Dla jasności i co widać - siedzę sobie na tarasie, a plażę mam 5 metrów obok. Ale tu, na wakacjach, klimat nie sprzyja zbytnio tworzeniu wpisów, bo i upał, i regularnie padający internet skutecznie przekonuje mnie do życia offline. Nie żebym był tym faktem jakoś specjalnie zszokowany i nie mógł się otrząsnąć, ale zrodziło to w mojej głowie ciekawą rozkminę w temacie uśmiercania prasy papierowej przez internety.
Bo mimo, że faktycznie tak się dzieje i globalnie papier gazetowy już nigdy z tabletem nie wygra, to nadal jest czas i są miejsca, gdzie zwykła gazeta bije internet na głowę i szybko nie odpuści. Na przykład na plaży, gdzie jeśli akurat nie śpisz i nie rozwiązujesz sudoku, to pewnie coś czytasz.
Dlaczego zatem warto to robić klasyczną metodą?
- W pełnym słońcu tablet pokaże ci co najwyżej liczbę pryszczów na czole i fryzurę czy się układa.
- Dzięki gazecie, znalezienie hotspota przestaje być najważniejszym punktem programu.
- W gazecie zawsze wiesz, co czytasz. W necie nigdy nie wiesz, co się kryje pod nagłówkiem.
- Irytacja spowodowana powolnym ładowaniem stron jest większa niż przewracaniem ich pod wiatr.
- Gazeta nie zepsuje się pod wpływem działania ziarenek piasku.
- Po przeczytaniu gazety masz poczucie, że wiesz wszystko. Po przeczytaniu internetu nadal masz wrażenie, że nie wiesz nic.
- Gazetę przeczytasz, odkładasz i zajmujesz się czymś innym. Internet czytasz i nie możesz skończyć.
- Marne są szanse, że przy odpalonym fejsie przeczytasz cokolwiek ze zrozumieniem.
Niby wiadomo, ale ja już widziałem ludzi, którzy chodzili po plaży w tę i z powrotem szukając zasięgu albo cienia, bo im ekran oczy wypalał. Nie zdziwiłbym się, gdyby chodziło o fejsa, ale nie sądzę też, żeby wysiłek był tego wart. Status i focię można wrzucić z opóźnieniem, naprawdę nikt się nie połapie i nie wywołasz tym kryzysu. Gazetkę do rąsi i pokaż, że jeszcze potrafisz to robić.
A tu możesz się pochwalić, jak wygląda Twoje plażowanie. Bo u mnie to głównie nadrabianie zaległości w nic-nie-robieniu :)