskie więc ci dwaj to na stówę koledzy Gowina. No ale dobra, ogólnie śmierć i choroby bliskich osób to nie są momenty, w których łatwo stłumić emocje. Ale już cała reszta stresów jest całkowicie do opanowania. Ja wybrałem z tej listy te najbardziej powszechne.

Chcę rozwodu!

Ja wiem, że to może być szok. Tym bardziej, jeśli to nie ty proponujesz rozstanie. Ale słuchaj - to nigdy nie dzieje się nagle. Zawsze są jakieś sygnały, które do ciebie dochodzą, tylko że ty nie potrafisz ich odczytać. Bo niby wiesz, że rozwód może przytrafić się każdemu, ale... na pewno nie tobie! Zmień to myślenie. Nie patrz na swoją drugą połowę jak na potencjalnego uciekiniera, ale weź pod uwagę że ludzie stali się wygodni i szukają najłatwiejszych rozwiązań. Zamiast naprawiać, odchodzą. I niekoniecznie to ty musiałeś coś zepsuć, ona kogoś poznać albo na odwrót. Wypaliło się. Wystarczy ci taka prosta świadomość i stresu masz przynajmniej o połowę mniej.

Pan może pocałować pannę młodą...

To tak dla kontrastu i chyba też dlatego, żebyście wy mi wyjaśnili na czym tu polega stres. Że coś nie wyjdzie? Że ludzie będą gadać? Że sukienka nie taka? Że stypa będzie? Po co wam taka spina. To są dylematy dla tych, co nie mają ważniejszych problemów. Błagam, to jest tylko jeden dzień w życiu i chęć żeby to właśnie ten był najpiękniejszy jest totalnie bez sensu. A co z kolejnymi dniami, latami waszego życia? Skoro ten ma być najcudowniejszy, to reszta jaka ma być? Powiem tak - najpiękniejsze chwile człowiek spędza wtedy, gdy ich nie planuje od A do Z. Można pomóc szczęściu, ale nie można go sobie zaprojektować. So no stress.

Jesteś zwolniony!

No niefajna sprawa, ale powiedzmy sobie szczerze - większość z was nie lubi swojej roboty i trzyma was tam tylko kasa. Fakt, jest lekki stresik, że źródełko właśnie zaczęło wysychać. Ale czy naprawdę chcielibyście tak pracować do końca życia? Nigdy nie marzyliście o byciu niezależną jednostką i uczynieniu ze swojej pasji sposobu na życie? To jest ten moment, w którym wasz (były) pracodawca daje wam tą szansę. Sami byście nigdy nie odeszli, ale od czego jest szef. Nie traktujcie tego jako porażki, nie panikujcie że co z czynszem, co z kredytem, tylko spróbujcie się wreszcie w życiu zrealizować i być z niego zadowolonym.

Musisz odpowiedzieć sobie na jedno zajebiście, ale to zajebiście ważne pytanie. Co lubisz robić? A potem zacznij to robić - Laska z Polski.

Cała reszta rankingu jest mniej lub bardziej dziwna - np. mamy 'pogodzenie się ze skłóconym małżonkiem' przy równoczesnym braku samej kłótni (heh!) Za to wszystkie łączy jedno - że to BZDURY. Stres w pierwszych sekundach jest rzeczą naturalną, bo wywołują go emocje, ale dalej to już czysta psychologia i wasz temperament, którym możecie sterować. 


'Ale ja nie mogę za siebie!'

Nie ma czegoś takiego. Możesz, tylko się uspokój i pomyśl chwilę. Rozpacz jest okej kiedy już naprawdę nie ma szans na żaden zwrot akcji i wasze życie nieodwracalnie zmieni się na gorsze. Żeby sparafrazować - tak, to jest ten moment, w którym wali wam się cały świat i jesteście tego pewni. A nie, że wam się tak tylko wydaje. Jak często macie taką pewność?

Pomyślcie - tak naprawdę nie ma wielu takich sytuacji, a i tak szkoda na nie czasu. Mamy całe życie na to, żeby myśleć pozytywnie i tylko parę chwil, kiedy nasze nerwy są tego warte i nijak nie możemy ich w sobie stłumić. Nie zawracajcie sobie głowy pierdołami, bo dla nich zawsze jest jakaś alternatywa. W każdej sytuacji, tylko musicie chcieć jej poszukać. Pomyślcie, że zawsze może być gorzej - to już jest jakiś sukces. 

Ja wiem, że czasem najprościej jest się załamać i czekać aż ktoś 'życzliwy' łaskawie nam podpowie, co mamy robić. JAK ŻYĆ?! 

No ale ej - komu do cholery powinno najbardziej na naszym życiu zależeć, hę?




Dodaj coś od siebie - zostaw komentarz.

Czytaj dalej »

28 sty 2013

A WIĘC BĘDZIESZ OJCEM... CHODŹ, POGADAMY

0

Kolego facecie,

będę cię tak nazywał bo oboje jedziemy na tym samym wózku. Tyle, że ja mam już dwójkę, a ty dopiero oddałeś ten celny strzał. Za 9 miesięcy twoje życie się zmieni. Nie, nie troszeczkę. Bardzo.

I dlatego z okazji pierwszych urodzin mojej drugiej córki powiem ci, o co w tym wszystkim chodzi. Żebyś się nie pogubił po drodze.

Wyniosłeś z domu tradycyjny podział, że kobieta to dom i dziecko, a facet to praca i sen? Zapomnij. Bo raz, że to niemodne i archaiczne. A dwa, że dziecko ci to w odpowiednim momencie wypomni i nie będzie chciało z tobą gadać. Jego matka też, ale dla przyzwoitości będzie stwarzać pozory.

Będziesz musiał nauczyć się sprzątać, prać, gotować i zabawiać swoje dziecko. Nieważne, że większość prac domowych będzie cię omijać i może raz na miesiąc wrzucisz coś do pralki. Ale musisz wiedzieć jak to się robi, bo w kryzysowych sytuacjach będziesz musiał sobie poradzić.

Pamiętaj - teściowa, babcia, dziadek, ciotka, koleżanka - to nie są argumenty, które pozwolą ci zrzucić z siebie ciężar bycia ojcem. Fajnie, jak pomogą, ale nikt za ciebie dzieciaka nie wychowa. A jak wychowa, to zdziwisz się potem jak bardzo go nie znasz. Nie warto.

Co do teściowej - lubisz ją? Nie ma znaczenia, musicie nadawać na tych samych falach. Nawet nie podejrzewasz jak bardzo uprości ci to życie, szczególnie na początku. A jak będziesz grzeczny, to zdziwisz się w jak wielu sytuacjach stanie po twojej stronie.

A twoja mamusia, to twoja mamusia. Nie twojego dziecka. Nie wykorzystuj jej, ale też nie przeceniaj jej 'złotych' rad. Ty tu rządzisz, ty popełniasz błędy i ty się na nich uczysz. Inaczej nigdy nie będziesz mógł o sobie powiedzieć 'prawdziwy ojciec'.

Chcąc nie chcąc, twoją ulubioną rozrywką będzie oglądanie seriali w telewizji, które będą przerywane już nie tylko przez reklamy, ale częściej przez płacz twojego dziecka. Przyzwyczaj się. Będziesz chciał wyjść - proszę bardzo. Po mleko i pieluchy.

Nie bij ich. Ani swojego dziecka bo ryczy, ani swojej kobiety bo ryczy razem z nim. Nieraz stracisz do nich cierpliwość, ale nie wykorzystuj faktu, że kieruje tobą testosteron. Opanuj się wtedy - wyjdź na fajkę, wyjdź na spacer. Albo pozmywaj - ochłoniesz i jeszcze zrobisz coś pożytecznego.

Nie irytuj się, kiedy nie będziesz mógł poświęcić się swojej pasji tak bardzo, jak kiedyś. Nie bądź też zdziwiony i nie obwiniaj nikogo - to były twoje plemniki i twoja przyjemność. Nie uciekaj, bo i tak nie spędzisz miło czasu mając świadomość, że twoja rodzina okazała się mniej ważna od twojego hobby.

Koledzy też odejdą, nie próbuj ich na siłę zatrzymać. To tzw. kolej rzeczy i tzw. konsekwencje, a nie wina kogokolwiek. A jeśli już to twoja, bo tak jak ci mówiłem - plemniki były twoje. To jest coś za coś i zaakceptuj to, po prostu. Nie opuszczą cię jedynie przyjaciele, ale to się dopiero okaże czy takich miałeś.

Początki są trudne, ale sam zobaczysz jak szybko zmienisz swoje przyzwyczajenia nawet o tym nie myśląc. No dobra, to nie działa tak prosto. Zależy jak bardzo jesteś zaangażowany. Jeśli kochasz swoją kobietę i dziecko, które jest TWOJE i twojej połówki, to już wygrałeś. Reszta tak naprawdę zrobi się sama.

Ale nie spinaj się. Jeśli jeszcze tego nie czujesz, to masz dużo czasu, żeby na nowo ją pokochać - już nie tylko jako obiekt seksualny, ale jako matkę twojego dziecka. Potem z automatu pokochasz to, co z niej wyjdzie.

Szczerze ci mówię, że to jest lepsze wyjście niż rozpamiętywanie swojego dotychczasowego życia. Ono nie wróci tak szybko. Zresztą gwarantuję ci, że to twoje 'fajne' życie było niewiele warte w porównaniu z tym, jakie będziesz mieć za parę miesięcy i parę lat.

Ona już to wie, ty nie musisz. Jesteś tylko facetem, tak jak i ja. Ona nosi w sobie waszego potomka, czego my nigdy, drogi kolego, nie zrozumiemy i nigdy nie będziemy podświadomie tak zżyci, jak matka ze swoim dzieckiem. Ale możemy się starać.

Poczujesz to w momencie, kiedy twoje dziecko nie zważając na porozrzucane na podłodze przeszkody przybiegnie do ciebie, żeby tylko się uściskać. Zobaczysz jak bardzo dziecko może się stęsknić mimo, że przecież widziało cię rano.

Bo pamiętaj, dzieci tęsknią inaczej niż my, dorośli - nie dlatego, że ciągle nas nie ma i czasem jesteśmy, ale dlatego że ciągle jesteśmy i tylko na chwilę nas nie ma. Wyjedziesz na miesiąc w trasę i dziecko będzie mniej tęsknić niż gdybyś codziennie siedział w pracy 8 h i wracał. Pozwól mu poczuć, że jesteś jego 'tatą', a nie tylko 'ojcem'.

To nie jest proste. NIE JEST. Ale byłeś graczem, prawda? Każdy facet grał albo gra. Nieważne w co, bo wszystkie gry mają ten sam wspólny mianownik -  im większy poziom trudności, tym większa satysfakcja z wygranej. Tak, dla nas facetów to jest argument. Ty na swój wyższy level wejdziesz za 9 miesięcy. Ale pamiętaj, że nie ma do niego żadnej solucji i wpisanie kodu też tu nie pomoże.

Co ci doradzić? Kieruj się intuicją, przecież też jakąś masz. I dobrymi radami, choćbyś nawet do tej pory miał we wszystkim rację. Bo tu zaczyna się nowe życie - dosłownie i w przenośni. To tak, jakbyś znów trafił do pierwszej klasy w podstawówce. Jesteś totalnym nieogarem, nie wiesz i nie rozumiesz co się wokół ciebie dzieje, masz wrażenie że nikt cię nie lubi i jedyne na co masz ochotę to wrócić do domu, do miejsca które znasz. Do życia, które znasz.

Doskonale rozumiem twoje obawy i dlatego tu jestem i z tobą gadam. Dobrze, że nie wstydzisz się tego, że się boisz. Normalna sprawa, a ci co tego nie czują - kłamią. Albo po prostu nie nadają się do tej roli. A ty wyznacz sobie cel - w końcu jesteś facetem, a my zawsze musimy mieć jakiś cel. Załóż sobie, że będziesz najlepszym ojcem. TATĄ. Brzmi, co nie? I jeśli o tym nie zapomnisz, to przejdziesz ten level bez straty życia.

A pamiętasz, że na końcu każdego levelu czeka nagroda, jakiś bonus? Wiem, każdego faceta to przekonuje. No to do dzieła!



Dodaj coś od siebie - zostaw komentarz.

Czytaj dalej »

17 sty 2013

DZIECIŃSTWO TRWA ZALEDWIE PARĘ CHWIL

0

Są rzeczy i zdarzenia, których w życiu żałujemy. Bo mogliśmy coś zrobić lepiej, bo ten czas mogliśmy wykorzystać inaczej. Ale nie dzieciństwo.

Żyliśmy, jak chcieliśmy, ograniczeni jedynie stanowczym 'nie!' naszych rodziców. Czy ktokolwiek ma im to teraz za złe? Czy ktokolwiek z nas żałuje tego, gdzie był i co robił gdy miał 10 lat? Czy ktokolwiek patrzył wtedy na zegarek? Czy ktokolwiek z nas zdawał sobie wtedy sprawę, że dla dorosłych dzieciństwo to tylko krótka chwila, która nie wróci?

Pamiętacie te czasy, gdy...

...z każdego osiedlowego okna docierało do nas krótkie i głośne: 'Obiad!' ? A my byliśmy źli, bo inne dzieciaki zostawały, wracaliśmy, a ich już nie było?

...dostawaliśmy złotówkę na loda i kupowaliśmy za to dwa małe, że to niby więcej?

...braliśmy te lody do ust i nikomu się to z niczym nie kojarzyło?

...zazdrościliśmy innym dzieciakom bmx-ów, MTV i tego, że oni mogą więcej?

...zasypialiśmy w dziwnych miejscach a budziliśmy się zawsze we własnym łóżku?

...rodzice brali nas na zakupy w piękny, słoneczny dzień?

...wakacje w końcu zaczynały się dłużyć?

...trójka w dzienniku była porażką?

...W-F był lekcją, na którą wszyscy czekali?

...braliśmy po 2 cukierki, bo kolega miał urodziny? I próbowaliśmy wyciągnąć trzeciego?

...największym obciachem w szkole było siedzenie w jednej ławce z dziewczyną?

...dyskoteki, na których tańczyliśmy tylko 'wolne' i 'po ciemku', a na drugi dzień nikt się do nikogo nie przyznawał?

...do końca nie wiedzieliśmy, co dostaniemy na urodziny?

...nie było komórek i zawsze wiedzieliśmy, gdzie są i co robią nasi koledzy?

...nie było YouTube i 'Tsubasę' albo 'Czarodziejkę z księżyca' nagrywaliśmy na kasety?

...we wtorki leciał Tik-Tak, a w niedziele Teleranek?

...nie było Facebooka i chodziliśmy do swoich domów?

...małe pieski i kotki były fajne, a duże już nie?

...jeździliśmy do rodziny na wieś i śmierdziało gnojem?

...im więcej brudu, smrodu i siniaków, tym lepsza była zabawa?

...zdjęć można było zrobić 24 lub 36 i każde musiało być wyjątkowe?

...co niedzielę dostawaliśmy opierdziel od kościelnego, że 'przecież jesteśmy w kościele!!' ?

...idąc chodnikiem nie mogliśmy nadepnąć na żadną 'linię'?

...na koloniach początki były do bani, a potem płakaliśmy, ze to już koniec?

...5 zł kieszonkowego starczało nam na cały tydzień?

...chciałaś być duża, dorosła i malować paznokcie?

...chciałeś być duży, dorosły i mieć wąsy?

W dużym skrócie to nawet 10 lat naszego życia. I tylko żal, że na nasze dzieci czeka już inne dzieciństwo, które nie pozwoli nam, dorosłym, przeżyć swojego jeszcze raz.



Dodaj coś od siebie - zostaw komentarz!
Czytaj dalej »

30 gru 2012

9 KATEGORII - 9 PRZEPOWIEDNI

0

Mam na blogu 9 kategorii. Każda w mniejszym lub większym stopniu jest mi bliska i staram się pod każdą z nich coś umieścić. Ale nie zawsze się udaje. Tym wpisem chcę to hurtowo nadrobić, bo notka będzie się tyczyć wszystkich naraz. Użyję więc swojej wiedzy, inteligiencji i daru przewidywania pogody po kolorze nieba do oceny, co nas czeka w 2013 idąc tropem tych dziewięciu słów.


No nie będę oryginalny - w 2013 wszyscy dostaniemy po dupie. I po kieszeni też. Drożeć będzie wszystko i wszyscy, i za chwilę zmusi to nas do poszukania alternatywy nawet dla Biedronki i pana Mietka co nam zawsze spłuczkę naprawia. Pensje przecież nikomu nie urosną o więcej niż symboliczny wskaźnik inflacji, a i tak powinniśmy się cieszyć, gdyby nawet zmalały. Zapowiada się też, że jeszcze przez pół roku będziemy walczyć o swój kawałek tortu z UE i zanim znowu nastąpi boom na zatrudnianie tymczasowych pracowników do obsługi projektów, minie kolejne 6 miesięcy. Razem rok. I do tego zlikwidują nam nasze ukochane umowy śmieciowe. Co nam pozostanie? Może nadzieja, że jakiś nowy kraj otworzy swój rynek dla pracowników ze wschodu?
Nie. Znajdźmy lepiej swoje nisze i twórzmy własne projekty. Nic tak dobrze nie uchroni nas przed kryzysem jak to, że sami możemy na niego wpłynąć.


2013 to będzie rok próby powtórzenia sukcesu Gangnam Style. Mówcie, co chcecie, ale każdy kto nie chciałby żeby jego performance zdobył miliard odsłon na YouTube, kłamie wam prosto w twarz. Wątpliwa jest jedynie wartość kulturalna tego typu show, ale mimo wszystko jest to jakaś muzyka, jakiś taniec i przede wszystkim pan PSY wyśmiewa samych Koreańczyków, może nawet samego siebie, więc jest karykatura. Inaczej niż chłopaki z Weekendu, którzy swoje "laj la laj" robią na poważnie i też mają miliony fanów. Dali nam drugą "Szaloną" i dlatego dzięki całej masie ja-też-tak-mogę pseudonaśladowców w 2013 polskie disco-polo znów ożyje.


Wszystko się może zdarzyć, bo lajfstajl to worek bez dna. Przerzucimy się z laptopów na tablety, smartfonami będziemy płacić na zakupach i otwierać nimi samochody, faceci będą się ubierać coraz bardziej kobieco, kobiety na potęgę będą zakładać second-handy, blogosfera jako sposób na życie dalej będzie się rozwijać, całe rodziny będą podróżować stopem po Europie bo taniej, ludzie nadal będą głosić, że 'eco' jest fajne i nadal będą marnować jedzenie, a Facebook wprowadzi opłaty za nasze profile. Możliwości są wielkie i nieograniczone.


Rydzyk wejdzie na multipleks, to pewne. Ale nie takie straszne, bo przecież nikt nie każe nam go oglądać. Prasa papierowa jeszcze się nie skończy, ale kto pierwszy zaadaptuje swoją gazetę na tablet albo smartfon tak, że będzie chciało się ją czytać, ten wyznaczy trend i dalej pójdzie lawiną z górki. TVP dalszym szantażem będzie zwiększać wpływy z abonamentu, bo widzi że to działa. Tylko nadal nikt nie będzie jej oglądał. Zmieni się też podejście  wszystkich mediów tradycyjnych do blogosfery, nie wiadomo tylko w którą stronę - zależy, ile nowych afer uda nam się spłodzić.

#Moje życie

A w moim życiu będzie się działo to, co sobie zaplanuję. Będę pisał, bo tematów mam na lata. W sumie to one nigdy się nie skończą. Wyjadę w końcu na jakiś porządny urlop z rodziną dalej niż na drugi koniec miasta. Zarobię tyle, żeby móc wreszcie prywatnie chodzić do każdego lekarza, a nie tylko do dentysty. I kupić dom nad jeziorem, z dwoma toaletami. Na pewno nie zrobię sobie trzeciego dziecka, bo facet wcale nie musi mieć syna. Ale dobra, z takimi planami to akurat różnie bywa. Najważniejsze, żeby zdrowym być :P


No cóż, powstaną kolejne centra handlowe obok tych, co już stoją. Przecież mamy tyle pieniędzy i przecież ciągle za mało jest ZAR i HaeM'ów. Szkoda, ze padnie sporo mniejszych kafejek, które mają klimat, ale się nie zmieniają i nie trafiają w gusta młodego pokolenia. Już nie żądam tabletu na każdym stoliku, ale permanentny brak WI-FI? Rozwiną się za to hostele, bo w lato 2013 czeka nas ponowny najazd Irlandczyków zakochanych w naszym kraju po Euro. A 'my place' to oczywiście Oasis of the Seas. I Starbucks, bo on na internecie nie żałuje.


W 2013 będą królować second-shopy. Będziemy tam kupować ubrania, buty, garnki, rowery, komputery, wszystko. Fanatycy będą kupować gadżety. Nowe, bo to geeki. A latający Michał Wiśniewski swoim "W NISKICH CENACH!" nie da rady dźwignąć pałętającego się w ogonie stawki Avansu. No i twardo będziemy kupować na Allegro, które po pierwsze od nowego roku wprowadza nowy image i niby ma być fajniej, a po drugie konkurencja niestety raczej mu nie grozi. Osobiście czekam też na upadek wszystkich firm wciskających pościele z merynosów. Ale to chyba nie za mojego żywota...


No chyba będziemy się integrować, co nie? Wszelkie kryzysy zawsze temu sprzyjały, więc razem będziemy protestować przeciwko cięciom, podatkom, podwyżkom biletów, tablicy z długiem publicznym i ministrowi zdrowia. Blogerzy też będą się łączyć w różne wielokąty dzięki Ilonie z Blogostrefy, która stara się nas wszystkich do siebie zbliżać i nie puszczać. A tak poza tym, ci co nie chcą pracować nadal będą żebrać o zasiłki, ci co chcą pić to nawet w Wałbrzychu się napiją, a ci co jeżdżą bez biletu nadal będą tak jeździć albo przesiądą się na rower. Albo skuter - polecam.

#Sport

Polska wygra z Anglią na Wembley trzy do zera po golach strzelonych ręką. Jak rewanż to za wszystko. Kubica znowu wpadnie w jakąś barierkę i wróci do gokartów. Dobra, na bok te nieśmieszne żarty. Łatwo przewidzieć, że raczej wszystko zostanie po staremu, bo nie ma żadnej globalnej imprezy, która mogłaby cokolwiek zmienić. W boksie znowu wygra Kliczko (nieważne który), a brzydki Messi tradycyjnie pokona pięknego Ronaldo. Za to tenis zdominuje Janowicz na spółę z Radwańską, a Krzysiek Hołowczyc w końcu nie zakopie się w piachu i wygra ten Dakar.

No i kto się nie zgodzi? Za rok zrobię podsumowanie. Liczę na 95 procent trafionych strzałów.

Ale jak utrafię jeden, to też będzie dobrze.

PS.
W międzyczasie zmieniłem nazwy kategorii i nie wszystkie działają. Ale na początku 2014 i tak podsumuję czy to, co mi się wtedy wydawało rzeczywiście się wydarzyło :)



Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!

Czytaj dalej »

8 gru 2012

DASZ CZY NIE DASZ - DOCZYTAJ DO KOŃCA. TO WAŻNE

0

Ja nie rozumiem tych wszystkich akcji ze zbieraniem pieniędzy. Co chwilę jakaś Szlachetna Paczka albo inny Czad. Jestem Polakiem, biednym Polakiem i nie stać mnie na takie pomaganie. Mam rodzinę na utrzymaniu, do cholery. Niemałą rodzinę. Robię na dwie zmiany, żeby było co do gara włożyć, żona z dzieciakami siedzi, czasem gdzieś pójdzie dorobić, ale i tak zalegamy z gazem za ostatni miesiąc. Nam też się należy pomoc, ale za bogaty chyba jestem, bo żadnej opiece społecznej nie podlegam. No mam duży dom, mam auto, mam dwa telewizory na chacie, ale przecież gdzieś muszę mieszkać, czymś do roboty dojeżdżać i czasem mecz obejrzeć. W najtańszym markecie robię zakupy, żeby się mi się budżet domknął. A ci jeszcze pieniądze chcą ode mnie wyciągać, dają zdjęcia chudych małych murzynków i myślą, że da się mnie tak podejść. Wiem, że ci ludzie mają biedę i to gorszą niż my tutaj, ale nic nie poradzę, że ja jestem tu, a oni tam. Moje 20 zł w skali ich problemu to kropla w morzu, a ja tu muszę mieć na paliwo, żeby mnie z pracy nie wyrzucili, jak się spóźnię. Ci co mają, niech dają nawet i dwa tysiące. Sorry, ja nie dam rady. Solidaryzuję się z nimi, ja bym nie chciał tak żyć, ale wiem że moje marne parę złotych tu i tak nie pomoże, a mi może uratować byt do pierwszego.

Prawda, że kolega ostro pojechał? Taką sobie ucięliśmy dzisiaj pogawędkę o pomaganiu innym. W jednym momencie przestał być kolegą, a został zwykłym dupkiem. Jednym z niewielu jakich znam i niestety jednym z wielu, którzy myślą podobnie.

A może miał zły humor? Żona od niego uciekła? W sumie to akurat nie byłoby dziwne, ale nie usprawiedliwia go nic. Jest dupkiem. Na tacę co tydzień rzuca parę monet, a na głodujące dzieciaki mu szkoda.

Wy bądźcie inni. Normalni. Kupcie prezent dla swojego chłopaka / dziewczyny o 20 zł tańszy i zróbcie coś dla świata. Nie ważne czy dla Afryki, czy dla wielodzietnej rodziny ze slumsów waszego miasta. Nie ubędzie od tego ani biednych, ani głodujących, ale przybędzie im przynajmniej jeden bardziej radosny dzień w ich życiu. Albo jeden dodatkowy dzień życia, bo ktoś dostanie szklankę wody.

Mnie to rusza, więc ja kupiłem Loko. To taka fajna, śmieszna i bardzo na czasie bajka dla dzieci (dla dorosłych też, bo mi bardzo przypadła do gustu) w formie audiobooka nagranego przez kilka blogerskich sław m.in. narratorkę Dorotę Kamińską (też się zakochacie w tym głosie), marionetkę Kominka (a jakżeby inaczej), ojca dyrektora Maćka Budzicha ("zmarionetkowali" biedaka na koniec, ale zasłużył) i parę jeszcze innych osobowości polskiej blogosfery. 

Oni zrobili to charytatywnie, a Wy możecie się do tego włączyć po prostu ją kupując. Są 3 opcje cenowe do wyboru, ale więcej dowiecie się na stronce projektu. Mam nadzieję, że to nie ostatnia taka inicjatywa i że za jakiś czas i ja się udzielę. Szkolny teatrzyk zaliczyłem, więc doświadczenie mam. A aktorstwa się nie zapomina ;)



Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!

Czytaj dalej »
- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf