8 mar 2013

KOBIETY - FAJNE MACIE PUPY ALE MY I TAK WOLIMY WASZE OCZY

0

Prędzej czy później rozmowa z kobietą zawsze zejdzie na temat jej kształtów, za dużej wagi, grubych nóg albo wystającego brzucha. I wiecie co, ja nawet myślałem że je rozumiem. Że potrzebują pomarudzić na swój wygląd, bo oczekują że zaraz im zaprzeczysz. Ba, że pójdziesz krok dalej niż beznamiętne 'wcale nie' i wzniesiesz się na wyżyny swojej elokwencji mówiąc 'że wygląda obłędnie i nigdy nie widziałeś bardziej atrakcyjnej laski'. Ewentualnie dziewczyny.

To zawsze wydawało mi się logiczne, bo komplementy to przecież podstawa - nie tylko - kobiecej egzystencji. One nie muszą jeść, nie muszą spać, ale będą żyć dzięki regularnej dawce słów komplementujących ich wygląd. I zanim wszystkie strzelicie na mnie focha to weźcie pod uwagę, że to najnormalniejsza rzecz na świecie! Serio dzieje się tak, że parę komplementów w naszą stronę potrafi skutecznie wstrzymać podstawowe potrzeby fizjologiczne. Ile to razy, kiedy mojego ego zostało czymś zdrowo połechtane, godzinami mogłem nic nie jeść, nie sikać i tylko analizować minuta po minucie sytuację, w której ktoś mnie docenił.

Ale dowiedziałem się ostatnio, że kobiety bardziej od 'wyglądania' dla facetów, cenią wyglądanie dla siebie. To prawda? Bo ja tego nie kupuję. Ok, trzeba się czuć dobrze w swoim ciele, ubraniu i tak dalej, ale lustro nigdy nie powie ci tego, co drugi człowiek. Choćby nawet kłamał. Tak, takie niewinne kłamstewka, które nic nas nie kosztują są bardzo cenne. Wszyscy to wiemy i lubimy.

Dobra. Trochę pokrętnie, ale zmierzam do tego, że żadnego faceta z klasą nie interesują kobiece kształty. A przynajmniej nie są najważniejsze. I żeby nie było - inteligencja też nie, przynajmniej na początku, bo potem to jednak trzeba o czymś gadać.

Ale do rzeczy, bo od początku do końca facet zwraca uwagę na cztery wasze atrybuty:



1. OCZY - muszą być duże. A jeśli nie są, to da się naprawić - kwestia odpowiedniego malowania. Do tego wywinięte do góry i prawie dotykające brwi rzęsy. Tęczówki niekoniecznie muszą być czarne jak u Kubanki, a przy wyrazistych kreskach nawet blado-szare będą się prezentować wybitnie.



2. USTA - niech będą widoczne. Co nie oznacza duże, bo takie w stylu Jackie Stallone nie mają żadnych szans. Barwne, odróżniające się kolorytem od reszty twarzy. Niepopękane i bez zajadów. Lekko błyszczące. Usta są u ludzi tym miejscem, gdzie w ciągu całego naszego życia patrzymy najczęściej - bo albo nie potrafimy inaczej, albo chcemy się całować. I to chodzi - usta idealne to usta do całowania. To jest ta miara.



3. WŁOSY. A raczej fryzura i to nie na zasadzie permanentnej "podcinki". Nieważny kolor, nieważna długość (tak, długie włosy to już nie ten sam fetysz co kiedyś). Nigdy nie dajcie sobie wmówić, że 'zostawmy tak jak jest'. Czupryna musi być dopasowana - do waszej sylwetki, osobowości czy nawet mimiki twarzy, czego niestety nie kuma pierwszy z brzegu fryzjer. A nawet dla bardzo przeciętnej urody idealnie dobrany fryz to gwarancja jakości i w lustrze, i w oczach innych. Nie tylko facetów.



4. UBRANIE. Dobry ubiór to już połowa sukcesu, bo nawet brzydkie dziewczę może być dla nas atrakcyjne, jeśli potrafi założyć na siebie fajny ciuch. Wie, gdzie nie wygląda najlepiej, ale potrafi tą niedoskonałość sprytnie zamaskować. Zwiastuje to bardzo ciekawą osobowość, przy której uroda przestaje odgrywać główną rolę. Za takie akcje zawsze jest duży plus.

Pamiętajcie dziewczyny - żaden tyłek, żadne cycki, żadne nogi. To są naprawdę drugorzędne sprawy i odwracają uwagę od tego, co ważne - od podkreślania waszej kobiecości. Bo samo posiadanie dużej czy małej pupy nie decyduje przecież, która z was jest piękniejsza. Liczą się detale. Takie jak oczy, usta czy ubranie. Elementy, które można ulepszyć, zmienić i dopasować. Dlatego, jeśli ktoś komplementuje wasz wygląd a nie poszczególne części ciała - przyjmijcie to z bananem na twarzy. I przestańcie oglądać się w lustrze z misją poszukiwania milimetra cellulitu. My faceci naprawdę tego nie widzimy.




Dodaj coś od siebie - o tu, niżej.

Czytaj dalej »

3 sty 2013

PRAWDZIWY FRYZJER CZYTA NAM W MYŚLACH

0

Kiedyś też chodziłem do sieciówek. Kiedyś też było mi obojętne czy to jakieś Beverly Hills, Glamour czy inne Beauty Hair. Kiedyś ten, kto mnie strzygł musiał mieć po prostu ładną fryzurę, bo to oznaczało, że coś umie i ja też zaraz będę tak wyglądał. Kiedyś częściej bywałem w CH i przechodząc obok takiego salonu myślałem sobie: "A wstąpię. Co będę dwa razy łaził".

To trwało bardzo długo, właściwie od zawsze. Co 2-3 miesiące moją głową zajmował się ktoś inny, bo nigdy nie wracałem do poprzedniego. Bo zawsze źle się do roboty zabierał i źle kończył. Widziałem po jego twarzy, że nie rozumie, co do niego rozmawiam i co chcę, żeby znalazło się na mojej głowie. I tak też kończył, zawsze coś było do poprawy. Tylko nie zawsze chciał poprawiać. Na moje "tu proszę jeszcze trochę przyciąć" często słyszałem "nie, tu nie można, bo jak tu skrócę, to będę musiał jeszcze tu, tu, tu i tu i w końcu będzie pan łysy". Nie wiem, nie znam się, ale skoro się nie da, to znaczy, że to on się źle do moich włosów zabrał. I dlatego nigdy nie wracałem.

Bo to nic prostego przyciąć nawet tylko końcówki. Dla mnie, amatora. Ale dla kogoś, kto określa się mianem profesjonalisty wymagam, żeby umiał mnie ostrzyc tak, jak chcę. Żeby miał wyobraźnię, żeby widział to, co ja widzę i żeby zrozumiał, że jak mu pokazuję w gazecie Brada Pitta, to znaczy że nie chcę wyglądać jak Piotr Rubik.

Oni wszyscy tam naprawdę pięknie pachną i wyglądają. Świetne fryzury, modne koszule, spodnie slim fit i trampeczki kolorowe. Do nich chce się chodzić, chce się ich wąchać, chce się czuć ich palce we włosach i na karku. Ale nie chce się wracać. Ich twarze się nie śmieją, nic nie mówią, nie wyrażają żadnych emocji! Biorą cię na krzesło jak na stół operacyjny, chwytają nożyce i niczym chirurg z zimną krwią wycinają ci włosy. Wykonują robotę, biorą kasę i idą do domu. Kolejna głowa ogolona.

Fryzjer nie może być rzemieślnikiem. Nie przychodzę z dziurawym butem jak do szewca. To sztuka zrozumieć czego chce klient i sztuka zrobić mu fryzurę jego marzeń. Dlatego fryzjer to artysta, mój włos to jego materiał i niech tworzy dzieło. A nie traktuje jak zło konieczne i łatwy zarobek. Jak idę do spożywczego i od progu wita mnie zafochana i "mam-cie-w-dupie" obsługa, to raczej tam nie wracam. Do fryzjera w takim wydaniu też nie.

Trochę mi zajęło dojście do takich wniosków, ale skończyłem z tym. Już jakiś czas temu. Ale im dłużej nie odwiedzam przypadkowych fryzjerów, tym bardziej doceniam tego, który wie, jak mnie ostrzyc. Fryzjerkę Maję. Kobietę w średnim wieku, nie mającej ani urody, ani figury modelki, ubierającej się 'jakoś' na czarno-szaro, bez szałowej ani modnej fryzury. Ale to ona pierwsza przeczytała moje myśli i strzyże dokładnie tak, jak chcę. Nie muszę jej co 3 miesiące przypominać, co ma robić. Ona to wie. I zawsze się uśmiecha. A do tego i nożyczki, i grzebień i nawet zwykłą maszynkę trzyma z gracją.

Szukałem długo i daleko. Znalazłem dwie kamienice dalej.

Dzisiaj też jej się udało. To jest FRYZJER.



Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!

Czytaj dalej »
- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf