19 sie 2013

KAŻDY MA JAKIEGOŚ BZIKA, MAM I JA.

0

Tralala, ja mam takich siedem. A ta zbitka dwóch motywów dwóch bardzo znanych melodii akurat pasuje mi do sytuacji, w której każdy ma w życiu coś, co robi BO TAK. Dla zasady, bez żadnej nawet nielogicznej argumentacji, bo lubisz, bo chcesz, bo tak ci pasuje. Koniec rozmowy. A swojej motywacji nie rozumiesz nawet ty sam.

Zresztą ja też, ale łapię się na tym dopiero przy jakimś bliższym lub dalszym wyjeździe, gdzie mimo innych warunków, pewne sprawy muszą zawsze przybrać ten sam obrót, a rzeczy muszą wyglądać dokładnie tak, jak wyglądają na co dzień.

Akurat ja się mało czegokolwiek w życiu czepiam i nie należę do tych, którym brak czystych majtek w szufladzie burzy cały rytm dnia. Ot, wezmę wczorajsze. Poza tym nie jestem kobietą, żeby mi taki niefart popsuł humor. Życie, takie "problemy" to codzienność (kobiety mają to samo ze stanikami) i rodząc się, musisz być na to przygotowany.

Ale. Mimo, że ja jestem i bardzo ciężko mnie czymkolwiek wyprowadzić z równowagi, to są na tym świecie sytuacje, które jeśli się nie wydarzą (albo wydarzą), to z mocno wyluzowanego gościa zmieniam się nieprzyjemnego i nawet lekko chamowatego dziada, który musi.

1. Musi wypić poranną... no właśnie - herbatę. Nie wiem skąd się wzięło przekonanie, że tylko kawa da ci porannego kopa. Choćbym był nie wiadomo jak umierający, nie tknę kawy zanim nie wypiję całego kubka herbaty. I przy całej sympatii do osób, które mnie goszczą i mają okazję podać mi śniadanie do łóżka, wkurza mnie kiedy obok jajecznicy pojawia się kawa. No tak mam, nie trzeba mnie pytać, o to co zjem, ale o to czego się napiję - już tak.

2. No chyba, że na obiad wjeżdża np. wątróbka. Oh god, już sam zapach sprawia, że mój żołądek się napełnia, ale niestety nie tym, czym powinien. Próbowałem się przekonać... raz, drugi, trzeci. Za każdym razem szukałem jakiegoś plątającego się pod nogami zwierzęcia, żeby móc pokazać, jak bardzo uwielbiam wątróbkę. Nigdy więcej, przysięgam.

3. Tak jak nigdy nie zlecam osobom trzecim kupienia mi loda w McDonaldzie. Parę razy zdarzyło się, że dostałem nie to co chciałem, a ja biorę tylko DUŻE W POLEWIE TRUSKAWKOWEJ. Nie karmel i nie czekolada choćby nawet w promocji były. To chyba jedyny produkt, którego konkurencja nigdy nie zje i żadna "nowość" nigdy z nim nie wygra.

4. To tyle, jeśli chodzi o jedzenie, chociaż... mycie zębów też się z tym wiąże. Że wieczorem się to robi - jasna sprawa, ale nie wszyscy preferują zabawy szczoteczką z samego rana. Ja mogę się nie ogolić, mogę nie użyć antyperspirantu, mogę się rano nawet nie wysikać, ale zęby muszę umyć. I twarz wodą, najlepiej w temperaturze -15. To podstawa, bez tego mogę nawet nie myśleć, że dzień będzie udany. Bo nie będzie, serio.

5. Tak samo, jak dzień bez muzyki. Ale nie byle jakiej, tylko muzyki z konkretnej radiowej częstotliwości. Pisałem o tym jakiś czas temu przy okazji World Radio Day. Po prostu mix informacji, tych a nie innych radiowych głosów i właśnie takiej muzyki sprawia, że dzień może sobie trwać bez końca, a ja nie czuję pustki.

6. A na koniec dnia... Zimne piwko! Codziennie wjeżdża jedno. Po ciężkim dniu... i gorącym, i chłodnym, i ekscytującym, i nudnym... Nie ma znaczenia. To taki rytuał, dla mnie moment wyciszenia i skupienia się na swoich sprawach. Zastanawiałem się nawet ostatnio czy mógłbym zamienić piwo na cokolwiek innego, co też ma bąbelki. Ta myśl trwała jakieś 5 sekund, ale nie miała sensu, więc ją zakopałem. Po prostu ten moment (wieczór) i ten napój (piwo) najlepiej się ze sobą komponują, więc dlaczego miałbym ten szczęśliwy związek rozdzielać? Wolę się dołączyć i stworzyć trójkąt.

Nie ma tego dużo, bo ja nie lubię kiedy jakaś pierdoła staje się na tyle istotna, że wpływa na moje życie. Tych powyżej jest zaledwie kilka, ale powiem wam w sekrecie, że pisząc tę notkę, sam nie wiedziałem, co z tego wyjdzie. A wyszło, że moje fanaberie zaczynają się i kończą na gastronomii.

Aha, parówek bez keczupu też nie zjem. To po siódme.

Więcej grzechów nie pamiętam. Teraz Wasza kolej.


Czytaj dalej »

19 sty 2013

TAKI BYŁ LAMENT A NIC SIĘ NIE STAŁO

0

Poznajecie tego faceta? O nim zaraz, a dziś w ogóle miałem sobie zrobić przerwę od bloga, bo ostatni wpis o dzieciństwie został przez was bardzo ciepło przyjęty i ciągle jeszcze zbiera pozytywny feedback. Ale coś dziś jednak skrobnę, bo jest o czym.

Prawda jest też taka, że tego wpisu wcale mogłoby dziś nie być, gdyby wczoraj coś poszło nie tak. Ale poszło i to bardzo na TAK. I nawet lepiej niż się spodziewałem, więc wypada pochwalić.

Tym bardziej, że tak bardzo lubimy oceniać innych bez zadania sobie trudu, żeby ich najpierw poznać. Lubimy też deklarować, że wcale tak nie jest, że to nie fair i że wygląd wcale nie ma znaczenia. Jasne, że ma bo wyrabiamy sobie w ten sposób pierwsze wrażenie, ale dopiero w połączeniu z tym osławionym wnętrzem mamy pełen obraz człowieka, którego będziemy albo kochać, albo nienawidzić.

Taka naszła mnie myśl po koncercie nowego Myslovitz w ramach trójkowej Offensywy de Luxe wczoraj późnym wieczorem. Wielu skreśliło ich już na starcie, a w zasadzie po tym jak odszedł od nich Rojek. Słyszałem wtedy od tych wszystkich 'muzycznych ekspertów' i pseudo-fanów, że Myslovitz się skończył, że Rojek się skończył, że kto to w ogóle jest ten Kowalonek i że to już nie będzie to samo. Śmieszne są te wtręty, bo jasne że nie będzie to samo. A Artur i chłopaki mimo że się rozwiedli, to nadal żyją i tworzą. Będzie po prostu inaczej, co nie znaczy że gorzej, to oczywiste. Paru fanów i tak już się obraziło i nie wróci, ale na miejsce starych przyjdą nowi i karuzela dalej będzie się kręcić.

Znów się rozpisuję, ale to ważne, żeby się z punktu nie uprzedzać. Ja cierpliwie czekałem i nie wdawałem się w te bezsensowne dyskusje w stylu 'ale porażka' i 'o boże co to teraz będzie'. Wczoraj mogłem w końcu wysłuchać, co mają mi do zaproponowania i szczerze wam teraz mówię, że zaskoczyli mnie na duży plus. Nie myślałem, że stare utwory Myslovitz mogą równie dobrze brzmieć głosem Michała (i to jest ten chłopak na zdjęciu). Dla mnie to fenomen, bo oni są przecież całkowicie od siebie inni. I każdy wspaniały. Michał w Snowmanie raczej nie wychylał się do szerszej publiczności, a tu musi zmierzyć się nie tylko z całą rzeszą fanów, którzy dadzą się za Myslovitz pokroić, ale i z legendą Rojka, bez którego Myslovitz i jego piosenki ponoć nie istnieją.

No to powiem wam, że istnieją i mają się dobrze. Dostały nowe brzmienie, nowy wokal, ale to wszystko trzyma się kupy. I co najlepsze, ciągle mam wrażenie, że to nadal moje ukochane, stare Myslo. 

Rojek miał swoją kosmiczną wartość w zespole. Mówiono nawet że jest odwrotnie i to on jest całą wartością Myslovitz. Jego wykonania przeszły do muzycznej historii tego kraju, 40 milionów Polaków i paru obcokrajowców dzięki niemu poznało porządną muzykę, a każdy nucąc 'Długość dźwięku' stara się śpiewać tak jak on, bo inaczej się nie da. Ale po wczorajszym mini-koncercie nie mam wątpliwości, że jeszcze większą wartością niż głos Artura są melodia i słowa do niej stworzone, bo wystarczy dobrać do nich odpowiedniego wykonawcę i Myslovitz znów brzmi jak dawniej.

Fajnie, że chłopaki tak bezboleśnie przez to przechodzą, no ale jest 'ale'. Zawsze musi jakieś być. Bo to nadal są piosenki Rojka i też dlatego nie czuć tej różnicy. Jasne, że to już jest dużo, ale prawdziwym testem będzie dla Michała i ekipy ich pierwsza wspólna płyta, która pokaże w jakim kierunku teraz pójdą. Chyba w dobrym. Bo to zbyt inteligentni ludzie, żeby mogli coś tak po prostu spieprzyć.


A to zagrali: 3 sny o tym samym, Nocnym pociągiem aż do końca świata, Za zamkniętymi oczami, Myszy i ludzie, Czerwony notes błękitny prochowiec, Good day my angel.


+ coś jeszcze z nowych nagrań, ale nie zarejestrowałem tytułów. Może ktoś z was słuchał albo był i wie, jakie to były utwory?


/a zdjęcie pochodzi z facebookowego profilu Snowmana/




Podobało Ci się? Nie zgadzasz się? Zostaw komentarz!

Czytaj dalej »

20 gru 2012

TROCHĘ SZACUNKU DO "MOICH" ŚWIĄT OK?

0

Tradycja i religia to przereklamowane hasła. Czyli przereklamowane jest również traktowanie świąt bożego narodzenia jako czasu dla duszy i rachunku sumienia. Ot taki katolicki bełkot. Dużo ludzi jeszcze ciągle w niego wierzy dlatego ich czepiał się nie będę, ale mam taki mały apel do tych, którzy próbują indoktrynować resztę laicyzującego się społeczeństwa.

Bo bycie laikiem nie jest złe, szczególnie w kwestiach religijno-obyczajowych. Takie podejście jest ostatnio nawet modne. I raczej nie dzięki Palikotowi, ale dlatego, że uczy nas tego życie. Bo większość z nas wcale różowo nie ma. Ci bardziej świadomi wiedzą przecież, że żaden bóg nie załatwi im pracy, nie da pieniędzy, nie ugotuje kotleta i nie zaprowadzi dzieciaka do szkoły. A to są problemy, których każdy przeciętny Polak doświadcza na co dzień, więc nic ma nic dziwnego w tym, że społeczeństwo się od tematyki religijnej odsuwa. I samemu ciężko na wszystko pracuje.

Tradycja też jest męcząca, bo czasy się zmieniły. Człowiek nie żyje już tylko od jednych świąt do drugich i nie czeka cały rok aż będzie mógł w końcu tego karpia zjeść albo choinkę ubrać. Nikt się tym już nie podnieca. Na stół coraz częściej wjeżdżają inne ryby albo w ogóle, a choinka stoi tylko po to, żeby prezenty było gdzie położyć. Taki trend, bo już nie tradycja. 

Jakiś czas temu Trójka puściła audycję o tym, jak my Polacy postrzegamy święta. No i znalazło się paru takich, którym przeszkadza fakt, że są ludzie, którzy święta traktują bardziej towarzysko zamiast wielce przeżywać i kolędy śpiewać do upadłego. No i trzeba im było zabierać głos, bo dość mocno zaczęli się rozpędzać ze swoim krytykanckim podejściem do entuzjastów komercyjnej wersji świąt.

Nie ma nic złego w tym, że zamiast na pierwszą gwiazdę czekam na jedzenie. Że od towarzystwa naciągających mnie na kasę kolędników wolę towarzystwo rodziny i dobrego filmu. Że prezenty mają dla mnie większą wartość niż przełamanie opłatka z tekstem "i żeby ten nowy rok, drogi Łukaszu, był lepszy niż ten co jest". Srututu, tralala.

To moje święta i ja będę je przeżywał jak chcę. Będę jadł, pił, leżał, a potem dla odmiany leżał, pił i jadł. W międzyczasie rozmawiał trochę z rodziną i rajcował się trafionymi prezentami. Bo nie zakładam nietrafionych. Nikomu nic do tego i nie w moim towarzystwie uwagi w stylu "święta to czas święty, czas tradycji, czas wybaczania i czas nie wiadomo czego jeszcze". Ja nie muszę nikomu wybaczać, bo do nikogo nic nie mam. A żeby dochować tradycji to sobie Kevina w tv obejrzę. Albo madafakę Bruce'a wszystkie części.

Bo mnie naprawdę nie obchodzi czy ktoś sobie wkłada siano pod obrus i wpuszcza księdza po kolędzie. Nie moja działka, to się nie mieszam. I tego samego wymagam od ludzi bardziej uduchowionych ode mnie - szacunku po prostu. Różni ludzie, różne święta.



Dodaj coś od siebie - zostaw komentarz!

Czytaj dalej »
- See more at: http://www.exeideas.com/2013/08/add-unlimited-blog-post-scrolling.html#sthash.WFyboNTy.dpuf