Nigdy wcześniej nie miałem okazji brać udziału w czymś takim. No dobra, okazja była ale gorzej z czasem. Dlatego, żebym mógł przeżyć swój pierwszy raz z grą miejską pojechałem aż do Wrocławia, gdzie chłopaki z Exploring Events w ramach akcji Pogaduchy Blogerów zorganizowali nam 4 godziny intensywnego fizyczno-intelektualnego wysiłku ze zwiedzaniem miasta w tle.
Dla tych, co nie wiedzą - w dużym uproszczeniu gry miejskie polegają na osiągnięciu jakiegoś celu określonego w scenariuszu. Trochę jak w grach RPG, a planszą jest mniejsza lub większa część dowolnego miasta - im bardziej tłumna, tym lepiej bo trudniej. I też żeby nie było za prosto, po drodze do celu musicie pokazać jak bardzo jesteście sprawni manualnie i umysłowo, bo warunkiem zaliczenia etapu i przejścia do następnego jest rozwiązanie jakiejś zagadki albo wykonanie zadania. Bez tego o wygranej możecie zapomnieć.
A sama koncepcja naszej gry polegała na rozpoznaniu sprawcy porwania Andrzeja Tucholskiego - takiego tam znanego blogera i kradzieży jego laptopa. 8 podejrzanych osób, każdą trzeba było odnaleźć (starodawnym sposobem, czyli przy użyciu mapy), wykonać zadanie i zabić ją gradem pytań o całe zajście i pozostałe osoby - a nóż zacznie sypać i zagadka się rozwiąże. Niestety dla nas, ale z korzyścią dla zabawy, aktorzy perfekcyjnie odegrali swoje role, znali swoje historie i wprowadzali fałszywe tropy, co nas dodatkowo frustrowało (tak pozytywnie) i podsycało atmosferę udziału w klasycznym kryminale. Niestety zakazali nam grożenia bronią (długopisem też) i zdzierania ofiarom paznokci, więc ciężko było wydobyć jakąkolwiek istotną informację bez choćby lekkiej torturki. Ale bloger to stwór inteligentny i zbyt łatwe zadanie mogłoby go po prostu urazić :)
Taka gra miejska spełnia kilka całkiem pożytecznych funkcji:
- integruje cię z ludźmi, z którymi jesteś w grupie i z ludźmi których zagadujesz na ulicy
- poznajesz swoje ukryte zdolności i popisujesz się tymi, które znasz
- zwiedzasz miasto (w tempie sprinterskim, ale jednak)
- nie tracisz czasu na głupoty (czytaj: fejsbuki i temu podobne internety)
- rywalizujesz o zwycięstwo z innymi ekipami (poziom adrenaliny i endorfin sięga swojego apogeum)
- spalasz nadmiar wchłoniętych kalorii (więc zmniejsza ci się brzuch albo tyłek, zależy od płci)
W naszym przypadku dodatkowym atutem było też to, że mogliśmy tego wszystkiego doświadczyć za darmo. Normalnie taka impreza kosztuje, a swoją drogą to ktoś kiedyś wymyślił iście mistrzowski biznes - każą ci biegać po mieście i jeszcze im za to płacisz :) Ok, wiadomo że bezkosztowo to się nie odbywa, ale i tak najprostsze pomysły zawsze są najlepsze.
Zresztą same miasta też bawią się w organizację takich gier. Choćby w Poznaniu za chwilę rozpocznie się Let's play Poznań - międzynarodowy festiwal dla fanów gier miejskich. Z mojej strony to żadna reklama, po prostu mieszkam tutaj, cieszy mnie że coś się dzieje i dlaczego miałbym o tym nie wspomnieć. Tym bardziej, że dzięki grze we Wrocławiu poznałem to miasto bardziej niż kiedykolwiek i - poznaniacy nie bijcie, ale taka jest prawda - infrastrukturalnie, towarzysko i kulturalnie nasze miasto Hał-Hał przy WrocLove wypada blado. Także jeśli kiedyś gdziekolwiek się przeprowadzę, a nie będzie mnie stać na Barcelonę albo Reykjavik, to będzie to Wrocław.
///
Jeszcze krótko o samych Pogaduchach. Krótko, bo czuję niedosyt. Mało ludzi (sporo mniej niż ostatnim razem), brak mądro-gadających głów (co dla nie-mainstreamowych blogerów zawsze jest cennym doświadczeniem), brak Frugo które do nas nie dotarło, choć obiecało (masowy hejt podobno już poszedł, ale ja - w związku z moim ostatnim wpisem - hejtował nie będę, bo może nie zrobili tego specjalnie i naprawią to, co zepsuli).
Za to! Ci, co byli - dla was ogromne dzięki właśnie za to, że byliście. A byliście jak pogoda tego weekendu - zajebiści. Ilona - kupiłaś najlepszy Camembert z ziołami :) A propos - Tesco przeznaczyło na naszą 'skromną' imprezę 3 tysiaczki, dzięki czemu bloger w niedzielę rano mógł zjeść śniadanie, pograć w badmintona i wyżyć się na trampolinie. Bartek i Tomek - Wam dziękuję za organizację i przede wszystkim za pretekst do oderwania się od codzienności. Dlatego obojętnie co by się nie działo - na następnych Pogaduchach też jestem, możecie mnie odhaczyć ;)
I osobne podziękowania dla Dominiki z Dorigami za suchary, Krzyśka z Więcej Luzu za jeszcze więcej sucharów i Łukasza z Kryzysowo za Zakład Usług Piwnych. A Kasi z Zapętlone oprócz pięknego towarzystwa dziękuję za karimatę, kocyk i foty, które macie powyżej.
Dla tych, co nie wiedzą - w dużym uproszczeniu gry miejskie polegają na osiągnięciu jakiegoś celu określonego w scenariuszu. Trochę jak w grach RPG, a planszą jest mniejsza lub większa część dowolnego miasta - im bardziej tłumna, tym lepiej bo trudniej. I też żeby nie było za prosto, po drodze do celu musicie pokazać jak bardzo jesteście sprawni manualnie i umysłowo, bo warunkiem zaliczenia etapu i przejścia do następnego jest rozwiązanie jakiejś zagadki albo wykonanie zadania. Bez tego o wygranej możecie zapomnieć.
A sama koncepcja naszej gry polegała na rozpoznaniu sprawcy porwania Andrzeja Tucholskiego - takiego tam znanego blogera i kradzieży jego laptopa. 8 podejrzanych osób, każdą trzeba było odnaleźć (starodawnym sposobem, czyli przy użyciu mapy), wykonać zadanie i zabić ją gradem pytań o całe zajście i pozostałe osoby - a nóż zacznie sypać i zagadka się rozwiąże. Niestety dla nas, ale z korzyścią dla zabawy, aktorzy perfekcyjnie odegrali swoje role, znali swoje historie i wprowadzali fałszywe tropy, co nas dodatkowo frustrowało (tak pozytywnie) i podsycało atmosferę udziału w klasycznym kryminale. Niestety zakazali nam grożenia bronią (długopisem też) i zdzierania ofiarom paznokci, więc ciężko było wydobyć jakąkolwiek istotną informację bez choćby lekkiej torturki. Ale bloger to stwór inteligentny i zbyt łatwe zadanie mogłoby go po prostu urazić :)
Taka gra miejska spełnia kilka całkiem pożytecznych funkcji:
- integruje cię z ludźmi, z którymi jesteś w grupie i z ludźmi których zagadujesz na ulicy
- poznajesz swoje ukryte zdolności i popisujesz się tymi, które znasz
- zwiedzasz miasto (w tempie sprinterskim, ale jednak)
- nie tracisz czasu na głupoty (czytaj: fejsbuki i temu podobne internety)
- rywalizujesz o zwycięstwo z innymi ekipami (poziom adrenaliny i endorfin sięga swojego apogeum)
- spalasz nadmiar wchłoniętych kalorii (więc zmniejsza ci się brzuch albo tyłek, zależy od płci)
W naszym przypadku dodatkowym atutem było też to, że mogliśmy tego wszystkiego doświadczyć za darmo. Normalnie taka impreza kosztuje, a swoją drogą to ktoś kiedyś wymyślił iście mistrzowski biznes - każą ci biegać po mieście i jeszcze im za to płacisz :) Ok, wiadomo że bezkosztowo to się nie odbywa, ale i tak najprostsze pomysły zawsze są najlepsze.
Zresztą same miasta też bawią się w organizację takich gier. Choćby w Poznaniu za chwilę rozpocznie się Let's play Poznań - międzynarodowy festiwal dla fanów gier miejskich. Z mojej strony to żadna reklama, po prostu mieszkam tutaj, cieszy mnie że coś się dzieje i dlaczego miałbym o tym nie wspomnieć. Tym bardziej, że dzięki grze we Wrocławiu poznałem to miasto bardziej niż kiedykolwiek i - poznaniacy nie bijcie, ale taka jest prawda - infrastrukturalnie, towarzysko i kulturalnie nasze miasto Hał-Hał przy WrocLove wypada blado. Także jeśli kiedyś gdziekolwiek się przeprowadzę, a nie będzie mnie stać na Barcelonę albo Reykjavik, to będzie to Wrocław.
///
Jeszcze krótko o samych Pogaduchach. Krótko, bo czuję niedosyt. Mało ludzi (sporo mniej niż ostatnim razem), brak mądro-gadających głów (co dla nie-mainstreamowych blogerów zawsze jest cennym doświadczeniem), brak Frugo które do nas nie dotarło, choć obiecało (masowy hejt podobno już poszedł, ale ja - w związku z moim ostatnim wpisem - hejtował nie będę, bo może nie zrobili tego specjalnie i naprawią to, co zepsuli).
Za to! Ci, co byli - dla was ogromne dzięki właśnie za to, że byliście. A byliście jak pogoda tego weekendu - zajebiści. Ilona - kupiłaś najlepszy Camembert z ziołami :) A propos - Tesco przeznaczyło na naszą 'skromną' imprezę 3 tysiaczki, dzięki czemu bloger w niedzielę rano mógł zjeść śniadanie, pograć w badmintona i wyżyć się na trampolinie. Bartek i Tomek - Wam dziękuję za organizację i przede wszystkim za pretekst do oderwania się od codzienności. Dlatego obojętnie co by się nie działo - na następnych Pogaduchach też jestem, możecie mnie odhaczyć ;)
I osobne podziękowania dla Dominiki z Dorigami za suchary, Krzyśka z Więcej Luzu za jeszcze więcej sucharów i Łukasza z Kryzysowo za Zakład Usług Piwnych. A Kasi z Zapętlone oprócz pięknego towarzystwa dziękuję za karimatę, kocyk i foty, które macie powyżej.
To wróćmy jeszcze do tej gry miejskiej - braliście kiedykolwiek udział? Piszcie, bo ciekawi mnie jak to wygląda w innych miastach.