To, że media schodzą na psy i że po przetrawieniu ta informacyjna papka coraz częściej przybiera konsystencję sraczki zamiast zwartej kupy - to wiadomo. Wiadomo, że standardy wyznacza Fakt na spółę z Superakiem i reszta musi (chce?) się dostosować. Wiadomo też, że w dobie internetu liczy się to, kto pierwszy przekroczy barierę dźwięku w szybkości wrzucenia newsa do sieci. Pudelek, kozaczek czy inny pantofelek - okej. Fejsa też trzeba traktować z przymrużeniem oka. Ale Forbes? RzePa? Wprost? TVN? I to za jednym zamachem.
Miałem pisać o zajebistości tego, co tam wyczytałem, ale tak się złożyło, że wypada mi przede wszystkim poruszyć temat niekompetencji dziennikarzy, redaktorów, dyrektorów, a nawet samego źródła informacji, która dziś do mnie dotarła.
Wygląda to tak, że kilka dni temu PZU wypuściło na rynek kontrowersyjną ofertę swojego nowego produktu - polisę antybiotykową. W skrócie polega ona na tym, że idzie człowiek do apteki, okazuje receptę, kartę PZU i dostaje antybiotyk za 20% jego ceny. Resztę płaci PZU, w zamian za comiesięczne składki w jakiejś śmiesznej kwocie kilku złotych.
HIT, słuchajcie! Że tak powiem - kto nie weźmie, ten gupek.
Oczywiście wielkim znawcom tematu zdrowia w Polsce pomysł się nie podoba, bo Polacy już teraz faszerują się jakąś chorą ilością antybiotyków, a PZU swoją ofertą tylko sprzyja powstaniu całej armii lekomanów. Tok rozumowania dość mocno ociera się absurd, bo wychodzi na to, że wszyscy tymi lekomanami już jesteśmy i tylko szukamy okazji do ataku na aptekę. Zatem - bullshit, nie ma się co przejmować. Poza tym business is business, leki są drogie, ludzie generalnie biedni więc polisa jak znalazł na nasze warunki.
Ok, musiałem swoje wtrącić, bo nie byłbym sobą. Teraz media informacyjne, choć w zasadzie powinienem te dwa słowa wziąć w cudzysłów. "Media informacyjne" - tak lepiej. Zaczęło się od Rzepy, która materiał wydrukowała, potem rzucili się inni. Wszędzie copy_paste, nikt się nawet nie wysilił, żeby go zweryfikować. News - to jest to, byle wrzucić i niech się niesie.
- rodziny pracowników nie mogą z tego korzystać, bo liczy się nazwisko na recepcie, które musi być zgodne z tym na polisie. Oczywiście można to zrobić nielegalnie i wypisać jedną receptę na siebie, babcię i dziadka, ale to raczej nie jest informacja, która powinna pojawić się w mediach.
- mówi to sam dyrektor zarządzający. Konsultantka temu zaprzeczyła, klika razy upewniając się podczas rozmowy ze mną u kilku różnych osób.
- oferta NIE obejmuje wszystkich antybiotyków, a jedynie pewien zakres. Być może docelowo osiągną sto procent, ale jeszcze nie teraz.
Ja wiem, że konsultant na infolinii nie jest żadnym informacyjnym guru. Dlatego rozmawiałem z trzema i każdy niezależnie od siebie zaprzeczył rewelacjom o rodzinach i ofercie na wszystkie leki, negując tym samym dumne stanowisko samego dyrektora PZU.
Może temu panu i mediom byłoby łatwiej, gdyby PZU wrzuciło tę swoją innowacyjną ofertę na stronę? Bo "Antybiotyk" lata sobie swawolnie po sieci, a źródełko jest puste. Szkoda, bo przeciętny osobnik nie dowie się na przykład, że aby móc z takiej oferty skorzystać, musi być objęty grupowym ubezpieczeniem PZU w swoim zakładzie pracy. Musi zadzwonić. Zatem to taka jeszcze ciepła informacja dla wszystkich zainteresowanych, którzy planowali miło spędzić czas oczekując na rozmowę z konsultantem.
W każdym razie nic nie tłumaczy zachowania mediów, które - oprócz tego, że jest nieprofesjonalne bezmyślne i po prostu głupie - pokazuje brak szacunku dla mnie jako czytelnika. Potraktowano mnie trochę jak świnię, która zje wszystko bez pytania co w korycie. Przecież i tak zjem, i będę zadowolony, że w ogóle dostałem.
I może to jest odpowiedź na ten nasz odwieczny ostatnio dylemat - różnicę między dziennikarzem a blogerem i taką trochę zimną wojną między nimi:
Bloger się stara, blogerowi się chce, a dziennikarz od jakiegoś czasu przestaje i sprawia wrażenie, że wszystko mu jedno.
To nie jest prowokacja. Po prostu bloger to zawsze pasja i czasem zawód, a dziennikarz to zawsze zawód i tylko czasem pasja.