Znów jestem chory. I znów rozłożyła mnie angina - jak tydzień temu, jak rok temu i jak dwa lata temu. Niby wiem o tym, że początek jesieni zawsze jest dla mnie pechowy pod tym względem, ale nie potrafię nad tym zapanować. I jakby tego było mało, lekarka spoglądając w kartotekę próbowała mi uświadomić, że nie jest dobrze: "Cztery antybiotyki w ciągu dwóch lat? Jak na dorosłego faceta, to dużo". Ja tam nie wiem. Ale fakt, ile na tym tracę trochę mnie otrzeźwił.
Kiedyś myślałem, że w tym paskudnie zabieganym życiu czasem warto się pochorować, żeby zwyczajnie odpocząć. Bo wiecie - ja mam tak, że taki obłożnie chory to jestem 1-2 dni. Trzeciego dnia wszystko mija i znów mogę robić milion rzeczy na raz. A że L4 mam na tydzień, to przez kolejne cztery relaksuję swoje spracowane narządy. Co by potem wyspany i ogólnie szczęśliwy wrócić do pracy, jak po urlopie. Brzmi dobrze, co?
No tak dopóki nie zdasz sobie sprawy, że ten urlop zamiast na plaży pod palmami odbywa się w bloku z widokiem na inny blok. I że nawet gdybym chciał sobie zrobić taką namiastkę tropików i wybrać się na basen, to nie mogę. Niby wiadomo, że to zawsze więcej strat niż zysków, ale zawsze podchodziłem do tego na luzie i na zasadzie, że przynajmniej odpocznę.
Tylko, że mam już trochę tego dość, więc zmieniam nawyki. Za dużo mnie to kosztuje. Dosłownie.
Bo nie sztuką jest się wyleczyć - sztuką jest nie zachorować, kiedy wszyscy na około padają jak muchy. Odkrywcze, co? No to jedziemy.
1. Bierz witaminy
Taka niby oczywistość. Ale ja nie biorę i mam za swoje. To znaczy, wiem że żadna witamina nie da mi 100% gwarancji na wieczne zdrowie, ale w jakiejś części mnie do tego przybliża. Pewnie dlatego aż tak tanio nie jest, ale i tak taniej niż kuracja zapisana przez lekarza.
2. Nie stresuj się
Ja akurat nie mam z tym problemu, ale masa ludzi tak. I to nie chodzi o taki stres w pracy, bo ten to nawet czasami się przydaje. Ale dzieją się w naszym życiu rzeczy, tzw. bzdury, którymi nie ma sensu się przejmować. A bzdury to na przykład czerwona plama na majtkach albo jesień za oknem. Czyli klasyczne zjawiska, na które nie mamy wpływu i już. Ewentualnie doradzam ziółka - kiedyś po jednych takich nagle przestałem się stresować szkołą :)
3. Nie prowokuj
Przedłużanie sobie lata do listopada poprzez ignorowanie kurtek, czapek i tego typu spraw to nie jest zajebisty pomysł. Kiedyś też miałem w pompie, bo liczyło się to ile stopni będzie w ciągu dnia. Nieważne, że rano termometr pokazuje 3 stopnie - przecież nie będę targał ze sobą kurtki jak w południe będzie 15. Logiczne.
Tylko ta logika oprócz swoich niewątpliwych zalet zawsze miała jedną wadę - działała do czasu.
4. Pomyśl o kasie na leki
Bo jak pomyślisz, to może pomyślisz też o trzech poprzednich punktach. Ja za każdym razem jestem zdziwiony, jakie to cholerstwo drogie. I nawet zamienniki nie zawsze ratują sytuację.
W ogóle ten moment uświadomienia sobie "ile kosztuje mnie moja choroba" jest o tyle ważny, kiedy dzielisz budżet na kilka osób. Mając kasę tylko dla siebie możesz sobie nią nawet tyłek podcierać, ale bywa, że zawartość lodówki nie jest tylko twoja i ktoś na twoich lekach straci. Np. nie zje banana przed snem. Trochę przesadzona, ale jednak prawda.
5. Pomyśl, co tracisz
Zresztą... Zakładając, że nie masz żadnego bata nad sobą albo jesteś po prostu egoistą, to pomyśl ile sam stracisz chorując. Kasa to raz, bo i na leki potrzeba, i w robocie pensję ci obetną, ale wszystko co się wiąże z akcją pt. "wyjście z domu" też cię ominie. No chyba, żeś taki twardziel i wyżej cenisz znajomych niż swoje zdrowie. Albo jesteś mięczak i nie potrafisz odmówić. Albo ci imputują, że coś ściemniasz.
Swoją drogą żałosne są takie insynuacje.
- Szefie, nie przyjdę dziś do roboty, chory jestem.
- Taaa, jaaasne...
Tak jakby sam nigdy, kuźwa, nie chorował. A nie, sorry - szef może. Ja akurat nie mam z tym problemu, bo dobrze trafiłem, ale kiedyś różnie bywało. Raz nawet rzuciłem robotę, takie było napięcie spowodowane moją "wyimaginowaną" chorobą. Władza przeszkadza ludziom w racjonalnym myśleniu, serio. Najpierw mają problem, żeby uwierzyć, a jak uwierzą to każą się zastanowić czy "warto chorować". Podłe to, ale z terrorystami się nie negocjuje. Dlatego...
6. Musisz wyleżeć tę chorobę
Ja zerwałem się z łóżka po pierwszej dawce antybiotyku i hurraaa! na rower. Fizycznie czułem się okej, poza tym kto jak nie ja najlepiej zna swój organizm. Żona kazała leżeć, matka jak się dowiedziała też spanikowała i zwyzywała od kretynów. A ja robiłem swoje, bo przecież kto jak nie ja... No i mam. Taki ze mnie cwaniak, że sam się załatwiłem. Niczym ekipa z Kac Vegas, zachowując rozsądne proporcje. Ale! Puenta tego wszystkiego jest jedna - leżymy choćby się waliło i paliło.
Ech i znów okazuje się, że najważniejsze to myśleć. Nie wiem czemu, ale pisząc ten tekst czułem się jakbym pisał tylko do facetów... Nie zamierzałem rzecz jasna, ale kobiety jakoś bardziej potrafią zadbać o swoje zdrowie, mam wrażenie. Jeszcze gdyby tylko mniej panikowały, to pewnie każda żyłaby 100 lat, a bolesne miesiączki nie miałyby miejsca (sorry, nie znam się ;)
Aha i jeszcze jedno. Jeśli to kobieta choruje, wiedz że coś się dzieje. Jeśli facet - pewnie trochę przesadza, ale daj mu poleżeć :)
PS. A jak tam Wasze działania anty-chorobowe?