Tralala, ja mam takich siedem. A ta zbitka dwóch motywów dwóch bardzo znanych melodii akurat pasuje mi do sytuacji, w której każdy ma w życiu coś, co robi BO TAK. Dla zasady, bez żadnej nawet nielogicznej argumentacji, bo lubisz, bo chcesz, bo tak ci pasuje. Koniec rozmowy. A swojej motywacji nie rozumiesz nawet ty sam.
Zresztą ja też, ale łapię się na tym dopiero przy jakimś bliższym lub dalszym wyjeździe, gdzie mimo innych warunków, pewne sprawy muszą zawsze przybrać ten sam obrót, a rzeczy muszą wyglądać dokładnie tak, jak wyglądają na co dzień.
Akurat ja się mało czegokolwiek w życiu czepiam i nie należę do tych, którym brak czystych majtek w szufladzie burzy cały rytm dnia. Ot, wezmę wczorajsze. Poza tym nie jestem kobietą, żeby mi taki niefart popsuł humor. Życie, takie "problemy" to codzienność (kobiety mają to samo ze stanikami) i rodząc się, musisz być na to przygotowany.
Ale. Mimo, że ja jestem i bardzo ciężko mnie czymkolwiek wyprowadzić z równowagi, to są na tym świecie sytuacje, które jeśli się nie wydarzą (albo wydarzą), to z mocno wyluzowanego gościa zmieniam się nieprzyjemnego i nawet lekko chamowatego dziada, który musi.
1. Musi wypić poranną... no właśnie - herbatę. Nie wiem skąd się wzięło przekonanie, że tylko kawa da ci porannego kopa. Choćbym był nie wiadomo jak umierający, nie tknę kawy zanim nie wypiję całego kubka herbaty. I przy całej sympatii do osób, które mnie goszczą i mają okazję podać mi śniadanie do łóżka, wkurza mnie kiedy obok jajecznicy pojawia się kawa. No tak mam, nie trzeba mnie pytać, o to co zjem, ale o to czego się napiję - już tak.
2. No chyba, że na obiad wjeżdża np. wątróbka. Oh god, już sam zapach sprawia, że mój żołądek się napełnia, ale niestety nie tym, czym powinien. Próbowałem się przekonać... raz, drugi, trzeci. Za każdym razem szukałem jakiegoś plątającego się pod nogami zwierzęcia, żeby móc pokazać, jak bardzo uwielbiam wątróbkę. Nigdy więcej, przysięgam.
3. Tak jak nigdy nie zlecam osobom trzecim kupienia mi loda w McDonaldzie. Parę razy zdarzyło się, że dostałem nie to co chciałem, a ja biorę tylko DUŻE W POLEWIE TRUSKAWKOWEJ. Nie karmel i nie czekolada choćby nawet w promocji były. To chyba jedyny produkt, którego konkurencja nigdy nie zje i żadna "nowość" nigdy z nim nie wygra.
4. To tyle, jeśli chodzi o jedzenie, chociaż... mycie zębów też się z tym wiąże. Że wieczorem się to robi - jasna sprawa, ale nie wszyscy preferują zabawy szczoteczką z samego rana. Ja mogę się nie ogolić, mogę nie użyć antyperspirantu, mogę się rano nawet nie wysikać, ale zęby muszę umyć. I twarz wodą, najlepiej w temperaturze -15. To podstawa, bez tego mogę nawet nie myśleć, że dzień będzie udany. Bo nie będzie, serio.
5. Tak samo, jak dzień bez muzyki. Ale nie byle jakiej, tylko muzyki z konkretnej radiowej częstotliwości. Pisałem o tym jakiś czas temu przy okazji World Radio Day. Po prostu mix informacji, tych a nie innych radiowych głosów i właśnie takiej muzyki sprawia, że dzień może sobie trwać bez końca, a ja nie czuję pustki.
6. A na koniec dnia... Zimne piwko! Codziennie wjeżdża jedno. Po ciężkim dniu... i gorącym, i chłodnym, i ekscytującym, i nudnym... Nie ma znaczenia. To taki rytuał, dla mnie moment wyciszenia i skupienia się na swoich sprawach. Zastanawiałem się nawet ostatnio czy mógłbym zamienić piwo na cokolwiek innego, co też ma bąbelki. Ta myśl trwała jakieś 5 sekund, ale nie miała sensu, więc ją zakopałem. Po prostu ten moment (wieczór) i ten napój (piwo) najlepiej się ze sobą komponują, więc dlaczego miałbym ten szczęśliwy związek rozdzielać? Wolę się dołączyć i stworzyć trójkąt.
Nie ma tego dużo, bo ja nie lubię kiedy jakaś pierdoła staje się na tyle istotna, że wpływa na moje życie. Tych powyżej jest zaledwie kilka, ale powiem wam w sekrecie, że pisząc tę notkę, sam nie wiedziałem, co z tego wyjdzie. A wyszło, że moje fanaberie zaczynają się i kończą na gastronomii.
Aha, parówek bez keczupu też nie zjem. To po siódme.
Więcej grzechów nie pamiętam. Teraz Wasza kolej.