7 lis 2013

NAWET JEZUS PIŁ

0

Czy picie alkoholu niesie za sobą jakieś negatywne skutki? No tak, dla tych co go nadużywają. A pozytywne? Też, badania jednoznacznie to potwierdzają. Wniosek? Pij mało, będziesz zdrowszy. Ale pij!

Naukowcy wymyślili sobie taką zasadę, że za zdrową, dzienną dawkę alkoholu dla faceta uważa się 720 ml piwa (aż półtora kufelka!), 240 ml wina (z dwa i pół kieliszka będzie) albo 74 ml wódki (czyli w przybliżeniu setka :P). Kobieta może wypić dwa razy mniej i to jest moment, kiedy rzeczywiście macie gorzej. Tak wynika z badań, nic nie ściemniam.
Piwo dobrze robi na nerki i to też jest fakt. Podobnie jak wódeczka na serducho i białe wino na płuca. >>Hej, nie bez powodu wraz ze wzrostem spożycia alkoholu (które przecież co roku rośnie, zmieniają się jedynie preferencje), wzrasta średnia długość naszego życia. No takie są fakty :)

Btw. Ciekawym gatunkiem są studenci, bo oni dopiero na studiach tak naprawdę zaczynają swoją przygodę. Przeciętna studencka logika opiera się na założeniu:

"Nieee...w tygodniu nie piję, wiesz, projekty, zaliczenia... Ale w weekend tak się sponiewieram, że do przyszłego będę trzeźwiał"

No nie, bo - tu nuda - naukowcy już dawno udowodnili, że nie ilość ma się zgadzać, tylko częstotliwość picia. To jak z jedzeniem, ze wszystkim w zasadzie - lepiej mniej i częściej, niż... wiadomo. No ale studentowi nie wytłumaczysz, to jest taki gatunek po prostu. Zresztą, póki jest młody i zdrowy, to co ma robić? Ograniczać się będzie na starość, kiedy ta zdrowa dawka rzeczywiście ma jakieś znaczenie.

Tym tekstem chcę trochę uciszyć ludzi (w tym moją mamę), która w alkoholu widzi samo zło. Poniekąd, albo w stu procentach, jej postawa spowodowana jest postawą mojego ojca, który zdrowych dawek nigdy nie spożywał. To znaczy tygodniową dawkę wlewał w siebie na jedno posiedzenie i tak przez 7 dni. On przegiął, wielu ludzi przegina, ale hej - nie dajmy się mierzyć ich miarą.

Alkohol przejmuje nad tobą władzę...

... jeśli ty sam/sama mu na to pozwolisz. Wniosek jest prosty - nie pozwalaj. Pozwolisz - jesteś słaby, a słabych ludzi się nie szanuje. Dlatego ja w to nie wchodzę.

Poza tym chcę dożyć 125 lat, bo ubzdurałem sobie, że fajnie będzie żyć na przełomie trzech wieków. I opowiadać pra-pra-prawnukom, że kiedyś to się całe dnie na fejsie siedziało, a nie latało na Marsa w te i z powrotem. A żeby tego dokonać, to - tadam - muszę pić. Tak, jak naukowcy każą. Bo oprócz tego, że wiedzą ile powinienem w siebie wlać, to wiedzą też, że całkowita abstynencja szybciej doprowadzi mnie do zgonu niż to półtora piwka dziennie. No takie są fakty.

Nie wiem tylko, jak to się ma do ludzi, którzy wyszli z alkoholizmu. W sensie nadal są alkoholikami, ale nie piją, żeby znowu nie wpaść. Podejrzewam, że nawet ta zdrowa dawka mogłaby im zaszkodzić, bo zwyczajnie spieprzyli sprawę, jak byli młodzi. 

Nie szanowali wątroby, to mają.

Nie winiłbym ich jednak do końca, bo niby skąd mieli wiedzieć, jak pić, by być zdrowym. Lansuje się teorię, że "alkohol szkodzi zdrowiu", robi się kampanie społeczne, rozwiesza plakaty z martwą wątrobą albo pobitym dzieckiem i nikt nie wie, że można inaczej. Że można pić dla zdrowia. Ja zawsze jestem zdania, że ludzi trzeba traktować po ludzku, jak istoty myślące i nie zakładać, że jak im pozwolę na jedno, to wybombią czteropak.

Zresztą, tym pijącym na umór i tak żadna kampania nie pomoże, dlatego nie informując o pozytywnych skutkach picia alkoholu, sami sobie robimy kuku. Ja piję jedno dziennie, nie mam parcia na więcej i... to źle, bo piję o pół litra za mało, jak się okazuje. Ale!

Dla facetów ta zdrowa dawka jest najbardziej zdrowa po 34 roku życia, więc mam jeszcze trochę czasu. Dziewczyny - wy znów macie gorzej, bo u was alkohol najlepiej działa po 50-tce. Totalna dyskryminacja w przyrodzie, ja wiem. No, ale takie są fakty.


Czytaj dalej »

5 lis 2013

6 POWODÓW, DLA KTÓRYCH FACET NIE POWINIEN SPRZĄTAĆ

0

Jezuuu, gdyby nie to zdjęcie, nie byłoby tego wpisu. Serio, zakochałem się i ta focia ląduje u mnie na ścianie. W pokoju, w rozmiarze 3x2. Metry. Ta napięta łydka, ta bosa stopa (fetysz!), te odległości między paluszkami, ta pięta ku górze, ta prowokacyjnie wypięta pupa, te 90 stopni miedzy udem a linią ciała...Uff, gorąco tu jakoś...

Dobra, cicho, żona idzie.

Ja sprzątam. Ale nie robię tego, bo zawsze chciałem być sprzątaczką (szowinizm zawsze w modzie, heh) tylko z poczucia obowiązku. Bo nie mieszkam sam, mam rodzinę, dzieci, czasem znajomi przychodzą i te sprawy. No wypada czasem podnieść deskę od kibla i umyć ją pod spodem (większość facetów tego nie wie, ale ona z czasem robi się żółta...) i tak po ludzku pomóc tej biednej kobiecie.

Co nie znaczy, że gdybym dostał wybór "odpocznij/posprzątaj", sięgnąłbym po odkurzacz. No nie, aż tak to ja jeszcze nie zniewieściałem i jak każdy prawdziwy facet w dłoni wolę trzymać piwo niż miotłę. Co też nie znaczy, że kobieta woli odwrotnie, ale akurat z miotłą wygląda całkiem sexy. Nie żeby to był jakiś sensowny argument za tym, żeby to jednak ona sprzątała, ale nie zaszkodzi spróbować:

Kochanie - do twarzy ci z tą miotłą... szmatą...

Dobra, nie brnij. Szanse masz 50 na 50. Może ci nią przywali, może użyje zgodnie z przeznaczeniem. To kobieta, nigdy nie wiesz. Ale zanim to - przeczytaj, dlaczego facet niekoniecznie powinien brać się za sprzątanie czegokolwiek. Chyba, że chce, ale nasze chęci wcale nie wróżą sukcesu. Ehm... to dlaczego?

1. Bo skoro ja mogę umyć naczynia, podłogę, okna, odkurzyć, wstawić pranie, wywiesić je i wyprasować, to mogę wymagać, żeby ona zatankowała paliwo, zmieniła koło, naprawiła spłuczkę w kiblu, przywierciła półkę do ściany i wniosła baniak wody na trzecie piętro. Albo cztery baniaki, bo ja tyle wnoszę. Hmm... to jest chyba ten moment, w którym magiczne słowo "równouprawnienie" przestaje działać.

2. Bo nam szkoda na to czasu. A jak szkoda czasu, to trzeba to jak najszybciej skończyć. Jak najszybciej, czyli tak, żeby wyglądało na sprzątnięte. Wyglądało, czyli nie licz na to, że odsunę kanapę.

3. Bo nie da się wysprzątać tak, żeby za 15 minut znowu nie było nabrudzone. Sprzątanie mieszkania, to jak mycie samochodu zimą - bez sensu. Ogarnąć - jak najbardziej. Też nie lubię, jak mi się długopis wala po ziemi. Co innego, kiedy długopis wleci za łóżko...

4. Bo i tak będziesz po nim poprawiać. Nieważne, że zrobił to, o co prosiłaś. Bo o pewne rzeczy nie prosiłaś, gdyż są "zbyt logiczne, żeby o nich mówić". Dla was na pewno. Dla nas też, jak już się nam o nich powie. Tyle, że logika punktu nr 2 przemawia do nas bardziej.

5. Bo dla faceta to, że wanna musi być czysta nie oznacza, że zobaczysz w niej swoje pryszcze. W ogóle dla faceta wanna jest czysta cały czas, bo skoro non stop leje się do niej mydło albo szampon (właściwości czyszczące), to po takiej operacji wanna zawsze musi być czysta. Nie ma bata.

6. Bo szybciej posprzątasz sama, po prostu. A na deser będziesz mogła sobie ponarzekać, że nikt ci nie pomaga. Przecież to o to chodzi, prawda?

No i niech mi ktoś powie, że nie ma w tym logiki ;)


Czytaj dalej »

9 wrz 2013

CZEGO WSTYDZĄ SIĘ FACECI ?

0

Dawno nie poruszałem na blogu damsko-męskich tematów. Ale pojawiła się okazja, bo pojawił się Krzysiek. Krzychu to taki stary, dobry kumpel ze studiów. Pięć lat zeszło, jak się widzieliśmy ostatni raz. Na szczęście to ten typ kumpla, z którym można pół wieku nie gadać, a i tak zawsze jest o czym. Wiecie, te same charaktery, te same znaki zodiaku, ten sam rozmiar stanika. Nawijaliśmy o czym się dało, trochę o życiu, sporo o dziewczynach, ale najciekawiej nam się peplało o... facetach.

Ani z nas geje, ani transwestyci, ale takiego poziomu plotkowania o facetach nie powstydziłyby się nawet studentki kierunków humanistycznych. Nasze rozkminy unosiły się po całym Starbucksie przez bite 3 godziny i w sumie nie wiem czy nie unoszą się nadal, tyle że na fejsowych wallach, bo przecież cała ta hipsterska banda nie mogła nas nie słyszeć... Niech tam, obaj mamy to gdzieś, obaj mamy 5 lat nowych doświadczeń, więc gadamy o tym

czego wstydzi się współczesny facet?

I tak na dobry początek - tego, jak oddaje mocz. Sami byliśmy zaskoczeni zgodnością w tej kwestii, ale serio - myślicie że facet mając do dyspozycji muszlę, staje przed nią i sika? Facet siada, bo nie chce mu się stać. Nawet w centrach handlowych - kładzie papier (albo i nie) na deskę i siada. Co jest zresztą bardzo rozsądnym pomysłem, bo pozycja siedząca ułatwia przepływ moczu przez te wszystkie kanaliki. Kilku moich męskich znajomych i pan ginekolog (nie mój) potwierdziło tą wersję.

Tego, że lubi piwo z sokiem. Woli bez, ale to nie znaczy że malinowe mu nie smakuje. Tylko, że nie wypada w męskim towarzystwie zabarwiać sobie piwa czymś, co nie jest drugim piwem. Albo wiśniówką. Tak jakby piwo z sokiem miało mniejszego kopa niż bez. No ale jest słodkie, a prawdziwy facet pije gorzkie przecież. Przy kolegach rzecz jasna, bo w męsko-damskim miksie piwko z soczkiem już takim wstydem nie jest.

Tego, jak traktuje kobietę. A raczej jak ona jego traktuje, bo częściej to kobieta rządzi w związku choć facetowi wydaje się, że jest inaczej. Dlatego on usilnie i często żałośnie próbuje pokazać kolegom, że to on w domu rozdaje karty, a ona niech się cieszy że tak rzadko dostaje w twarz. Przykład? Dzwoni laska w środku imprezy. Po co? No przecież nie po to, żeby spytać czy mu alkoholu nie brakuje. Facet nie odbiera, bo to samo co usłyszy teraz, usłyszy też jutro, więc po co dwa razy dostawać zjebkę. "Nie było zasięgu" zawsze działa, a koledzy nie zadają zbędnych pytań.

Tego, że został porzucony. No bo jak tu się przyznać do porażki. Przecież kobiety rzucają tylko słabych, takich miętkim dydkiem robionych, takich którzy nie sprostali. Rzucają, bo zmieniają model na lepszy, więc logika podpowiada, że ten poprzedni był gorszy. Facet nie może tak się podłożyć kolegom i choć bardzo mu z tym źle i smutno, musi pokazać że to on ją wyrzucił z domu. W zasadzie wszelkie spekulacje ucina argument, że się puszczała. Ale nie każdy lubi jazdę po bandzie, więc ewentualnie może się przyznać... jednocześnie tłumacząc, że "ona chciała mnie zmienić, ja nie chciałem się zmienić, więc sobie poszła a ja jej nie zatrzymywałem". Jest to jakiś kompromis, tyle że to nadal nie jest prawda.

Tego, że ma dziewczynę. 10 lat temu chłopak miał dziewczynę i "chodził" z nią. Za rączkę. Dzisiaj młody, taki jeszcze nastoletni gówniarz nie ma dziewczyn. On ma koleżanki z którymi nie chodzi za rękę. Starsi mają przyjaciółki, ewentualnie znajome. A każda jedna służy przecież do tego samego. No ale to nie są dziewczyny.

Tego, że używa damskich kosmetyków. Nie przeszkadza mu żel o zapachu czekolady z karmelem, do golenia zarostu bierze różowego Wilkinsona, bo ostrzejszy, używa korektora do zakamuflowania pryszczy i kremu pod oczy w dzień i na noc. W dbaniu o siebie nie ma nic złego, tyle że męskie kosmetyki można przecież legalnie kupić w sklepie. Ale facet się wstydzi... Woli w zaciszu łazienki balsamować się damskimi i odkupić, kiedy się skończy. Że niby na prezent, że niby bez okazji...

Tego, ile zarabia. Okej, to nie jest tego typu wstyd, co poprzednie, bo to nie tyle obawa przed szyderą kolegów, co bardziej lęk przed utratą pozycji i może nawet szacunku w grupie. Dlatego właśnie dżentelmeni o kasie nie gadają. Nie gadają, bo nie ma na świecie faceta, dla którego kasa nie ma znaczenia. Tak, jak dla kobiet liczą się szmaty i która, co na siebie włoży, tak dla facetów priorytetem są pieniądze i to, co można na nie przeliczyć.

Tego, że kocha teściową. A przecież z definicji "teściowa" to osobnik, którego należy tolerować tylko dlatego, że ugryzł się w język i na ślubie nie wygłosił orędzia dlaczego ta para nie może się pobrać i dlaczego całą winę ponosi ON. Ergo, żeby przedwcześnie nie dostać Alzheimera czy innego Parkinsona, facet trenuje umysł wymyślając na poczekaniu dowcipy o teściowej. I co najlepsze - nie znam ani jednego nieśmiesznego :)


A wracając, większość facetów kocha swoje teściowe. Po prostu, ale często facet kieruje się też czystą pragmatyką - na wypadek różnych męsko-damsko-małżeńskich konfliktów lepiej mieć teściówkę po swojej stronie. Jak tego dokonać? "Pyszny obiad mamusiu" często załatwia sprawę ;)

Coś pominąłem panowie? A panie może macie jakieś swoje obserwacje? Czekam z niecierpliwością!

No i thx Krzychu za to inspirujące spotkanie, bo następne pewnie znów za parę lat.


Czytaj dalej »

1 sie 2013

DZIĘKI PENISOWI FACET NIE MUSI BYĆ OJCEM?

0

Daleka metafora, ale po kolei. Ostatnio w internetach małe zamieszanie wywołał tekst Tattwy o kobietach, które niekoniecznie godzą się na mechaniczne usadzanie ich w roli matek. Temat niby oczywisty i nie powinien wywołać większych kontrowersji, ale jak zwykle - są LUDZIE i ludzie. Różne poglądy, różne perspektywy i choć nigdy nie jestem za ferowaniem ostatecznego wyroku na postawie tylko swojego zdania, to w tym wypadku istnieje jedna, słuszna racja - ludzie o sobie decydują sami. Kropka.

Ale wstęp ma służyć jedynie nawiązaniu do innego tematu. Bo abstrahując od teorii, że kobieta musi mieć dziecko, bo inaczej jest a) niekobieca, b) niespełniona, c) niedojrzała, d) wszystkie odpowiedzi prawidłowe, to dlaczego społeczeństwo posiadło tę mądrość tylko w stosunku do kobiet? Dlaczego tylko kobietom wpiera się, co robić powinny, do czego są zdolne, co mogą, a czego nie i jaką rolę muszą pełnić? Dlaczego kategoryzuje się i szufladkuje kobiety, a facetów pomija?

Kobieta - musi dać mężczyźnie potomka. MUSI, bo a,b,c,d - jak wyżej. A jeśli da, to skaże się na wieczny (tak, kilkanaście najbardziej produktywnych i kreatywnych lat życia to wieczność) żywot matki-siedzącej-w-domu, wychowującej, gotującej, piorącej i prasującej, sprzątającej i ogarniającej cały ten domowy burdel. I tego się od kobiety powszechnie wymaga, kiedy ta nawet nieopatrznie i zupełnie nieświadomie wpuści do swego powolnego jajeczka, żywy i rezolutny plemnik. Ten jeden kilkusekundowy i czasem niewiele znaczący moment, buduje piramidę kolejnych ról i kobiecych obowiązków, podczas gdy rola mężczyzny pozostaje nienaruszona - bo to on sam decyduje, co dalej. Może zostać, może odejść i nikomu nic do tego. Zakładające jednak ten optymistyczny scenariusz, spójrzcie co się dzieje dalej.

Zostaje. Już na samym starcie ma alibi, bo wcale nie musi zarabiać na rodzinę. Choć powinien, ale walka kobiet o równouprawnienie doprowadziła do sytuacji, że o rodzinne być albo nie być z powodzeniem może dbać również ona, kobieta. Ok, raczej jednak facet ogarnia temat i jakiś pieniądz do domu przynosi. Ale nikt od niego tego nie wymaga - to się albo dzieje, albo nie i wtedy mamy patologię w postaci ojca-pijaka pod sklepem. Nic to, najważniejsze że kobieta najpierw spełniła się jako ciężarna, a teraz "spełnia się" jako matka. Być może pięciorga dzieci z mężem-samo-dno, ale kogo to obchodzi. Są młode? Są.

Facetom od urodzenia jest łatwiej w życiu. Facet najczęściej dopiero na pierwszym roku studiów dowiaduje się, co to takiego miotła, do czego służy garnek i że trzeba go potem umyć. Facet rzadko wynosi z domu cenną informację, że kobieta nie jest wielofunkcyjnym robotem kuchennym, pralką automatyczną czy bezworkowym odkurzaczem. Jeśli od faceta nie wymaga się tak podstawowej odpowiedzialności za jego najbliższe otoczenie (czytaj własną dupę), to wymóg bycia ojcem brzmi co najmniej jak śmieszny, ale jednak żałosny mem internetowy.

Dobra, ale czy facet w ogóle powinien być ojcem? Znak nakazu w tym wypadku nie występuje, zresztą nikt też tego od niego nie oczekuje. A może już nawet jest czyimś ojcem, ale wcale o tym nie wie. Who cares, bycie ojcem nie jest dla przeciętnego mężczyzny priorytetem i nikt nie próbuje mu tak tego przedstawiać. Słyszeliście kiedyś, żeby ojciec / dziadek / babcia maglowali syna czy wnuka o to, kiedy zamierza spłodzić potomka? Kiedy, kiedy, kiedy, kiedy?! Dziecko dla faceta jest jedynie konsekwencją pewnych wyborów. Kobietom się wmawia, że to ich życiowy cel. Nieważne gdzie, nieważne z kim. Ważny efekt, ważna etykietka "prawdziwej, pełnowartościowej (jak mleko) kobiety".

Mówi się, że facet powinien założyć rodzinę, postawić dom i obok jakieś drzewo (dąb? osika?). Ja póki co mam rodzinę, ale nikt mnie nie wypytuje o własną chatę (taką, którą sam wybuduję) i czy cokolwiek sadziłem. Według tego schematu mężczyzna ze mnie żaden. A już na pewno niepełnosprawny mąż i ojciec. Tyle, że nikt nigdy mi tego nie wypomniał. Może dlatego, że to tylko stereotyp, uproszczenie roli dorosłego mężczyzny w życiu.

A czym innym jest konieczność urodzenia dziecka, jak nie próbą generalizowania roli i pozycji kobiety w społeczeństwie? Jak nie uproszczeniem i powielaniem stereotypów? Czy naprawdę największe znaczenie ma fakt, kogo natura wyposaża w macicę? Czy to dlatego kobieta zobligowana jest do bycia matką? Bo ma do tego lepsze warunki? Bo nie ma wyjścia i nie może zrzucić tej odpowiedzialności na faceta? To trochę za mało.

Bo jeśli ja posiadam penisa (a posiadam), to nikt mnie nie zmusza do produkowania nieskończonej liczby dzieci, mimo że przecież mam takie możliwości. Nie dążmy do tego, by kobiety zaczęły masowo podwiązywać sobie jajowody ze strachu przed rodziną i koleżankami. Wywieranie presji zazwyczaj daje skutek odwrotny do zamierzonego i żeby nie doszło do tego, że kobieta niby chce, próbuje, stara się, ale dobrze wie, że w ciąże i tak nie zajdzie. Przecież nikt nie śmie skrytykować "bezpłodnej" dziewczyny.


Czytaj dalej »

11 lip 2013

IDIOTKA I CHAM, CZYLI POLKA I POLAK ZA KÓŁKIEM

0

Dziennie robię samochodem średnio 50 km po mieście. Bo robota, bo dzieciaki, bo zakupy itd. Taki lajf. I tak pomykając dzień w dzień większymi i mniejszymi uliczkami zaobserwowałem ciekawe zjawisko -  faceci i kobiety za kółkiem zachowują się dokładnie tak samo... beznadziejnie. Tylko co innego nimi kieruje.

Zresztą nie trzeba mieć przed sobą kierownicy, żeby to dostrzec. Możesz jechać tramwajem i też zauważysz, bo o wieś na drodze nietrudno. Tyle, że w aucie łatwiej, bo bierzesz w tym cyrku aktywny udział.

No nic, przez całe lata był i przez kolejnych tysiąc będzie funkcjonować stereotyp "baby za kółkiem". Bo tego nie da się tak po prostu skasować. Faceci mają w naturze dominację nad kobietami - ulice są nasze, a my mężczyźni tylko pozwalamy wam kobietom po nich jeździć. Co równie dobrze można nazwać kompleksem - pokazujemy siłę, bo brak nam umiejętności. Tak czy tak - obie płcie są zdolne zająć Smartem dwa miejsca parkingowe. Tylko każda z innego powodu.

Ok, to zaczynamy. Te same sytuacje - w jednej facet, w drugiej kobieta. Jak sobie tłumaczą swoje drogowe akrobacje?

Nie włączają kierunkowskazu przy skręcie. Dlaczego?
Kobieta: Nie włączyłam? Oj...
Facet: Przecież wiadomo, że skręcam.

Zatrzymują się na żółtym. Dlaczego?
Kobieta: Żółte to nie zielone, poza tym mandat, stłuczka, wypadek, śmierć...
Facet: Bo przede mną jechała właśnie ta baba!

Jadą 50 po mieście. Dlaczego?
Kobieta: Bo ograniczenie jest do 70.
Facet: Bo ograniczenie jest do 30.

Wymuszają pierwszeństwo. Dlaczego?
Kobieta: Przecież nic nie jechało...
Facet: To nie ja, to tamten tak zapierdalał!

Nie wpuszczają autobusu. Dlaczego?
Kobieta: Jakiego autobusu?
Facet: Mam się wlec za nim do następnego przystanku?

Nie przepuszczają pieszych i rowerzystów. Dlaczego?
Kobieta: Ale ja miałam zielone...
Facet: Jakich pieszych?

Nie potrafią poruszać się po rondzie. Dlaczego?
Kobieta: Bo jest okrągłe.
Facet: Bo działa przeciwnie do ruchu wskazówek zegara.

Dostają mandaty. Dlaczego?
Kobieta: No właśnie panie władzo - dlaczego?
Facet: Panie władzo, przecież każdy tak robi!

Jeżdżą pod prąd. Dlaczego?
Kobieta: Jak to pod prąd?
Facet: To nie ja, to oni.

Zawracają na zakazie. Dlaczego?
Kobieta: Kiedyś nie było tego znaku...
Facet: Zobacz, ile musiałbym nadrabiać.

Parkują, zajmując dwa miejsca na raz. Dlaczego?
Kobieta: A nie wiem, nie zauważyłam...
Facet: A chuj tam, na chwilę.

Tyle historii tak na szybko - i tak wiadomo, o co chodzi. Obraz wyłania się taki, że facet to egoistyczna, w-dupie-mająca wszystko i wszystkich świnia, a kobieta to infantylna i lekko tępawa blondynka o bliżej nieokreślonym celu na drodze. Niech żyją stereotypy, a co -

- w końcu każdemu się zdarza.



Hej, a Wam? Kierowcom i nie-kierowcom? A może nasuwają się Wam jeszcze jakieś sytuacje w podobnym stylu?

Czytaj dalej »

12 cze 2013

NOŚ SZORTY I RÓB SWOJE

0

Ostatnio w Szwecji wybuchł mały skandal, bo okazało się, że szwedzkie koleje nie pozwalają swoim pracownikom nosić krótkich spodni na służbie. Bo to źle wygląda, że wizerunek firmy, bo co ludzie powiedzą i takie tam. No dobrze, a jak odzieję się we właściwy kostium, ale będę niekompetentnym pajacem to będzie ok?

Oni już się z tym uporali - w ramach protestu zaczęli pracować w spódnicach, bo tego regulamin nie zabraniał. I wygrali.

Dobra - są sytuacje, kiedy musisz się ubrać lepiej niż do koszenia trawnika. Ale nie przesadzajmy z tym dress-codem i zasadami. Nie przesadzajmy z tym tzw. pierwszym wrażeniem. Ubzduraliśmy sobie, że to, w co się ubieramy świadczy o nas i - co jeszcze śmiesznejsze - o szacunku do ludzi. A przecież obojętnie czy wbiję się w garniak, czy w szorty przed kolana to ciągle mam to samo imię, zestaw cech też mi się nie zmienia i ludzi wokół siebie nadal traktuję tak samo. Do nikogo nic nie mam, a sam chcę się czuć swobodnie. I tak naprawdę to ci, którym przeszkadza ten czy tamten styl mają problem, nie ja.

Bo raz, że chcę żyć w komforcie i chyba każdy oczekuje tego samego. A dwa, że jeśli nie występuję akurat na pokazie mody, to raczej chcę pokazać kim jestem, a nie jak wyglądam. Poza tym - prawie mamy lato. Jasne, że możesz iść na spotkanie w garniturze albo szarej, prostej sukience bez dekoltu. W upał 30 stopni, jak ci Szwedzi. Ciekaw jestem czy będziesz w stanie zrobić sobie i firmie dobry PR, kiedy krople potu będą ci kapać z nosa. Ale wybór musi należeć do ciebie i jeśli tak bardzo kochasz gangi, że mógłbyś w nim leżeć nawet na plaży, to rób to. Ale ja ubiorę się po swojemu.

I właściwie to nie wiem, dlaczego przyjęło się, że tam gdzie trzeba załatwić sprawy ważne, facet w krótkich spodniach nie wyjdzie do ludzi. Bo wygląda niepoważnie? Bo ma owłosione i krzywe nogi? Albo proste i zgolone, ale wtedy co to za facet? Ja się nie znam na modzie, nie potrafię jednym spojrzeniem na wieszaki w sklepie ocenić co do czego pasuje, a co nie. Ale wiem, co na ludziach wygląda dobrze i że skarpetek do sandałów się nie nosi. I wiem, że facet może ubrać się elegancko i jednocześnie na luzie i że wiek, wzrost i pozycja społeczna nie mają tutaj żadnego znaczenia.


Mr. Vintage z Szarmantem mogą się ze mną kłócić, ale dla mnie to są dobrze ubrani faceci - z klasą, eleganccy, ale bez spinania pośladów, na luzie. Ich strój nie wskazuje na ich głupotę, inteligencję, wiarę czy orientację seksualną. Nawet, jeśli dla niektórych wyglądają "gejowsko". Ale ciemnogrodem akurat nie warto się przejmować, bo szanować ludzie nas mają za to kim jesteśmy, a nie jak się nosimy.


Wiadomo, że wygląd jest ważny i jakaś tam pierwsza myśl zawsze się pojawia, ale chyba nie oceniacie ludzi tylko po wyglądzie, co?

Czytaj dalej »

8 mar 2013

KOBIETY - FAJNE MACIE PUPY ALE MY I TAK WOLIMY WASZE OCZY

0

Prędzej czy później rozmowa z kobietą zawsze zejdzie na temat jej kształtów, za dużej wagi, grubych nóg albo wystającego brzucha. I wiecie co, ja nawet myślałem że je rozumiem. Że potrzebują pomarudzić na swój wygląd, bo oczekują że zaraz im zaprzeczysz. Ba, że pójdziesz krok dalej niż beznamiętne 'wcale nie' i wzniesiesz się na wyżyny swojej elokwencji mówiąc 'że wygląda obłędnie i nigdy nie widziałeś bardziej atrakcyjnej laski'. Ewentualnie dziewczyny.

To zawsze wydawało mi się logiczne, bo komplementy to przecież podstawa - nie tylko - kobiecej egzystencji. One nie muszą jeść, nie muszą spać, ale będą żyć dzięki regularnej dawce słów komplementujących ich wygląd. I zanim wszystkie strzelicie na mnie focha to weźcie pod uwagę, że to najnormalniejsza rzecz na świecie! Serio dzieje się tak, że parę komplementów w naszą stronę potrafi skutecznie wstrzymać podstawowe potrzeby fizjologiczne. Ile to razy, kiedy mojego ego zostało czymś zdrowo połechtane, godzinami mogłem nic nie jeść, nie sikać i tylko analizować minuta po minucie sytuację, w której ktoś mnie docenił.

Ale dowiedziałem się ostatnio, że kobiety bardziej od 'wyglądania' dla facetów, cenią wyglądanie dla siebie. To prawda? Bo ja tego nie kupuję. Ok, trzeba się czuć dobrze w swoim ciele, ubraniu i tak dalej, ale lustro nigdy nie powie ci tego, co drugi człowiek. Choćby nawet kłamał. Tak, takie niewinne kłamstewka, które nic nas nie kosztują są bardzo cenne. Wszyscy to wiemy i lubimy.

Dobra. Trochę pokrętnie, ale zmierzam do tego, że żadnego faceta z klasą nie interesują kobiece kształty. A przynajmniej nie są najważniejsze. I żeby nie było - inteligencja też nie, przynajmniej na początku, bo potem to jednak trzeba o czymś gadać.

Ale do rzeczy, bo od początku do końca facet zwraca uwagę na cztery wasze atrybuty:



1. OCZY - muszą być duże. A jeśli nie są, to da się naprawić - kwestia odpowiedniego malowania. Do tego wywinięte do góry i prawie dotykające brwi rzęsy. Tęczówki niekoniecznie muszą być czarne jak u Kubanki, a przy wyrazistych kreskach nawet blado-szare będą się prezentować wybitnie.



2. USTA - niech będą widoczne. Co nie oznacza duże, bo takie w stylu Jackie Stallone nie mają żadnych szans. Barwne, odróżniające się kolorytem od reszty twarzy. Niepopękane i bez zajadów. Lekko błyszczące. Usta są u ludzi tym miejscem, gdzie w ciągu całego naszego życia patrzymy najczęściej - bo albo nie potrafimy inaczej, albo chcemy się całować. I to chodzi - usta idealne to usta do całowania. To jest ta miara.



3. WŁOSY. A raczej fryzura i to nie na zasadzie permanentnej "podcinki". Nieważny kolor, nieważna długość (tak, długie włosy to już nie ten sam fetysz co kiedyś). Nigdy nie dajcie sobie wmówić, że 'zostawmy tak jak jest'. Czupryna musi być dopasowana - do waszej sylwetki, osobowości czy nawet mimiki twarzy, czego niestety nie kuma pierwszy z brzegu fryzjer. A nawet dla bardzo przeciętnej urody idealnie dobrany fryz to gwarancja jakości i w lustrze, i w oczach innych. Nie tylko facetów.



4. UBRANIE. Dobry ubiór to już połowa sukcesu, bo nawet brzydkie dziewczę może być dla nas atrakcyjne, jeśli potrafi założyć na siebie fajny ciuch. Wie, gdzie nie wygląda najlepiej, ale potrafi tą niedoskonałość sprytnie zamaskować. Zwiastuje to bardzo ciekawą osobowość, przy której uroda przestaje odgrywać główną rolę. Za takie akcje zawsze jest duży plus.

Pamiętajcie dziewczyny - żaden tyłek, żadne cycki, żadne nogi. To są naprawdę drugorzędne sprawy i odwracają uwagę od tego, co ważne - od podkreślania waszej kobiecości. Bo samo posiadanie dużej czy małej pupy nie decyduje przecież, która z was jest piękniejsza. Liczą się detale. Takie jak oczy, usta czy ubranie. Elementy, które można ulepszyć, zmienić i dopasować. Dlatego, jeśli ktoś komplementuje wasz wygląd a nie poszczególne części ciała - przyjmijcie to z bananem na twarzy. I przestańcie oglądać się w lustrze z misją poszukiwania milimetra cellulitu. My faceci naprawdę tego nie widzimy.




Dodaj coś od siebie - o tu, niżej.

Czytaj dalej »

15 lut 2013

JAK PODERWAĆ FACETA ŻEBY POŚWIĘCIŁ CI WIĘCEJ NIŻ MINUTĘ

0

Fajnie, że coraz więcej kobiet bierze sprawy w swoje ręce_usta_pupy i nie ma oporów przed zagajeniem do faceta. Super, że to się wszystko tak wyprostowało i powoli kończy się ten bezsensowny zwyczaj, że to facet musi zrobić TEN pierwszy ruch. No nie zawsze skończy się to małżeństwem albo chociaż przygodnym seksem w toalecie, ale kto nie ryzykuje... Najważniejsze, drogie dziewczyny, to się nie zrażać.

I pamiętajcie - lepiej robić coś źle, niż nic nie robić, bo tylko tak nauczycie się robić dobrze. Ależ maksyma :) To normalne, że kobieta nie rozumie faceta a facet kobiety, więc nie ma się co spinać i trzeba próbować. 

Zatem drogie koleżanki - pójdę teraz na imprezę, usiądę sam przy barze, podeprę ścianę albo przyjdę z kumplami i to wy musicie zrobić coś, żebym zwrócił na was uwagę. Ale nie będę taki do końca buc - podpowiem wam czego nie robić, żeby facet nie zareagował nagłym wyjściem do toalety. I jeśli myślicie, że na siku albo na coś bardziej sprośnego to tym bardziej przyda wam się kilka złotych rad (Stay Fly - zainspirowałeś mnie).

Ok, ale zanim w ogóle poznasz jego imię i uściśniesz mu dłoń (uścisk jest ważny) - nie badaj sytuacji, nie planuj że podejdziesz dopiero jak się spojrzy albo uśmiechnie (przypadkiem zresztą), nie patrz w co inne laski są ubrane i jaki mają dekolt bo na bank wpadniesz w kompleksy. Nie wysyłaj koleżanki na zwiady, nie próbuj poznawać jego znajomych żeby poznać jego, nie twórz w głowie miliona planów A, B i C bo ci się wszystko pomiesza i nawet tona pudru nie pomoże, żeby zamaskować twoją cegłę na twarzy. Po prostu podejdź, przedstaw się i reszta zadzieje się sama. A obojętnie co się wydarzy, urośniesz przede wszystkim w swoich oczach.

Dobra - masz ten krok za sobą, złapaliście kontakt. Co dalej?

Ja wiem, że jak jesteście zdenerwowane to wasz słowotok jest nie do zatrzymania i że na wszelki wypadek musicie opowiedzieć facetowi całe wasze życie, ale jak dasz facetowi możliwość tylko kiwania głową to może i nie ucieknie z knajpy, ale na pewno w drodze do toalety 'przypadkiem' zahaczy o swoich znajomych.

Nie owijaj, nie klucz, nie każ się domyślać - nie sprawdzaj już teraz czy facet potrafi czytać w twoich myślach. On tego nie umie nawet po 20 latach małżeństwa! A jak mu teraz zrobisz taki test, to licz się z tym że testu ciążowego z jego powodu na pewno już nie zrobisz.

Musisz spytać o jego pasję, bo my faceci lubimy o niej opowiadać. Ale musisz zdawać sobie sprawę, że będzie to piłka nożna, motoryzacja albo inne nudne męskie hobby. Tylko pamiętaj, że nie o ciebie tu chodzi tylko o niego, więc zagryź zęby i słuchaj. Może gdzieś na 5. miejscu jest robienie origami i tu znajdziecie wspólny język.

Nawet jeśli pijesz tylko soczki, bo twój ojciec jest alkoholikiem, to nie wymagaj od faceta żeby ci w tej traumie towarzyszył. Nie proś i nie rób smutnych oczu. Bo nie chcąc cię urazić powie 'ok', po czym spierdoli do kibla. Wyluzuj.

I płać za siebie. W najgorszym razie wydasz pieniądze, ale nie stracisz z tego powodu faceta. Może się zdarzyć, że wyciągając portfel z torebki on ci na to nie pozwoli, ale nie ryzykuj tylko czekając na jego ruch. Przypominam ci, że to ty chcesz go zdobyć, a nie odwrotnie.

Powiedz, że ma fajną koszulę albo kolczyk w uchu, ale nie rób potem sztucznej pauzy i nie czekaj na komplement w twoim kierunku. Bo raz, że taka niezręczna cisza może skutecznie wszystko zepsuć, a dwa że nawet jeśli powie "ty też masz fajną bluzkę" to jaką masz pewność, że nie palnął tak tylko z grzeczności?

A jeśli już mówi ci że masz coś pięknego albo sama jesteś piękna to pierś do przodu, pupa do tyłu i wyprostuj się - bądź z siebie dumna! I nie dorabiaj do tego żadnej ideologii, nie wydurniaj się mówiąc 'wcale nie', 'tylko tak mówisz' i 'przecież mam krzywy nos i odstające uszy'. Faceta naprawdę nie obchodzą wasze wyimaginowane kompleksy, bo jeśli się z wami umawiamy to znaczy, że się nam podobacie, a informacja pod tytułem 'jesteś piękna' jest tylko stwierdzeniem stanu faktycznego i nie masz z tym dyskutować.

Ale też nie sikaj ze szczęścia i pomyśl lepiej, ile ton make-upu nałożyłaś na twarz. Bo taki komplement może sporo stracić na znaczeniu po tym, jak się umyjesz. Takie wypacykowane do granic laleczki faceci najczęściej biorą 'na raz', a tego przecież nie chcesz. Im mniej tynku na buzi, tym lepiej - uwierz mi. Może i zakryjesz tym wszystkie swoje krosteczki, ale przy odpowiednim świetle widać ile materiału na to zużyłaś. To nie wygląda apetycznie.

Omijaj temat swoich 'ex' i jacy to byli beznadziejni - to tylko twoja opinia i to, że coś jest wg ciebie złe nie oznacza, że cały świat tak myśli. Wiesz, nie tylko facet musi uważać na to co mówi. Poza tym, to z tobą może być coś nie tak skoro każdy poprzedni był do dupy. I prawdopodobnie tą drugą opcję wybierze facet, którego właśnie próbujesz zdobyć.

Nie mów, że dla ciebie liczy się wnętrze, inteligencja i poczucie humoru - to ładnie brzmi, ale wszyscy wiedzą że to gówno-prawda. Facet musi ci się podobać żebyś nie czuła obrzydzenia podczas seksu albo chociaż przy zwykłym pocałunku. To raz, a dwa że mówiąc mu to, on zacznie się spinać i na siłę będzie chciał ci zaimponować swoim 'wnętrzem'. Albo - co bardziej prawdopodobne - poszuka toalety.

To podstawowe kwestie, ale wbrew pozorom wcale nie oczywiste, bo wiadomo że kobiety są z Wenus a faceci nie. Do tego zawsze dochodzi jakiś stresik i w takim układzie łatwo o wpadkę.

Teraz tego, drogie dziewczyny, nie stwierdzicie ale idźcie, podrywajcie i postarajcie się działać tak, jak Łukasz przykazał. Facet na pewno was nie oleje, a to czy zostanie na dłużej i tak nie zależy już tylko od was.

A Wy macie jakieś ciekawe historie związane z podrywami?

Dziewczyny podrywające, faceci podrywani?



Piszcie w komentarzach!

Czytaj dalej »

15 sty 2013

KOBIETO, FACET MA TYLKO JEDNĄ NATURĘ

0

Facet jakoś nie ma z tym problemu. Widzi dziewczynę, zagaduje, potem spacerek, kino, lodzik (ej! taki z lodziarni), kolacyjka, śniadanko, teściowa, awantura, kryzys, buzi buzi, znowu spacerek... 

I tak się oboje poznają, docierają i akceptują to, co mają. Faceci. Bo kobiety ciągle chcą coś zmieniać, a najbardziej tego biednego faceta, który raz musi być twardym, pełnym testosteronu superbohaterem ratującym tyłek wszystkim dookoła, a raz delikatnym, romantycznym i pachnącym misiem do tulenia. Nie ma tak!

Pewnie, że na początku facet stara się być i jednym, i drugim. Tyle, że nie bardzo mu wychodzi, a dziewczyna nie daje mu do zrozumienia, że się chłopak ośmiesza. Jej imponuje to, że się stara, jest zakochana i przymyka oko na te niedociągnięcia. Przecież się nauczy. No właśnie nie - nie nauczy się. Bo męska natura jest jedna. A przynajmniej powinna taka być. Inaczej jesteście z psycholem. Lub co najmniej z zakompleksionym, rozchwianym emocjonalnie, życiowym niedorajdą.

Wyobraźcie sobie, że facet jednego dnia jest milutki-do-rany-przyłóż-niczym-pupcia-niemowlaka gościu, a drugiego przychodzi wkurwiony z pracy, leje was pasem i dewastuje łazienkę. To jest psychol. Jasne, ze niektórym to imponuje, ale to chyba nie o to chodzi w życiu, żeby raz eksplodować ze szczęścia, a raz chwytać za żyletkę.

Przerysowałem, ale nie ma takiego, który z jednej strony byłby twardym, przystojnym, do granic męskim, mocno stąpającym po ziemi facetem i z drugiej misiem pluszowym piszącym dla was wiersze. Prawdziwa męska natura jest jedna. A ta druga zawsze będzie sztuczna, niedopracowana i 'nie jego'. 

Okej, rozumiem waszą potrzebę, żeby facet był jak kameleon i zmieniał się tak jak się wam akurat podoba. I żeby jednocześnie przybierał różne barwy. I żeby jeszcze przy okazji mógł się tego domyślić to byłby ideał.

Słuchajcie, po to tyle czasu zajmuje nam poznawanie się nawzajem, żeby potem jedno do drugiego nie miało pretensji, że zachowuje się dziwnie albo inaczej niż oczekuje tego druga strona. Kobieta. Kobieta, która w zależności od sytuacji zawsze chce, aby jej facet był taki jak wtedy gdy go poznała, potem taki za jakiego wyszła i taki, jakim jeszcze nie jest, ale powinien być, bo przecież jest facetem.

Ok, a to znacie?

Bądź mężczyzną, sam podejmij decyzję! - Dlaczego nie spytałeś mnie o zdanie?
Zrób dziś dobry obiad - Musiałeś zrobić akurat TO?
Zabrałbyś mnie czasem do jakiejś restauracji - Ale nie dziś, nie widzisz że źle się czuję?
Zrób coś! - Ale co mam wg ciebie zrobić? - A co, ja mam za ciebie myśleć?
Przytulisz mnie? - Ale nie tutaj! I nie tak!
Kiedyś byłeś taki zabawny - Kiedyś ci się podobały moje żarty - Ale już mi się nie podobają
Kiedyś kupowałeś mi kwiaty - Dałem ci tydzień temu przecież - A wcześniej kiedy mi dałeś?
Kiedyś byłeś inny - Czyli jaki? - Nie wiem, inny
Kiedyś mówiłeś, że mnie kochasz - Ty też - Ale jak jestem kobietą!

Bo niezależnie od tego, jaki poziom absurdu chcecie osiągnąć, chcecie mieć w swoim mężczyźnie najzwyklejsze w świecie oparcie. A to oznacza przewidywalność. Facet musi być przewidywalny dla was i dla samego siebie. Ale to nie oznacza, że macie przez całe życie próbować go zmieniać według własnego planu i żeby zawsze się domyślał, jaki jest kolejny punkt. Jeśli coś nie będzie zgodne z jego charakterem czy temperamentem, to raz zrobi wszystko tak jak chcecie, a raz nie bo mu się zapomni. Bo nie leży w jego naturze. I potem to wy będziecie się zastanawiać czy będzie 'po waszemu' czy nie. I gdzie tu przewidywalność? Facet to nie pies, żeby go tresować. Facet ma jedną naturę i jeśli się na nią decydujecie, to w niej musicie szukać pozytywów, a nie tworzyć drugą pod wasze upodobania.



Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!

Czytaj dalej »

6 gru 2012

KOBIETA W MIKOŁAJKI SIĘ NIE ZMIENIA - ZMIENIA TYLKO SWOJE ZDANIE

0

To jest jedna z tych niewielu rzeczy, które zauważa facet, a za cholerę nie zauważy tego kobieta. Zresztą na zakupach kobiety akurat niewiele widzą poza tym, co właśnie chcą kupić. No więc nie wymagam, żeby jeszcze patrzyły na swoje zachowanie z boku. Wystarczy, że patrzą na siebie w lustrze i tam dokonują analizy swojego tyłka w nowo założonych leginsach. A od oceny całokształtu są inni. Czyli na przykład ja.

Dzisiaj mamy najdziwniejsze święto w roku - imieniny Mikołaja. Jego okazja, a to cała reszta dostaje prezenty. No taka tradycja, bardzo przyjemna zresztą. W każdym razie lecą ci rodzice do tych sklepów i na gwałt próbują wymyślić coś, co by tu można włożyć dzieciakowi do buta jak zaśnie. Facet nie ma z tym problemu - idzie, bierze, kupuje, a jak się nie spodoba, to się nie przejmuje. Kobieta - idzie, myśli, patrzy, wącha, puka, ogląda, znów myśli, odchodzi, wraca, myśli, patrzy, znowu wącha... Wychodzi. No nie mogła się zdecydować. No bo jak? SAMA? Ona sama ma podjąć taką decyzję? Mietek! (w tej roli mąż) - to twoja wina! Gdybyś ze mną poszedł, to prezent już dawno by tu koło buta stał.

Wczoraj miałem okazję widzieć, jak wygląda proces decyzyjny w sytuacji, kiedy żona ciągnie tego biednego Mietka na zakupy. Miny nie miał wesołej, bo już wiedział co go czeka i że tak czy siak jego zdanie specjalnie się nie liczy. Ale to doświadczony człowiek, z 50-tką na karku i niejedne zakupy z kobietą już odchorował. Nieważne - wybierają czekoladowego mikołaja:

Żona: - A może ten?
Mietek: - No, ten jest w porządku.
Ż: - Albo nie, jakiś taki wgnieciony jest. Może ten?
M: - No, ten jest lepszy.
Ż: - O nie, ten ma ma zduszoną jedną bombkę... (w zestawie był mikołaj i takie małe bombeczki - też czekoladowe)
M: - O! Tu mam, popatrz.
Ż: - Zwariowałeś?! Przecież on ma niebieski płaszcz. Widziałeś ty kiedyś mikołaja w niebieskim?
M: - Dziadek Mróz jest niebieski.
Ż: - Żal mi cię. O, ten będzie dobry. Co myślisz?
M: - Super, najlepszy jest.
Ż: - Ale wiesz co... Nie podoba mi się jednak. Nie wiem czemu, jakoś "nie czuję go" (sic!)
M: - No weź przestań, to przecież dla dziecka tylko...
Ż: - Jak tylko? Co znaczy tylko? Pomagać mi masz, a tylko mnie tu denerwujesz! Dlaczego ja zawsze muszę o wszystkim decydować?! Wychodzimy. Nic tu nie ma.


Krótka piłka do Mietka. Ale on wiedział, że tak będzie, więc nie był zdziwiony. Przyjął to z klasą właściwą dla dojrzałego mężczyzny. Trochę gorzej miał chłopak, którego dziewczyna zaciągnęła do jednej z sieciówek - jako tragarza oczywiście i właściciela grubego portfela. Trafiłem akurat na końcówkę dyskusji, ale wystarczyło:


Dziewczyna: - To po co w ogóle ze mną poszedłeś?
Chłopak: - No przecież sama mnie prosiłaś!
Dziewczyna: - Ale miałeś mi doradzać, a nie mówić, że ci się nie podoba!

I bądź tu mądry. Chłopak musi jeszcze swoje odsłużyć, żeby pojąć ten mechanizm. Nie pojąć - przyjąć do wiadomości, że tak po prostu jest. Bo jak opowiadam o tym swoim kochanym koleżankom, to one same tego nie rozumieją. Uśmiechają się zalotnie, policzki im się robią czerwone i potrafią z siebie jedynie wydusić "no tak jest, tak jest, he he". No fakt, śmieszne są te nasze kobiety. 

Słuchajcie, ja wiem, że wam zależy, żeby było idealnie, ślicznie, porządnie i żeby wszyscy inni zazdrościli tego czekoladowego mikołaja. Ale dla nas mikołaj, to mikołaj - nawet w różowym lateksie, byleby miał białą brodę i worek... Ech tam, my się nigdy nie zrozumiemy ;)



Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!

Czytaj dalej »

2 gru 2012

FACECI BOJĄ SIĘ SILNYCH KOBIET ALE CHCĄ Z NIMI BYĆ

0
My, faceci, mamy coś z głową. Tak sobie pomyślałem siedząc wczoraj w pubie ze znajomymi, kiedy z sąsiedniego stolika usłyszałem parę męskich wywodów. No bo dlaczego z kumplami przy piwie niektórzy potrafią godzinami pieprzyć o tym, jak to pomiatają swoimi kobietami na prawo i lewo, a jak trzeba wrócić do domu, to każdy jeden grzecznie daje sobą pomiatać?

Oprócz tych podsłuchanych w knajpie, znam jeszcze jednego takiego cwaniaka. Nie, nie mówię o sobie. Taki jeden znajomy. Kurze ściera, obiad gotuje, naczynia myje. Pewnie, że nie sam z siebie - ona mu kazała, ale to żadna wymówka. Wczorajszy macho przechodzi do historii i godzi się na wszystko bez gadania. I nawet jak coś tam burknie pod nosem, to zaraz mu kobieta fochem przypomni, że tak nie wolno. No i co? Przecież nikt was nie zmusza do takiego życia, sami sobie je wybieracie mężczyźni moi młodzi (sam jestem młody, więc się wpisuję). W domu wam się to podoba, ale poza nim, kiedy trzeba przy kolegach pokazać klatę już nie bardzo i pierdolicie od rzeczy. Tak się nakręcacie, że słuchając was ma się wrażenie, że wasze kobiety to zwyczajne idiotki, skoro to one robią wszystko, a wy nie robicie nic. Która normalna dziewczyna godzi się na taki związek? Każda normalna olewa takiego gościa i ostatnią rzeczą jaką dla niego robi jest spakowanie walizki.

Jak to się ma do waszych knajpianych farmazonów, drodzy panowie? 9,5 na 10 przypadków facetów leczy w ten sposób swoje związkowe kompleksy, bo sobie z własnymi kobietami nie mogą dać rady. Boli ich bardzo, że to nie oni rządzą, nie oni trzymają kasę i nie oni w łóżku są na górze. 

Bredzą. Prawda jest taka, że

ONI WCALE TEGO NIE CHCĄ.

Testosteron każe im robić i mówić co innego, ale potem muszą wziąć odpowiedzialność za to, co zrobili i powiedzieli. A to już nie jest takie fajne. Wybierzesz złą trasę, ukradną ci portfel, nie dasz jej orgazmu - twoja wina. Nie daj sobie wmówić, że los tak chciał albo masz stu innych winnych. To twoja wina i ona też tak myśli, tylko mówi co innego, żeby ci przykro nie było. Dobra z niej kobieta. 

No więc dlaczego chcesz z tym walczyć? Możesz sobie być silnym szefem w swojej robocie, możesz miażdżyć swoich pracowników, możesz sobie zatrzymać pędzący tramwaj jak chcesz, ale przy kobiecie jesteś ten słabszy. Chcesz nim być. Chcesz, żeby to twoja kobieta tobą kierowała. Podświadomie.

W związku masz więcej do stracenia, więc lepiej, żeby tutaj twoim szefem był ktoś bardziej kompetentny. Kobiecie z reguły bardziej zależy, więc daj jej się wykazać. A ty będziesz wykonywał polecenia w myśl zasady, że nie jesteś od myślenia, tylko od robienia. To jest bardzo dobry układ - ty nie bierzesz odpowiedzialności ("przecież mi kazałaś!"), a ona chodzi zadowolona, że ma wszystko tak jak chce ("pomasuj mi stopy kochanie"). I ma wymasowane. Sielanka, czego chcieć więcej. 

I co, jeszcze mi ktoś powie, że faceci nie lubią silnych kobiet?
MY JE PRZECIEŻ KOCHAMY!


Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!

Czytaj dalej »

17 paź 2012

DYLEMATY: WOJNA CZY POKÓJ?

2
A co byście zrobili, gdybym Wam powiedział, że czasem nie warto się godzić? Schować głowę w piasek i zamieść problem pod dywan? Unieść się honorem i czekać na ruch partnera? Przeczekać burzę i powtarzać sobie, że kłótnia z teściową byłaby gorsza? To jest dobry moment, żeby iść za ciosem i pokusić się o kontynuację tekstu "Uważaj co mówisz - nie mów co uważasz".

Nie ma przecież szans, żebyśmy jako faceci spamiętali te wszystkie słowa, ruchy, uniki, które należy stosować albo nie stosować, żeby naszego domowego drapieżnika dodatkowo nie drażnić. W ferworze walki wszystko jest możliwe, a w szczególności to, że popełnimy po kolei wszystkie błędy, jeden po drugim.

Tak czy siak, kiedy twojej "lepszej" połowie strzeli coś do głowy - np. jakiś hormon - i będzie usilnie dążyć do konfrontacji, bo nie schowałeś skarpetek na swoje miejsce, to możesz dokonywać cudów albo nawet schować te skarpetki, a i tak nie unikniesz katastrofy.

Myślisz, że taki z ciebie cwaniak i jak się do wszystkiego przyznasz, przeprosisz i głosik ci się zrobi piskliwy, to ją to ruszy? Za późno - o parę skarpetek. Ona cię dobrze zna i wie, że twoje przepraszanie jest guzik warte, bo nieszczere i nakierowane tylko na ostudzenie emocji. Czyli, żeby się łaskawie zamknęła. A przecież problem jest poważny. Zauważ, że to nie są zwykłe skarpetki... To są TWOJE skarpetki!

Ta para skarpet jest fajnym przykładem, bo przecież większość naszego "kłótliwego" życia spędzamy na toczeniu bezsensownych sporów o jakąś pierdołę. Zawsze znajdzie się powód do słownej zaczepki i właśnie dlatego nie zawsze warto chodzić na kompromisy i godzić się dla świętego spokoju.

Ok, ja schowam te skarpetki. Ale ty mnie przeprosisz za tą aferę, co mi tutaj na całą klatkę zrobiłaś. Nie?!

No to kolejna awantura. Zresztą, co za różnica - jedna więcej, jedna mniej. To jest ten moment, kiedy możesz jej delikatnie pokazać, że masz ją gdzieś. W takich warunkach, to ty się godził nie będziesz. Wola obu stron musi być i basta. Jeszcze wiele razy nie schowasz tych pieprzonych skarpet, ale to nie argument, żeby cię za to chłostać.

Zdarzyło mi się kilka razy usłyszeć powiedzenie, że "kłótnie są fajne, bo można się potem pogodzić". No tak, żeby była zgoda, to trzeba się najpierw pokłócić, to jasne. Czyli kłótnie są fajne - taka marna dedukcja (albo logika? to się chyba czymś różni, ale nikt normalny nie wie czym).

Tylko czy jak już wyrzucicie z siebie wszystkie swoje żale i obelgi, to czy warto po 5 minutach o wszystkim zapominać i padać sobie w ramiona? To zawsze jest przecież jakiś kompromis, obie strony coś tracą. Zyskujecie jedynie święty spokój i na powrót wspólną sypialnię, ale sprzedajecie swoje zdanie, poglądy, no i przecież nie da się ot tak po prostu zapomnieć, że właśnie przed chwilą wyzywaliście się od szmat i gnojów.

Jasne, że to zależy. Od sytuacji, od konkretnego przypadku, od człowieka, od tego, co rzeczywiście chcemy osiągnąć, od pory dnia i pogody. Od wszystkiego. To my musimy zdecydować czy warto nam iść na noże, czy zrezygnować z paru postulatów i nie móc potem spojrzeć w lustro.

Nie ma dramatu, jeżeli jakoś dojdziecie do tego porozumienia, bo oboje w końcu stwierdzicie, że macie dość. ONA przypali ziemniaki, wypierze jedyną twoją w miarę białą koszulę w 90 stopniach i kawą zaleje ci nowego iPhone'a. TY w robocie stanowczo, acz kulturalnie powiesz szefowi, że jest debilem, zawalisz jakiś projekt, nad którym pracowałeś od pół roku i zapomnisz odebrać dziecko z przedszkola. Po jednym takim traumatycznym dniu oboje raczej dojdziecie do wniosku, że dalej tak się nie da. I godzicie się, zapominając o tym co było, kto co próbował wywalczyć i jak komu naubliżał. To jest okej, bo w sumie żadne z was nie odczuwa wtedy jakiejś wielkiej porażki i niekoniecznie musicie tego żałować. I żadne z was nie wykazało inicjatywy - samo tak jakoś wyszło.

Gorzej, kiedy ON tak bardzo upiera się przy swoim, że w dupie ma wszystkie próby pogodzenia się. Od cebulki włosa po sam koniec dużego palca u stopy - cały jest skupiony tylko na jednym, tylko czeka na to jedno magiczne słowo. I wcale nie chodzi o "przepraszam". Bo to nie oznacza jeszcze tego, co najważniejsze. "Miałeś rację" - to jest to! Słowo-klucz. Tak, teraz pisze do Was dziewczyny, ale nie cieszcie się tak - wy też to macie. No dobra, ale co masz zrobić? Przyznasz rację, mimo że jest po twojej stronie? Będziesz mieć święty spokój, ale zerowe morale?

Nie daj się. Ulegniesz raz, ulegniesz i drugi. ON wygra teraz, wygra też kolejną rundę. Oboje się przyzwyczaicie, kto komu w tym związku całuje stopy i tak już zostanie albo będzie gorzej. Bo to jest tak, że dasz komuś palec i nawet się nie obejrzysz, a już nie masz ręki. Będzie chcieć więcej. I więcej. Po jakimś czasie nie wystarczy już skromne "masz rację". Trzeba będzie powtórzyć. I dodać "przepraszam". A potem dokupić prezent (ooo tak, jesteśmy przekupni). I piwo z lodówki wyjąć. Kapcie zdjąć. A na końcu wykonywać wszystkie rozkazy, żeby ci wybaczał. I to też nie zawsze ci się trafi. Przynieś, wynieś, podaj, pozamiataj - to będzie norma. Choć ze sprzątaniem to różnie, bo ON przecież nie widzi zasikanej od spodu klapy ani plamy na spodniach nie zauważy. Ale przyzwyczaisz się. Tylko czy tego właśnie chcesz?

Na babski rozum - to jak gra komputerowa (zły przykład?). Zabijesz kosmitę - masz bonus albo dodatkowe życie. Rozwalisz wszystkich - wygrywasz level. Jesteś silniejsza, zbierasz punkty doświadczenia i coraz bardziej ta gra cię wciąga. Jest tylko jedna różnica - poziom trudności nie wzrasta, bo przeciwnik jest ciągle ten sam. Dlatego gra ma sens, a kłótnia w takim wydaniu niestety nie. 

Chłopaku, teraz ty się nie kompromituj (od słowa "kompromis" :P), kiedy ONA sadza cię związanego i zakneblowanego na krześle i każe ci się ze wszystkiego tłumaczyć. To jest taka metafora specyficznej sytuacji, bardzo częstej zresztą, kiedy kobieta żąda wyjaśnień, jednocześnie nie dopuszczając cię do głosu. ONE to lubią, taki ich mały fetysz. No ale w takich warunkach, to ty się godził nie będziesz. Wola obu stron musi być i basta.

Czasem sami będziecie musieli się związać, żeby nie paść jej lub jemu do stóp. Są okazy, które po kłótni nic nie mówią, nie wypominają, niczego nie wymagają, a już na pewno żadnych tłumaczeń.

Przekaz jest jasny - to TWOJA wina. I im szybciej do tego dojdziesz, tym lepiej dla ciebie.

Zagryź język dziewczyno i nie daj się sprowokować. Nie idź na żadne układy, że ty przepraszasz, a ON będzie dla ciebie miły. Jak mu opadną emocje, to sam do ciebie przyleci, bo urośnie mu co innego. A wtedy to ty zyskujesz przewagę. Cierpliwości. Wiem, że macie z tym trudności, ale pomyślcie o przyszłości i wróćcie 3 akapity wyżej - raz, drugi okażecie słabość i pozamiatane na resztę życia. Bo potem ciężko jest odwrócić role.

Długo Was dziś przytrzymałem, ale chyba taka natura dylematów - dwa zdania nie wystarczą. Zresztą i ten tekst jedynie sygnalizuje parę kwestii i nie wyjaśnia niczego do końca. Wasza sprawa, czy wolicie odpuścić, czy kłócić się do upadłego. Bo czasem to nie sytuacja, a nasz charakter decyduje o przebiegu awantury. A bezsporna prawda jest taka, że ile pięknych i bestii na świecie, tyle powodów do takich potyczek. Ale Was, drogie panie, jest jednak więcej :)




Podobało Ci się? Zostaw komentarz!
Czytaj dalej »

15 paź 2012

UWAŻAJ CO MÓWISZ - NIE MÓW CO UWAŻASZ

14

I co, znów się z nią pokłóciłeś? To bieda. I pewnie chciałbyś się z pogodzić? Słodkie... Ale tylko marzenie. Bo sprawa jest bardzo delikatna i trzeba uważać, co się robi i mówi. To, co działa na nas, facetów, w żadnym wypadku nie zadziała na kobiety. Albo pójdzie nie w tym kierunku, co trzeba. I - wyobraźcie sobie - my nigdy nie jesteśmy na to przygotowani.

Jeśli coś spieprzyłeś, to pamiętaj o tych 10 ważnych zasadach. Jeśli jesteś niewinny, a pewnie tak jest, to też o nich pamiętaj. Są uniwersalne dla każdej kłótni i awantury. Bo wszystkie kobiety mają jedną wspólną cechę - kierują nimi emocje i zanim cokolwiek powiesz, już jesteś osądzony.
Ale jest ratunek. Ucierpisz trochę mniej, jeżeli zapamiętasz tych kilka prostych tekstów. Zapamiętasz po to, żeby ich nigdy w życiu przy kobiecie nie wypowiedzieć albo wiedzieć, jak nie odpowiedzieć. Inaczej zagwarantujesz sobie bezwzględną ciszę w domu, nie wiadomo na jak długo. I to w najlepszym wypadku.

No dobra, i tak coś palniesz prędzej czy później. Ale warto wiedzieć, co prowokuje nasze kobiety najbardziej.

1. A nie mówiłem?
Standard. To zawsze wyprowadzi człowieka z równowagi, a tym bardziej kobietę. No w końcu to przecież ona zawsze ma rację. W każdym razie tak sobie myśli. I ty jej teraz mówisz, że mówiłeś? Nie no chłopaku, nie przesadzaj. Na pewno nic nie mówiłeś. Nawet pod nosem nic nie zamruczałeś. Przecież gdybyś coś tam zabełkotał, to ona by usłyszała, nawet zrozumiała i jeszcze posłuchała. Przecież ona zawsze słucha twoich złotych rad. Więc skoro teraz coś poszło nie tak, to jest to wyłącznie twoja wina, bo nic nie mówiłeś. I jeszcze masz czelność zwracać jej uwagę? Że "a nie mówiłeś"? Ty gnoju!

2. Przepraszam.
Niby tak trudno wychodzi z ust, a jeśli już wyjdzie, to niby wszystko powinno załatwiać. A tu czasem dupa. Na pewne kobiety to słowo działa jak płachta na byka. 
Jakie przepraszam?! Teraz mnie przepraszasz?! Trzeba było myśleć! Mam gdzieś twoje przeprosiny! Gadasz tak, bo chcesz mieć spokój! I jebs, trzasnęły drzwi. Albo szklanka.
No pewnie, że chcę mieć spokój. Co w tym dziwnego? Ja i tak wiem swoje, więc doceń proszę, że się poświęcam i to ja przepraszam. Chyba nie usłyszała...

3. Podaj mi choć jeden powód...
A proszę cię bardzo! Mam ich kilka. Czy to dobrze? No właśnie nie. Ona liczy na to, że nie masz żadnego. Podając chociaż ten jeden, odbierasz jej broń. A jak przeciwnik traci miecz, to ucieka. A jak nie ma gdzie, to się rzuca. Zdziwiony? Przecież chciałeś tylko grzecznie wykonać jej polecenie i nawet powiedzieć prawdę. No tak, to akurat kobiety nie bardzo lubią :) Zatem klops. Albo raczej: jebs! - trzasnęły drzwi. Albo szklanka.

4. ZAWSZE to robisz vs. NIGDY tego nie robisz!
Tak? A pamiętasz to? A wtedy? A tu? Patrz, mam zapisane. Nadal twierdzisz, że NIGDY tego nie robię? Oj grabisz sobie stary. Ona musi podkreślić, że coś jest ZAWSZE albo NIGDY, bo myśli, że wpędzi cię w poczucie winy. I usłyszy: no tak, masz rację (słowo-klucz!), już nie będę. Albo będę - tu trzeba uważać, żeby bardziej nie podpaść, więc musisz słuchać, co do ciebie rozmawia. Ale chwileczkę, przecież ty nie dasz jej satysfakcji i wyciągniesz z rękawa parę asów. Albo kartek z kalendarza i powiesz, co, kiedy robiłeś. Fajnie, bo się wybronisz. I niefajnie, bo ona nie chce z tobą potem gadać.

5. Jesteś taka sama, jak twoja matka!
No to pozamiatane. Nie dość, że porównujesz ją do jej własnej matki, kiedy ona na siłę stara się pokazać, że wcale taka nie jest, to jeszcze mówisz to w sytuacji, kiedy robi coś, co cię wkurza. 
Czyli moja mamusia też cię wkurza? - usłyszysz zaraz. A za sekundę: Halo, mamusia? Wiesz co ten stary dziad o mnie powiedział?! I zamyka się w łazience, co byś nie mógł prostować niektórych zmyślonych historii. No i masz - w domu będziesz miał teraz ciszę, ale nie licz na spokój. A teściowa jeszcze długo obiadku ci nie zgotuje.

6. Zostaw mnie!
I co, zostawiasz czy nie? Jeśli za nią biegniesz, to uważaj na drzwi, talerze, szklanki i inne przedmioty będące w zasięgu jej ręki. Przygotuj plastry, bandaże i siebie na to, że nie pójdziesz jutro do pracy. Chyba, że koledzy uwierzą, że spadłeś ze schodów. 
Jeśli nie chce ci się za nią biegać, to bądź pewny, że ci to wypomni. Że za chwilę wyjdzie z ukrycia, zrobi ci kolejną awanturę o coś tam, ty znowu ruszysz dupsko, żeby ją przepraszać, a ona ci prosto w twarz: Zostaw mnie! No cóż, znów dałeś się podpuścić.

7. Nie chce mi się o tym gadać
Nie, to nie. Obracasz się na pięcie i wychodzisz. Ale czy jesteś pewny, że własnie o to jej chodziło? Żebyś tak ostentacyjnie i nie wyganiany 15 razy sobie poszedł? Skoro powiedziała "nie"... To nic nie znaczy! Czasem "nie" znaczy "nie", a czasem "tak". Nigdy tego nie ogarniesz i niestety nie ma to złotej rady. Zależy od kobiety i tego, czy akurat mówi, co myśli, czy chce żebyś się domyślał. Skomplikowane. Ale jest i dobra wiadomość - obojętnie, co zrobisz, efekt będzie ten sam. Dla ciebie nieciekawy.

8. A wiesz, że Mietek złapał ostatnio 10-kilogramowego szczupaka?
Zmieniasz temat, uważaj. Znaczy, że olewasz i nie interesujesz się o niebo ważniejszym tematem, czyli aferą, którą właśnie urządza ci twoja partnerka. Nie bronisz się, nie tłumaczysz, nie kajasz, nie przepraszasz i nie przeklinasz. O szczupaku pieprzysz farmazony jakieś. A one nie lubią być lekceważone. Zachowaj ten temat na inną okazję, np. punkt 7 naszej listy - kiedy ci powie, że nie chce o tym gadać (o aferze), wtedy zarzuć mietkową przygodą. Ale będzie fun :)

9. Nie kłóćmy się już kochanie...
Weź te ręce, nie dotykaj mnie w ogóle! Tyle na dzień dobry. I do widzenia, bo co masz zrobić. Nie powiesz "przepraszam", bo wiadomo do czego to prowadzi (nie pamiętasz - wróć do punktu 2). To jest wersja soft, bo dajesz do zrozumienia, że nie chcesz się już kłócić, ale nie przepraszasz. Dajesz więc do zrozumienia, że to nie twoja wina. Wreszcie ona dedukuje, że skoro nie twoja, to... jej?! I jebs, trzasnęły drzwi. Albo szklanka. Jednak to wersja hard.

10. Długo będziesz jeszcze na mnie zła?
Tak palancie i przestań zadawać mi takie durne pytania. I w ogóle się do mnie nie odzywaj. I zostaw mnie. I nie przepraszaj. Tyle będę zła, ile będę chciała.
No co masz zrobić - ubierasz się i wychodzisz. Piwo i koledzy czekają. Może jednak ta twoja kobieta wcale nie jest taka zła.

Oczywiście te wszystkie porady powstały ze starannie sporządzonych notatek i zeznań kolegów w czasie gry w wojnę na guziki. Ja tylko spisywałem ;)

Jeśli macie coś jeszcze, co może się nam, biedakom, przydać w tej nierównej walce na słowa, to wrzucajcie w komentarzach.


Czytaj dalej »
- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf