Szczerze mówiąc, myślałem że stolica kopnie Hankę w tyłek. Nie udało się, ale ja w temacie wyników #grzybobrania nie będę się wypowiadał, bo przecież nie miałem prawa głosu. Ale paru znajomych je miało, więc zapytałem ich o wrażenia - czy byli, jak głosowali i tego typu kwestie.
To ważne z punktu widzenia idei demokracji i tego, jak ona wygląda w rzeczywistości. Media przez ten cały czas skupiały się tylko na jednej stronie medalu - kłótni polityków wszystkich opcji o to, kto ma większego. A co z ludźmi, z tą całą armią zdesperowanej młodzieży, która miała zrzucić Hankę ze stołka?
Kuba z Ochoty, 27 lat
Nie głosowałem, bo ja nic nie mam do tej kobiety. Do Kaczyńskiego (Lecha - przyp. ja) zresztą też nic miałem, bo mi obojętne kto rządzi. Mi się dobrze żyje i póki co jeszcze nikt tego nie zepsuł. A czemu nie głosowałem "przeciw odwołaniu" ? Bo nie bardzo wiedziałem po co mam to robić. Referendum nie było moją inicjatywą, jak dla mnie w ogóle mogłoby go nie być, więc nie czułem się zmotywowany. Poza tym mam w poniedziałek ciężkie zajęcia na uczelni, sam rozumiesz...
Aga z Tarchomina, 24 lata
Wahałam się, ale nie poszłam jednak. Może gdyby nie było takiej walki na tym tle, to na jakąś opcję mogłabym zagłosować... A tak? W sumie obojętne mi to było, Hanka ani mnie ziębi, ani grzeje. Właściwie to przez cały czas miałam wrażenie, że to taki trochę sztucznie nadmuchany balon, bo komuś zamarzyła się władza. Dlatego bardziej byłam "przeciw" niż "za", ale z dwojga złego wybrałam trzecie wyjście i nie poszłam w ogóle.
Emil ze Śródmieścia, 28 lat
Ja od początku byłem przeciw. Przeciw referendum oczywiście. Dla mnie to wyrzucanie publicznej kasy w błoto, po to tylko, żeby coś komuś udowodnić. I jak tylko Platforma zaczęła ludzi namawiać, żeby w ogóle olać te wybory, bo to tylko woda na młyn dla Kaczyńskiego (tym razem Jarka - przyp. ja) i Guziała, to z miejsca podjąłem decyzję, żeby nie iść. Zresztą sam widziałeś - wczorajsze wyniki wyraźnie pokazały, że gdyby kilka procent więcej poszło zagłosować po to tylko, żeby spełnić swój "demokratyczny obowiązek", to dziś nasza Hania kochana już byłaby spakowana. Ale sprawiedliwość zwyciężyła i może następnym razem zastanowią się trzy razy, zanim wpadną na podobny pomysł.
Weronika i Kacper z Żoliborza, 25 i 28 lat
My mieliśmy problem, bo na początku nie chcieliśmy w ogóle głosować. Może dlatego, że jesteśmy przyjezdni i raczej nie wiążemy przyszłości z Warszawą. Poza tym i tak jest, naszym zdaniem, lepiej niż w innych miastach. I dopiero kiedy dotarła do nas informacja, że nie będzie podwyżek na biletach, to nam się lampka nad głową zapaliła. Że gdyby nie to referendum, to pewnie za chwilę znowu dostalibyśmy po kieszeni. Dotarło do nas, jakie to wszystko sztuczne. Ale z drugiej strony, uznaliśmy że to marny argument i nie powinien decydować w tak ważnej sprawie. Tym bardziej, że za rok i tak będą wybory. Dlatego nie głosowaliśmy wcale.
***
Ci ludzie są mniej lub bardziej przed trzydziestką. Są młodzi i jednocześnie na tyle dojrzali, że rozumieją na czym polega demokracja. Na wolności wyboru.
Bo referendum jest tylko narzędziem, które możemy sobie w demokracji wykorzystać. Możemy - nie musimy. To nie jest nasz obowiązek, a nasze prawo. Nie ma czegoś takiego, jak brak szacunku do demokracji, bo ona sama daje nam możliwość podejmowania decyzji. Czy to plus, czy minus? Patrząc szerzej, a nie tylko przez pryzmat referendum, odpowiedź jest oczywista.
Dlatego śmieszą mnie te wszystkie komentarze przegranych w typie Adama Hofmana, że "to nie my przegraliśmy - to demokracja przegrała". Fakt, że 73% warszawiaków ma w pompie taką instytucję jak referendum oznacza dokładnie to, że opowiada się za demokracją. Mogli NIE skorzystać ze swojego prawa do głosowania? Mogli i tak właśnie zrobili.